Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki redaktor, fan sportu, skromny człowiek

Piotr Bednarczyk
Witold Kurecki (12.05.1926 - 16.02.2016)
Witold Kurecki (12.05.1926 - 16.02.2016) Andrzej Kamiński
We wtorek, po długiej chorobie, odszedł od nas Witold Kurecki, współzałożyciel „Nowości”i wieloletni szef działu sportowego naszej gazety.

W maju skończyłby równo 90 lat.
- Zawsze śmiał się, że jest bratem-bliźniakiem przewrotu majowego, bo urodził się dokładnie 12 maja 1926 roku - mówi Stanisław Frankowski, były wieloletni sekretarz redakcji „Nowości”. - Długowieczność w Jego rodzinie była normą. Mama, Waleria, dożyła 104 lat.
Pan Witek urodził się w Grudziądzu, dopiero potem rodzina przeniosła się do Torunia. Jego tata był uczestnikiem Powstania Wielkopolskiego, zmarł dość młodo. Pan Witek w młodości mieszkał z mamą na Podgórzu i był bardzo związany z tą dzielnicą, wręcz z niej dumny.

Wepchnęli go koledzy

Pracę rozpoczął już jako licealista.
- Przyszedł do Henryka Jankowskiego, który był wówczas kierownikiem oddziału toruńskiego Gazety Pomorskiej - dodaje Stanisław Frankowski. - Opowiadał, że przyszedł z notatką z jakichś zawodów szkolnych w gronie kilku kolegów, którzy... wepchnęli go do pokoju redakcyjnego. Wtedy Jankowski zapytał młodego Witka, czy nie napisałby czegoś jeszcze i od tego wszystko się zaczęło. Przez wiele lat pracował w Gazecie Pomorskiej, był tam szefem działu sportowego, dojeżdżał do Bydgoszczy.
- Pan Witek skończył II Gimnazjum, do którego uczęszczał żużlowiec Zbigniew Raniszewski - mówi Andrzej Kamiński, wieloletni fotoreporter „Nowości”. - Byli kolegami. Ten drugi kilka razy zawiózł Pana Witka do Bydgoszcz motocyklem, co świadczyło o dużej odwadze redaktora.
W 1967 roku, gdy zapadła decyzja o powstaniu „Nowości”, Pan Witek stał się ich współzałożycielem. Naszą gazetę tworzył od podstaw. Wielokrotnie ciepło wspominał jej pierwszego naczelnego, Henryka Jankowskiego. Sam zajął się działką sportową.
Ponieważ „Nowości” aż do lat 90-ych były popołudniówką (trafiały do kiosków około godziny 13), można było późno oddawać materiały do drugu. Zyskiwał na tym szczególnie sport.
- Pamiętam olimpiadę w Meksyku, gdy Jerzy Pawłowski walczył o złoty medal w szabli - wspominał Pan Witek w jednym z artykułów. - Czekałem z drukarzami na wynik pojedynku, by wstawić informację na pierwszą stronę. Gdy wygrał, towarzystwo strzeliło po kielichu i wyło z radości!
Pan Witek kochał piłkę nożną. Nie ograniczał się tylko do pisania o niej. Działał też w Pomorzaninie. I to już od 1946 roku, gdy został wiceprezesem. Przez wiele lat był kierownikiem drużyn juniorskich (m. in. tej, która wywalczyła mistrzostwo Polski), sprawował też funkcję prezesa. Po zakończeniu aktywnej działalności nadano mu tytuł prezesa honorowego.
Działał w Bydgoskim Okręgowym Związku Piłkarskim, a później w Toruńskim Okręgowym Związku Piłkarskim. W tym drugim, tak, jak w Pomorzaninie, był prezesem, a później prezesem honorowym.
Innymi jego ulubionymi dyscyplinami była siatkówka kobiet i hokej na lodzie. Szczególnie upodobał sobie chodzenie na mecze siatkarek Budowlanych.
Co ciekawe - nie lubił żużla.
- Byłem na żużlu raz. Wynudziłem się, oglądając jazdę ciągnika i już więcej nie poszedłem - powtarzał wielokrotnie.
Ze sportowców najbardziej lubił sztangistę Waldemara Baszanowskiego (bo też urodził się w Grudziądzu) oraz czeskiego długodystansowca Emila Zatopka, którego poznał osobiście i czasami się z nim spotykał.
Świetnie znał język niemiecki. Zaowocowało to tym, że pojechał na igrzyska olimpijskie do Monachium w 1972 roku oraz mundial w RFN dwa lata później.

Groźne chwile

- Był w Monachium akurat wtedy, gdy Palestyńczycy dokonali zamachu na sportowców z Izraela i zastanawiano się, czy nie przerwać igrzysk - dodaje Stanisław Frankowski. - Często to wspominał, sytuacja była dramatyczna.
Pan Witek był kopalnią anegdot i historyjek. Opowiadał m. in. o tym, jak w latach stalinowskich relacjonował zawody bokserskie i partyjni dygnitarze dyktowali dziennikarzom relacje z występów radzieckich pięściarzy. Oczywiście ci musieli być najlepsi na świecie. Miał też dystans do samego siebie. Lata temu udało mu się wyjechać na Zachód i chciał przywieźć coś ekstra dla swojej mamy. Wybór padł na banany, towar w Polsce wówczas niemal nieznany. Pech polegał na tym, że młody Witek wybrał najbardziej dojrzałe owoce. Potem śmiał się, że przywiózł mamie zupę bananową.

Chodząca encyklopedia

- To był człowiek, który nauczył mnie historii toruńskiego sportu - twierdzi Marek Zaborski, obecnie szef TV Toruń, wcześniej dziennikarz m. in. „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”, „Stadionów” i „Radia Toruń”. - Takiej wiedzy, jaką on miał o latach przedwojennych i pierwszych powojennych, nie miał nikt inny. Nagrałem z nim kilka audycji. Podziwiałem go też za to, że zawsze w poniedziałkowych „Nowościach” można było znaleźć wszystkie wyniki piłkarskie, od najniższej, do najwyższej klasy rozgrywkowej.
A to ostatnie nie było wcale łatwe do wykonania. Nie było wówczas telefonów komórkowych ani internetu, stacjonarne telefony miał mało kto (zwłaszcza w mniejszych miejscowościach), więc Pan Witek spędzał każde sobotnie popołudnie wydzwaniając po „zaprzyjaźnionych” działaczach, klubach, komendach milicji, a nawet... parafiach.
Jak każdy dziennikarz sportowy popisywał się bardzo szybkim pisaniem na maszynie. Nieraz na napisanie relacji miał kilka minut, ale nie było z tym problemu. Jego charakterystyczna, mała maszyna aż „furczała” od szybkich uderzeń palcami.

Pogadanki dla młodzieży

Z dużą sympatią odnosił się do młodych dziennikarzy. On, „legenda Nowości”, nigdy nie dał odczuć innym, że jest dziennikarzem z dużym stażem, doświadczeniem i poważaniem.
- Pana Witka wszyscy lubili, bo był niekonfliktowy - dodaje Andrzej Kamiński. - Pamiętam, że poświęcał się dużo młodzieży. Raz w tygodniu organizował w Pomorzaninie dla niej pogadanki o podróżach i znanych sportowcach. Sam w nich uczestniczyłem jako zawodnik i muszę przyznać, że były bardzo ciekawe. Pan Witek zwiedził kawał świata, co wówczas dla wielu osób było nieosiągalne.
Podróże to była druga z jego pasji.
- Nigdy nie palił papierosów, ani nie pił alkoholu - wspomina Andrzej Kamiński. - Nigdy też nie miał samochodu. Twierdził, że jest mu niepotrzebny i choć mógł mieć talon na auto, to rezygnował na rzecz kogoś innego. Nie wiem, czy miał w ogóle prawo jazdy. Za zaoszczędzone pieniądze wyjeżdżał latem z żoną Wandą na zagraniczne wakacje. Zawsze miał jakiś dobry aparat fotograficzny i robił nim mnóstwo zdjęć.
Innym zwyczajem Witolda Kureckiego były wizyty w „kaempiku” na Wielkich Garbarach. Codziennie po pracy szedł tam na kawę i czytał zagraniczną prasę.
W jednym z ostatnich wywiadów, jakiego udzielił TV Toruń, Pan Witek pokazał chyba najlepiej, jakim był człowiekiem. Zapytany, jakie ma marzenia, odpowiedział:

O sobie nie myślał

- Chciałbym, żeby ten mój Pomorzanin wszedł chociaż do drugiej ligi piłkarskiej. Żeby wróciła chwała koszykarzy Twardych Pierników... A dla siebie? Raczej żadnych specjalnych życzeń nie mam.
Przez wiele lat działalności Witold Kurecki otrzymał mnóstwo odznaczeń. Wśród nich są Krzyż Oficerski Orderu Polonia Restituta, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski oraz Złoty i Srebrny Krzyż Zasługi.
Msza święta żałobna odprawiona zostanie w kościele pw. Miłosierdzia Bożego i św. Siostry Faustyny na Koniuchach w piątek (19.02) o godzinie 11, pogrzeb odbędzie się na cmentarzu parafialnym (nowym) przy ul. Poznańskiej na Podgórzu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska