Monopol na światło

I tak od Kalisza do Gdańska monopolistą jest Energa, od Bydgoszczy do Zielonej Góry rządzi Enea, od Białegostoku do Rzeszowa strefę wpływów dzierży PGE, a od Legnicy do Tarnowa - Tauron. Mimo że teoretycznie rynek jest uwolniony, to jednak trudno mówić o końcu monopolu energetycznego, a zmiana operatora to dzisiaj nadal fikcja.

Przede wszystkim dlatego, że ceny prądu nadal są regulowane i ograniczone taryfami. Dlatego też różnice cen są małe, a zmiana sprzedawcy prądu jest mało atrakcyjna dla odbiorcy indywidualnego. Ciut lepiej sytuacja wygląda w przypadku odbiorcy takiego jak gmina. Tu możliwość negocjacji jest większa. Gminy walczą o lepsze warunki, bo wiedzą, że mogą dostać spory upust. I zwykle dostają.

W przypadku latarni miejskich sprawa się komplikuje, bo ich właścicielem jest spółka. Obecnie nie ma żadnego interesu, by ten stan rzeczy zmieniać. Co roku otrzymuje przecież kilka milionów złotych w ramach umowy. Co więcej, stawki za konserwację czy modernizację może ustalać zupełnie nierynkowo, bo przecież i tak miasto nie może zlecić tej usługi komuś innemu. Wydaje się więc, że szanse na zmianę statusu są marne.
Ale w grupie siła i pierwsze próby bojkotu już w kraju widać. Władze lokalne z pięciu miast (w tym Bydgoszczy) utworzyły tzw. Porozumienie Strzeleńskie, którego celem jest przejęcie latarni od Enei. Ich sukces może przetrzeć szlak dla kolejnych miast.