Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Goście, goście w domu moim

Redakcja
Zwykle wystarczy parę piw, żeby zaczęło zgrzytać. I żeby spod miłej buźki politycznej poprawności zaczęła wyłazić raczej ponura gęba.

Zwykle po tych paru piwach z Francuzem czy Holendrem wychodzi na to, że multi-kulti owszem, urocze jest szalenie, ale problemów z tym masa, bliźni z dalekich krain jakoś wcale nie chcą się asymilować, a przylepiony uśmieszek tolerancji mocno uwiera.

Tylko czy to oznacza, że polityczna poprawność jest czymś paskudnym? Otóż niekoniecznie. Jasne, wiele osób zmusza do hipokryzji, ale jakby nie było wytycza też ramy tego, co wypada, a co nie. A z kolei te ramy w dalszej perspektywie zmieniają lud. Zmagania z maską politycznej poprawności to chyba najciekawszy element francuskiej komedii "Za jakie grzechy, dobry Boże" z Christianem Clavier - czyli pamiętnym sługusem pana rycerza z "Goście, goście". Bo bohater Clavier uprzedzeń ma masę, "obcy" we Francji denerwują go niezmiernie, ale jako człowiek z klasy średniej wyższej musi być politycznie poprawny do bólu. I tylko po którymś z kolei winie - w końcu to Francja - wyrywa mu się żarcik na temat zięcia, potomka imigrantów... Bo to jednak nasza naszość jest najlepsza.

Można by z tego ukręcić komedię nad komedie? A jak! W końcu problem jest jak najbardziej realny i wciąż gorący, bo do tradycyjnej ksenofobii dokłada się niechęć części imigrantów do akceptowania reguł nowej ojczyzny. Jakby zrobić to odważnie, bez wazeliny i ideologii, to mogłoby być soczyście... A "Za jakie grzechy" to trochę taki film, jak postać grana przez Claviera. Niby chciałby pobrykać, ale szybko robi się grzeczniutki. Ten film też zmienia się w salonową farsę z życia francuskiej klasy średniej, w której wszyscy odkrywają uroki wielokulturowości. Strasznie to dalekie od świetnych "Nietykalnych", w których poza rasową mieliśmy jeszcze klasową przepaść między głównymi bohaterami, a efekt był bardzo prawdziwy. I to był dopiero kopniak w uprzedzenia, nie tylko francuskie. Bo my, choć multi-kulti nie mamy, to różnych "obcych" też szukamy z wielkim zamiłowaniem. "Za jakie grzechy" wychodzi więc średnio. Owszem, w powodzi żarcików, żartów i dowcipasów parę jest naprawdę zabawnych - w końcu to robota Claviera i ekipy - ale po obejrzeniu całości czułem się nieco wymęczony. Twórcy filmu zabezpieczali się zresztą jak mogli, żeby było delikatnie. Jeśli chodzi o imigrantów, to jeden jest bankowcem, drugi adwokatem, trzeci biznesmenem, a czwarty aktorem... Z "czysto" francuskimi reprezentantami swojej klasy społecznej dogadują się więc ostatecznie sielankowo.

A oglądamy opowieść o pewnej francuskim biznesmenie i jego żonie. Małżonkowie żyją sobie na uroczej prowincji i kochają francuskie cnoty. Córy naszej pary to już panie paryżanki, które mężów znalazły sobie, jak to w dawnej stolicy wielkiego imperium, różnych- Żyda, Araba i Chińczyka. Została jeszcze czwarta córka - no i zastanawiamy się, czy trafi na Polaka, czy na Afroeuropejczyka.

Większość aktorów gra tu dosyć bezbarwnie, zapamiętujemy więc tak naprawdę tylko Christiana Claviera - de Funesa początku XXI wieku. Zresztą Clavier nawet komizm buduje podobnie do najsłynniejszego żandarma świata - gestykulacją, minami, strzelaniem oczami. I co tu dużo gadać, jest skuteczny. Choć forma z "Gości, gości" to też już historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!