[break]
No i pycha została ukarana, bo oto okazało się, że liderem na toruńskiej liście, dla odmiany PiS, też będzie spadochroniarz i też z Warszawy - Krzysztof Czabański, dziennikarz, za czasów pierwszych rządów PiS prezes Polskiego Radia SA.
W spadochroniarstwie politycznym najbardziej bawią mnie te mniej lub bardziej akrobatyczne sposoby udowadniania licznych i głębokich związków warszawskiego najczęściej kandydata z nowym miejscem swego startu. Jeśli dobrze pamiętam, Kazimierza Szczuka startująca z Kujawsko-Pomorskiego do Parlamentu Europejskiego powoływała się na związki z Włocławkiem swego bliskiego przyjaciela, Otylia Jędrzejczak, jeszcze jedna chętna do PE, na ojca pochodzącego gdzieś z okolic Złotnik Kujawskich. O Krzysztofie Czabańskim dowiedziałem się z jednego z wywiadów, że dziadków miał w Żninie, kuzynka prowadziła w Toruniu aptekę, a matka - i ten argument podoba mi się najbardziej - tak jak wielu torunian, pochodzi z Wilna. Jako żywo, przypomina to prawdziwy podobno dialog, spopularyzowany lata temu przez kabareciarzy z Elity: "Pan z Wrocławia? A to świetnie, bo ja też ze Lwowa". Żnin to, co prawda, zupełnie inny okręg wyborczy, ale kuzynka z apteką - to już brzmi poważnie.
To wcale nie wynalazek III RP. Ten system działał w najlepsze już w PRL, w czasach, gdy same wybory były czystą fikcją. Na przykład w roku 1976 roku z okręgu toruńskiego startował Wincenty Kraśko, jeden z wysoko postawionych partyjnych dygnitarzy, wieloletni sekretarz KC - jak to się ładnie wtedy mówiło - na odcinku kultury, który w latach 1972-1976 był posłem z... Leszna, choć od dawna był warszawiakiem.
Wincenty Kraśko, tak na marginesie dziadek Piotra Kraśki, sam był dziennikarzem, czynnym w latach 40. i 50. w partyjnej prasie na Wybrzeżu. Jest więc jakaś tradycja startowania z naszych okolic ludzi związanym z mediami. Dorzucić tu można jeszcze Andrzeja Persona i Tadeusza Zwiefkę.
Spadochroniarstwa nie lubię wcale nie dlatego, że kandydaci miejscowi są mądrzejsi, politycznie sprawniejsi, czy bardziej przystojni, a sam fakt stałego rezydowania w miejscu startu do wyborów nie daje żadnej gwarancji, że mandat nie będzie zmarnowany.
A jednak... Sorry, taki już mamy klimat, nazwijmy to polityczno-ustrojowy, że obecność w parlamencie polityków, którzy ponad partyjnymi podziałami potrafią skutecznie zabiegać o interesy swego miasta, czy regionu, którym się chce, którzy potrafią sprawnie lobbować na rzecz swego środowiska - to kapitał trudny do przecenienia. I dobrze jest, gdy właśnie takich ludzi ma się na Wiejskiej w Warszawie jak najwięcej. Wystarczy wspomnieć niedawne majstrowanie w komisjach przy projekcie ustawy o związkach metropolitalnych, które skończyło się usunięciem zapisu, który akurat dla Torunia był bardzo korzystny.
Z perspektywy tzw. warszawki to drobiazg. Kogoś, kto jest stąd, nie trzeba ani uczyć, ani przekonywać, jak tak drobiazg może być ważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?