W Toruniu trwa zażarta wojna o prawo do sprzedaży alkoholu

To w 1993 roku radni uchwalili drastyczny limit punktów, w których sprzedawane będą trunki (chodzi o wszystkie o mocy wyższej niż 4,5 proc., oprócz piwa). Przez lata koncesji było 70-80. Kaganiec poluzowano w 2011 roku uchwałą, że do 2014 roku przybywać będzie po 3 nowe koncesje rocznie. Właśnie dobiliśmy do 100.

- Sytuacja jest bardzo trudna, bo koncesji mało, a handel się rozwija. Na 3 nowe koncesje w tym roku wpłynęło aż 39 wniosków. Jeszcze nie rozstrzygnęliśmy, komu je przyznamy. W grudniu 2013 roku wydaliśmy trzy zezwolenia na sprzedaż alkoholu i wobec wszystkich wpłynęły odwołania do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Sprawy są w toku i póki się nie rozstrzygną, sklepy alkoholu sprzedawać nie mogą - mówi Krzysztof Kisielewski, dyrektor Wydziału Ewidencji i Rejestracji UM Torunia.
Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, w odwoływaniu się od decyzji urzędników prym wiedzie Biedronka. Ta sieć wprowadza teraz m.in. portugalskie wina w dobrej cenie. Dyrektor Kisielewski tylko dyplomatycznie potwierdza: „Tak, składają odwołania”.

Jednak to nie koniec paraliżu. Wloką się jeszcze sprawy, które z SKO trafiły do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. A stąd, dodajmy, można iść jeszcze wyżej - do Naczelnego Sądu Administracyjnego. I takie przypadki z Torunia też były.

Urzędnicy tymczasem mają twardy orzech do zgryzienia. Bo jak spośród kilkudziesięciu sklepów wybrać 3, które dostaną koncesję. Owszem, są wytyczne w uchwale Rady Miasta z 2008 r. na temat usytuowania sklepu (odległości od szkoły, kościoła, przychodni etc.), ale spełniać je może np. 20 handlowców jednocześnie. I co wtedy?

- Trzeba wprowadzać dodatkowe kryteria. Np. nasycenie punktami sprzedaży alkoholu w sąsiedztwie - zdradza dyrektor Krzysztof Kisielewski.