Ot, te wszystkie "z rodziną to najlepiej się wychodzi na zdjęciu" albo "rodziny się nie wybiera, przyjaciół - jak najbardziej"... Cóż, poczucie rodzinnej lojalności niejedną rzecz zbudowało, ale niejedną też zniszczyło, choć z drugiej strony w trudnym momencie to ono okazuje się często najistotniejsze. "Więzy krwi" to bardzo oldskulowy dramat kryminalny. Choć tak naprawdę to przede wszystkim rodzinna przypowieść.
I jak to z takimi przypowieściami bywa, skupia się ona na tych wszystkich momentach, które konstruują wzajemne relacje familii. Konkurencja o względy ojca, faworyzowanie i niedocenianie, podziw wobec starszego brata, poczucie zawodu i tego, że się zawiodło... Jak to w rodzinie. No i jeszcze pytania. Na ile w chwilach trudnych wyborów potrafimy oderwać się od rodzinnych więzi? Czy, z drugiej strony, mimo wszystkiego, co nas dzieli, w takim decydującym momencie będziemy w stanie poświęcić siebie w imię więzów krwi? Szczerze mówiąc film jest w warstwie ideolo przewidywalny do bólu, a opisywane relacje tak naprawdę niczym specjalnym nas nie zaskakują. Ba, wpadają w banał, a rozwiązanie całej historii jest trochę zbyt proste. Na szczęście jest to wszystko uroczo podane, a kilka elementów filmu mamy bardzo smacznych.
Choćby stylizację na społeczne kryminały z lat 70-tych. I nie chodzi tylko o to, że akcja toczy się w roku 1974 - a klimat tamtych lat udało się kapitalnie odtworzyć. Pasuje wszystko - samochody, krawaty, biurka i nawet szufladki w tych biurkach. Również sam sposób opowieści, filmowania, gry aktorskiej, przypomina nam kryminały mistrzów tamtej dekady. Czasami aż łapiemy się na tym, że idzie to w stronę lekkiego przymrużenia oka... Druga sprawa to oczywiście relacja dwóch braci, niby w niczym nie zaskakująca - jeden jest teoretycznie po stronie dobra, drugi po stronie zła. Malowane jest to jednak ciekawie, zastanawiamy się, jak to rzeczywiście jest z tym dobrem i złem, szczególnie, że nasze sympatie też się bujają w różną stronę. W końcu wszyscy tu mają połamane życie.
Tak więc oglądamy opowieść o pewnej rodzinie. Dwóch chłopaków i córkę wychowywał samotnie ojciec - jeden z synów został policjantem, drugi właśnie kończy odsiadywanie 12 lat za zabójstwo. No a potem mamy to, co zwykle. Były skazaniec próbuje jakoś wsiąknąć w normalność, ale normalność go nie chce. Pozostają mu starzy kumple i stare możliwości. No i brat - policjant ma kłopoty.
Atut tego filmu to na pewno obsada. Clive Owen i Billy Crudup jako bracia są tak różni i podobni jednocześnie, jak trzeba. No a tatusia gra James Caan, którego kochamy od lat 70-tych właśnie. Wtedy zagrał zresztą w rodzinno-kryminalnym dramacie "Ojciec chrzestny". Tyle ze wówczas nie był tatą, a jednym z braci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Szpak pokazał swojego towarzysza. Połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia
- Tomaszewska i Sikora spacerują z wózkiem. Wydało się, co ich łączy! [ZDJĘCIA]
- Urbańska obnaża się przed młodzieżą w sieci. Nie jesteście na to gotowi [ZDJĘCIA]
- Była naszą olimpijską królową. Dziś Otylię Jędrzejczak trudno rozpoznać [ZDJĘCIA]