Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie stać mnie na wybryki

Janusz Milanowski
Jacek Smarz
Do dziś zapraszam na różne imprezy panią matematyczkę z mojej szkoły. Ona pyta: dlaczego? A dlatego, że - oprócz działań matematycznych - nauczyła mnie pani logiki - wyznaje Rafał Predenkiewicz, właściciel toruńskiej firmy Arpol Motor Company i Pałacu Romantycznego w Turznie.

Najtańsza wyspa na Karaibach kosztuje 55 tys. dolarów. stać Pana?
(śmiech) Nie, zdecydowanie nie. gdy kupowałem zabytkowy pałac w Turznie, ktoś mnie zapytał, czy będę tam mieszkał. Odpowiedziałem, że nie będzie mnie na to stać. Na dobrą sprawę biznes w Polsce dopiero kiełkuje i trzeba pokoleń, które ustabilizują sytuację wokół i dopiero któreś pokolenie w przyszłości będzie stać na takie wybryki. Na razie powinniśmy jak najlepiej wykorzystać czas obecnej epoki - nie dla konsumpcji, ale dla rozwoju.

Nie jest więc Pan typem biznesmena, który za pierwsze zarobione pieniądze kupuje luksusowy
samochód...

Nie. Miałem trzy małe fiaty, gdy pierwszy raz było mnie już stać na dobry, zachodni samochód. pierwszego „malucha” złożyłem sam z własnych części, gdy miałem 18-19 lat. Miałem takie założenie: dobre auto kupię dopiero wtedy, gdy będzie mnie stać na dziesięć takich aut. I taki moment nastąpił. pan pewnie by chciał, żebym powiedział, że stać mnie na wyspę na Karaibach i tak dalej... A ja nigdy nie przywiązywałem wagi do konsumpcji.

Nie, wcale nie... chcę, żeby opowiadał Pan jak jest.
Lubię podróżować, ale zawsze patrzę na cenę oferty, wybieram pakiet. poza tym podróżowałem dużo
po świecie za sprawą mojej działalności motoryzacyjnej. Dzięki dobrym wynikom byłem zapraszany na różne fajne wycieczki przez importerów samochodów albo dystrybutorów części.

A z czym się Panu kojarzy słowo „pieniądz”?
Pieniądz? no, cóż.... Jest potrzebny do życia, ale nie najważniejszy. najważniejsze jest zdrowie. Pieniądz ma mi służyć, żeby utrzymywać firmę i odpowiedni poziom zatrudnienia, żeby była stabilizacja
i poczucie odpowiedzialności za ludzi w niej pracujących. powtarzam: służyć mi, a nie ja jemu.

Pieniądze to odpowiedzialność.
Tak. I trzeba je wypracować. pieniądze wypracowane mają dziesięciokrotnie większą wartość niż
pieniądze otrzymane.

Pan wypracował pieniądze zaczynając od handlu. Cofnijmy się do czasów, gdy kostka masła w ciągu
doby drożała o 500 proc.

Na szczęście wtedy nie miałem dużo pieniędzy (uśmiech). Co ja wtedy robiłem? Wyszedłem z wojska i wspólnie z żoną otworzyłem mały kiosk (6 metrów kwadratowych) z artykułami zagranicznymi: banany, kawa, gumy do żucia. Tego nie było na rynku. Wykorzystałem koniunkturę i do tego wystarczyły mi mały kiosk i mały fiat.

Służył Pan w niebieskich beretach. To była ostra formacja desantu morskiego. Ułomków tam
nie brali...

Wylądowałem w niebieskich beretach we Wrzeszczu i byłem z tego dumny. Wojsko nauczyło mnie pokory do życia, którą mam do dziś i zahartowało mnie. Przede wszystkim miałem kontakt z Halą
targową w gdańsku, gdzie podpatrywałem handel artykułami zagranicznymi. Poznałem też marynarzy,
którzy je przywozili. Po wyjściu z wojska już na drugi dzień wiedziałem, co mam ze sobą zrobić.

To wojsko było już częścią planu biznesowego?
Nie, było obowiązkiem i to nie był dla mnie szczyt szczęścia. Nawiasem mówiąc, jeśli chodzi o biznes,
to miałem też wiele szczęścia, ale szczęściu trzeba pomagać. W czasach naszych przekształceń
gospodarczych ogromną rolę odgrywały przypadki. Mam kolegów, którzy zaczynali od handlu
Na łóżkach, a dziś są właścicielami dużych firm. Na to składa się też hart ducha, dużo wyrzeczeń
i często też przypadków.

A co to jest szczęście? Zbieg dobrych przypadków?
To, że człowiek w odpowiednim momencie znajdzie się tam, gdzie się powinien znaleźć. Pozna nowych
ludzi, nowe sytuacje… Szczęście jest też wtedy, gdy pozna się odpowiednią dziewczynę, która
zostanie żoną (uśmiech).

Pan się wychował w gospodarstwie w Dobrzejewicach.
Ojciec przejął to gospodarstwo po wojnie po dziadku kompletnie zniszczone, bo dziadka wyrzucił
Niemiec z Besarabii, który wszystko spalił. Tata musiał je odbudować. w domu była nas ósemka
rodzeństwa, ja byłem najmłodszy. wszyscy byliśmy od najmłodszych lat przyzwyczajeni do pracy
i życia w pokorze, gdyż nie wiadomo, co będzie jutro.

Wtedy była straszna bieda. Jak Pan to wspomina?
Dobrze. zawsze był entuzjazm. Byliśmy kochającą się rodziną. Każdy z nas miał przydzielone
obowiązki; na przykład starsi pomagali młodszym w lekcjach. W święta może nie było zbyt wiele
zabawek i słodyczy, ale było fantastycznie, gdy robiliśmy wycinanki na choinkę. Tata za pracę
potrafił nagrodzić nas, nie żałował ciężko zarobionych pieniędzy. Mieliśmy np. jedni z pierwszych we
wsi telewizor i dom był pełen sąsiadów na seansach. Następnie zakupił dużego fiata na rodzinne
przejażdżki. Byłem dość młody, gdy ojciec kupił mi motocykl Mz i potem tego żałował, gdyż ostro
jeździłem. Jednak dzięki temu motocyklowi zacząłem interesować się techniką i poszedłem do szkoły
samochodowej. Dla moich rodziców wydałem książkę o naszej rodzinie. grzebałem w archiwach w poszukiwaniu śladów moich przodków i doszukałem się ich aż do 1750 r.

Często Pan mówi - „pokora”. w słowniku ludzi biznesu na ogół występują inne rzeczowniki: odwaga, ryzyko, ekspansywność, drapieżność, itp.
Myślę, że wszystko trzeba wyważyć, aby osiągnąć jakiś cel i sukces. gdybym nie był odważny, to bałbym się zakupu każdej nieruchomości czy inwestycji w nowej branży. drapieżny? Obserwowałem,
co robi konkurencja, ale miałem swój styl prowadzenia biznesu. Trzeba być systematycznym, iść własną drogą i używać rozsądku. Do dziś zapraszam na różne imprezy panią matematyczkę z mojej szkoły. Ona pyta: dlaczego? A dlatego, że - oprócz działań matematycznych - nauczyła mnie pani logiki. Biznes to połączenie tego wszystkiego plus intuicja i na koniec pokora, bo nie znamy jutra.
Może nastąpić załamanie gospodarki albo konflikt zbrojny.

Wskazał Pan jeszcze na coś istotnego: indywidualizm. Myśl samodzielnie, nie małpuj.
Ci, którzy kopiują i małpują, nie wiedzą, czego chcą. Kierują się chwilowym entuzjazmem, a w biznesie
trzeba czynić założenia na dłuższą metę. Każda branża, której przewodziłem, przechodziła różne
momenty, ale ja miałem swoją wizję i wiedziałem, że muszę przetrwać trudną sytuację, a nie coś kategorycznie zmieniać. Każdy, kto prowadzi własną działalność, powinien wiedzieć, że nie wszystko
da się zaplanować, ale trzeba mieć własną ideologię, intuicję, pierwszą myśl i być konsekwentnym.
Na początku jeździłem „maluchem” po banany do Gdańska. Były zawieje, a ja w nocy wracałem
i od rana handlowałem. To była ta moja konsekwencja. Gdy zostałem dealerem seata, starałem
się być w czołówce sprzedaży i to mi się udawało, mimo że Toruń nie jest Trójmiastem ani Warszawą.
I do dziś mam Seata i doszło Mitsubishi.

Pamiętam, że gdy pod Toruniem budowano autostradę, to właśnie Pana firma przeprowadziła
największą transakcję flotową w dziejach polskiej motoryzacji. Firma Skanska kupiła od Arpolu
ponad sto terenówek „mitsubishi” do obsługi budowy.

To był znakomity strzał, ale miałem świadomość, że jednorazowy, a żyć trzeba dalej. nie należy
zachłystywać się takimi sukcesami, tylko spokojnie, pozytywnie je odbierać.

A czy kupno Pałacu Działowskich w Turznie, zaprojektowanego przez Marconiego, to spełnienie
jakichś marzeń?

Miałem pewne doświadczenie z zabytkowymi obiektami po kupnie fabryki po Bumarze przy ul. Lelewela. Marzenie? Nie wiem?! Jestem wychowany na wsi, kocham naturę, mam też duży sentyment
do zabytków. Zabytki mają w sobie duszę i tak szybko nie przemijają jak nasze życie. Za sto lat nie będzie tych samochodów, które czekają na sprzedaż tu obok w salonie. A Pałac Romantyczny w Turznie będzie. To jest wyjątkowa XiX-wieczna architektura i dwustuletni park, to już jest pomnik
tradycji historycznej miejsca, w którym gościł Chopin. Mogłem oczywiście kupić kawałek pola i coś pobudować, ale to nie byłoby to samo! Pałac w Turznie ma swoją duszę i historię, a ja chciałbym
ją dalej tworzyć tak, jak przez wieki czyniły to zamieszkałe tam polskie, patriotyczne rodziny. Życie jest ulotne, ale trzeba pozostawić po sobie chociaż mały ślad. W tym roku zorganizowaliśmy pierwszy ogólnopolski konkurs muzyki Fryderyka Chopina, skierowany do młodzieży. Udało się to dzięki życzliwości sponsorów i profesjonalnej organizacji profesora Romana Gruczy.

Znana jest też Pana miłość do sportu. Wiem o boksie, nartach, tenisie.
Tak, lubię sport, ponieważ hartuje, wywołuje rywalizację, słowem pomaga w życiu. teraz najważniejszy jest maraton. pierwszy raz pobiegłem w półmaratonie z okazji otwarcia nowego mostu
drogowego w Toruniu. tak mnie, mieszkańca Małej Nieszawki, to ucieszyło, że pobiegłem z tej radości.
Wcześniej oczywiście trenowałem. Potem zacząłem startować w pełnych maratonach: Kraków, Gdańsk, Warszawa, Toruń. Za dwa tygodnie jadę na maraton do Paryża, a potem do Pragi, Berlina
i Nowego Jorku.

Jaki ma Pan czas i jak często trenuje?
Biegam codziennie 10 km. Z każdym ukończonym maratonem mam lepszy czas od poprzedniego.
teraz jest to 3 godziny 50 minut, a zaczynałem od 4,20. W bieganiu na ponad 42 km zdarzają się kryzysowe chwile, widziałem np. młodych zawodników, jak siedząc na krawężniku drogi masowali i naciągali zmęczone mięśnie. Podobnie jest w biznesie, bywają momenty trudniejsze. Nie należy się wówczas poddawać, tylko przetrwać ten trudny czas i po nabraniu sił przyspieszyć. Na szczęście stawy też mnie nie bolą, bo wychowałem się na wsi, na zdrowym jedzeniu. Liczę na to, że w Paryżu znów poprawię swój czas

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nie stać mnie na wybryki - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska