Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cena marzeń o dziecku

Adam Luks
W leczeniu niepłodności liczy się czas. Przedłużając diagnostykę, zwlekając latami z włączeniem technik rozrodu wspomaganego, czy zalecając masę zbędnych badań, kradnie się kobietom wiek reprodukcyjny.

W leczeniu niepłodności liczy się czas. Przedłużając diagnostykę, zwlekając latami z włączeniem technik rozrodu wspomaganego, czy zalecając masę zbędnych badań, kradnie się kobietom wiek reprodukcyjny.

<!** Image 2 align=none alt="Image 85553" sub="Przygotowanie do pobrania komórek w gabinecie zabiegowym Centrum Medycznego „Genesis” w Bydgoszczy. To jedyny profesjonalny ośrodek w województwie kujawsko-pomorskim, specjalizujący się w kompleksowym leczeniu niepłodności partnerskiej. / Zdjęcia: Dariusz Bloch ">- Tułałam się od ginekologa do ginekologa. Każdy miał własną koncepcję działania. Najczęściej całkowicie ignorował opinie poprzednika i proponował własny zestaw badań - Magda z Włocławka, szczęśliwa mama dwuletniej Zosi, niechętnie wraca pamięcią do czasów, gdy kolejne próby zajścia w ciążę kończyły się bolesnymi porażkami. - Dopiero po siedmiu latach trafiłam do lekarza, który skierował na badania również mojego męża. Okazało się, że problem leży nie tylko po mojej stronie.

Smutna polska norma

Już w łonie matki każdy żeński płód ma w gonadach określoną liczbę pierwotnych komórek jajowych. Dziewczynki przychodzą na świat z pewną ich pulą. Gdy dojrzewają płciowo, tracą kilkadziesiąt komórek na miesiąc. Płodność kobiet, inaczej niż w przypadku mężczyzn, obniża się z miesiąca na miesiąc. W pewnym wieku sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, bo komórki jajowe starzeją się szybciej niż ich „właścicielki”.

- Dlatego w leczeniu niepłodności kwestia szybkości i efektywności w działaniu ma ogromne znaczenie - mówi dr n. med. Marek Szymański, kierownik NZOZ Centrum Medyczne „Genesis” w Bydgoszczy. - Przedłużając diagnostykę, zwlekając latami z włączeniem technik rozrodu wspomaganego, czy zalecając masę zbędnych badań, kradnie się kobietom wiek reprodukcyjny.

<!** reklama>Popularne w środowisku ginekologów określenie „kradzież wieku reprodukcyjnego” narodziło się w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest de facto terminem prawnym.

- Tam lekarz może za coś takiego trafić za kratki. W krajach Europy Zachodniej takie praktyki budzą głęboki niesmak środowiska ginekologicznego. Nazywa się je błędem w sztuce. W Polsce są, niestety, smutną normą - ubolewa dr Maciej Socha, konsultant ds. andrologii w Centrum Medycznym.

„Genesis” to jedyny ośrodek w Kujawsko-Pomorskiem zajmujący się kompleksowym leczeniem niepłodności, z wykorzystaniem technik medycznie wspomaganego rozrodu, w tym metody zapłodnienia pozaustrojowego - in vitro. W całym kraju funkcjonuje kilkanaście podobnych placówek.

- To stanowczo zbyt mało - uważa dr Marek Szymański. - Niepłodność dotyka od 12 do 15 procent par, jest więc poważnym problemem społecznym.

Ograniczony dostęp do nowoczesnych technik wspomagania rozrodu powoduje, że kobiety pragnące mieć dziecko przechodzą długą drogę, co opóźnia zastosowanie właściwego leczenia.

Pytania, które bardzo ranią

- Nie podliczałam, ile łącznie kosztowały nas starania o dziecko, bo to, co przeżywam teraz, kiedy mam już swoją Zosię, warte jest każdych pieniędzy - Magda z Włocławka nie potrafi jednak wymazać z pamięci tych wszystkich lat, które uważa za zmarnowane. - Co najmniej kilku lekarzy bezwzględnie wykorzystało moje marzenie o dziecku. Z niskich pobudek finansowych. A ja żyłam w tym czasie na skraju załamania nerwowego.

<!** Image 3 align=right alt="Image 85553" sub="Laboratorium embriologiczne ośrodka wyposażone jest w sprzęt najnowszej generacji. Na zdjęciu: moment wyjmowania próbek z zarodkami z dewarów wypełnionych ciekłym azotem. / Zdjęcia: Dariusz Bloch">Rodzina Magdy nie wiedziała o problemach, z którymi ona i jej mąż się borykali. Nie była świadoma, jak bardzo ranią pytania typu: „Kiedy wreszcie weźmiecie się do roboty?”.

- A ja nie mogłam powstrzymać łez na ulicy, gdy widziałam ciężarną kobietę - opowiada Magda. - Jak ja tym kobietom zazdrościłam.

Fakt, że przy leczeniu niepłodności zbyt często zdarzają się w Polsce nadużycia, potwierdzają nie tylko pacjenci i niezależni eksperci, ale również raporty Światowej Organizacji Zdrowia. Jedną z krytykowanych szeroko patologii nękających tę dziedzinę medycyny jest nadużywanie badań hormonalnych.

- Nie trzeba robić badań, gdy pewne rzeczy widać na pierwszy rzut lekarskiego oka - uważa dr Socha. - Tymczasem u nas hormony to słowo wytrych, od którego lekarze często w ogóle zaczynają rozmowę z pacjentami. O tym problemie grzmi się obecnie na międzynarodowych konferencjach ginekologicznych.

Pakiet badań hormonalnych kosztuje kilkaset, a w niektórych ośrodkach nawet kilka tysięcy złotych. Tymczasem wiedza, którą się dzięki nim uzyskuje, w wielu przypadkach okazuje się zupełnie nieprzydatna w terapii.

- Kiedy słyszę w Polsce tętent kopyt spodziewam się konia, a nie zebry - obrazuje dr Socha. - Gdy przychodzi do mnie młoda, prawidłowo owulująca kobieta, nie narzekająca dotąd na żadne dolegliwości poza tym, że nie może zajść w ciążę, i mówi, że pięć razy badano jej poziom hormonów, zwyczajnie trafia mnie szlag.

Takie praktyki są nie tylko obciążaniem portfela pacjentek, ale również ich zdrowia.

- Przeszłam kilka terapii hormonalnych. Przybrałam na wadze ponad 30 kilogramów - mówi Edyta z Torunia, która przez trzy lata bezskutecznie próbowała zajść w ciążę. - Dopiero kiedy trafiłam do bydgoskiego ośrodka okazało się, że większość badań została zrobiona niepotrzebnie, bo mój problem tkwi zupełnie w czym innym. Zdecydowałam się na zapłodnienie in vitro i udało się.

Za kolejny poważny błąd w przypadku leczenia niepłodności w Polsce uważa się zachwianie proporcji między diagnozowaniem kobiet a mężczyzn. Część lekarzy, znajdując potencjalną przyczynę niepłodności u pani, jakby zapomina o skierowaniu na badania pana. Tymczasem statystyki dowodzą, że czynnik męski jest przyczyną niepłodności par nawet częściej niż żeński. W 10 do 20 proc. przypadków przyczyna bywa obopólna.

- Proszę spojrzeć na spermiogram pacjenta X - demonstruje dr Karolina Wasilow, odpowiedzialna w „Genesis” za procedury laboratoryjne. - W jednym mililitrze nasienia znajduje się zaledwie 2,3 miliona plemników, a powinno być minimum 20 milionów. Pacjent X ma poważny problem. Jak możemy mu pomóc? Zaczynamy od klasyfikacji ruchliwości. Literką D oznacza się plemniki, które zupełnie się nie ruszają. Literką C takie, które tkwią w miejscu, ale drżą. Dla nas liczą się plemniki poruszające się - szybciej bądź wolniej - oznaczone odpowiednio B i A.

Zaczęło brakować pieniędzy...

W kolejnym etapie pobiera się plemniki z kilku mililitrów nasienia, aby następnie zagęścić je w mniejszej objętości płynu. W przypadku pacjenta X uzyskano łącznie ponad 6 milionów plemników.

- Zagęszczone nasienie podajemy bezpośrednio do jamy macicy, oszukując trochę matkę naturę. Ten zabieg nazywa się inseminacją wewnątrzmaciczną i jest obecnie najczęściej stosowaną metodą wspomagania rozrodu - dodaje dr Karolina Wasilow.

Prostszą, ale znacznie rzadziej stosowaną, bo o wiele mniej efektywną metodą jest inseminacja naszyjkowa - plemniki podawane są tu w specjalnym kapturku na szyjkę macicy, gdzie spora część z nich jest od razu zatrzymywana.

- Zanim trafiliśmy do Centrum Medycznego, nie wiedzieliśmy, że istnieją różne rodzaje inseminacji - mówi Tomasz z Bydgoszczy. - Ginekolog, u którego żona leczyła się poprzednio, koncentrował się tylko na tej prostszej metodzie. Nie raczył jednak poinformawać nas, że są skuteczniejsze sposoby.

Za każdy zabieg kasował za to 3 tysiące złotych, czyli dwa razy więcej niż w profesjonalnych ośrodkach płaci się średnio za inseminację wewnątrzmaciczną.

- Twierdził, że opłata jest tak wysoka, bo stosuje podwójną liczbę plemników - tłumaczy mężczyzna. - Nie przyszło nam zresztą do głowy, aby porównywać ceny, w końcu to nie zakup telewizora. Zaufaliśmy lekarzowi.

Po trzech nieudanych zabiegach para była bliska całkowitej rezygnacji ze starań o dziecko.

- Zaczęło nam po prostu brakować pieniędzy. Nie jesteśmy zamożni. Ja jestem ślusarzem a żona krawcową - dodaje Tomasz. - Marzeniu o dziecku poświęciliśmy całe nasze oszczędności. Przez te wszystkie lata rezygnowaliśmy też z wakacji i jakichkolwiek przyjemności.

Pierwsza inseminacja przeprowadzona w bydgoskim ośrodku, niestety, znów zakończyła się niepowodzeniem.

- Byliśmy jednak oszołomieni różnicą w technice wykonania zabiegu - zapewnia Anna, żona Tomasza. - Wszystko wyglądało inaczej - sprzęt, gabinety i najzwyklejsze w świecie podejście do człowieka.

Łza się w oku kręci

Po drugiej inseminacji Anna zaszła w ciążę. Jest obecnie w trzecim miesiącu. Lekarze z „Genesis” podkreślają, że nie zawsze jednak mogą mieć dla pacjentek dobre wiadomości.

- Średnio sześć na dziesięć razy musimy mówić, że jest nam przykro - mówi dr Maciej Socha. - Każde niepowodzenie boli, ale statystyka jest nieubłagana. Proszę mi wierzyć, nie jest łatwo mówić ludziom, że kolejny raz się nie udało.

To ta niewdzięczna strona zawodu.

- Jest też druga - zapewnia lekarz. - Niedawno spotkałem w poczekalni 3-letniego chłopczyka. Dokładnie pamiętam tamte godziny w laboratorium. Zawsze myślałem, że jestem mało sentymentalny, a tu łza prawie zakręciła się w oku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!