Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Minął tydzień: Faworyci w futbolu to już przeszłość

Piotr Bednarczyk
Jacek Smarz
Godziny dzielą nas od meczu 1/8 Euro 2016 Polska - Szwajcaria. Ostatni mecz grupowy z Ukrainą wprawdzie efektowny nie był, ale ja bym się tym nie przejmował.

[break]
Po pierwsze - nasi wygrali, więc jest dobrze. Przed rozpoczęciem Euro taki wynik byśmy brali z pocałowaniem ręki, dopiero po meczach z Irlandią Północną i Niemcami apetyty niektórym tak wzrosły, że już same zwycięstwa nie wystarczają, liczy się też styl. Po drugie - Polacy nie grali w optymalnym składzie. Na pewno gdyby wystąpili w zestawieniu z meczu z Niemcami, inaczej by to wszystko wyglądało. Po trzecie - chyba każdemu, nawet mistrzowi świata czy Europy, na turnieju przytrafia się jeden słabszy mecz. Nieraz faworyci męczą się w fazie pucharowej i wygrywają dopiero po karnych lub dochodzi do sensacji. My powinniśmy się cieszyć, że nam ten słabszy występ przytrafił się w fazie grupowej i nie miał żadnych nieprzyjemnych konsekwencji. Mam nadzieję, że teraz pójdzie już z górki.

* * *

Trochę mnie irytują obecne dywagacje, że w drabince turnieju mamy autostradę do finału, że potentaci „zgrupowali”się po drugiej jej stronie i będą sukcesywnie się wykrwawiać. Otóż zapomnijmy o tym, że dziś w finałach Euro możemy mówić o podziale na mocarzy i słabeuszów. Owszem, Niemcy, Włochy, Hiszpania, Anglia, Francja to brzmi groźnie, ale raczej już tylko dla historyków futbolu. Dziś Polacy grają jak równy z równym z Niemcami, Hiszpania przegrywa z Chorwacją, a taka Portugalia (ta akurat jest w naszej części drabinki) nie jest w stanie wygrać żadnego meczu w grupie mając za rywali Islandię, Węgry i Austrię. Czasy się zmieniły, dziś można wygrać i przegrać z każdym.

* * *

Te wszystkie dywagacje od razu kojarzą mi się z przysłowiem o indyku, który myślał o niedzieli. Zresztą do Polaków pasuje ono jak ulał, bo akurat gramy ze Szwajcarią w sobotę. Nie ma co więc myśleć o niedzieli, skoro nasza przygoda z Euro może się skończyć dzień wcześniej. Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Nie ukrywam, że nie przepadam specjalnie za drużyną Szwajcarii. Denerwuje mnie, że w narodowej drużynie zdecydowana większość piłkarzy jest naturalizowanych, prawie jak w ekipie szczypiornistów Kataru. Rozumiem - jeden, dwóch, ale żeby aż tylu?Co to ma wspólnego z rywalizacją drużyn narodowych?Szwajcarzy mają tendencję do tego typu wzmacniania się nie tylko w piłce nożnej, dlatego ich sportowcom kibicuję raczej rzadko lub wcale. Wierzę, że Polacy, którzy już przeszli do historii i na pewno uwierzyli już w swoje siły, zagrają w sobotę znakomicie i przejdą dalej. Nawiasem mówiąc - trochę szkoda, że nasze gwiazdy zarabiają tyle, że pewnie nie musiały brać kredytów we frankach. Gdyby bowiem takie miały, ich motywacja pognębienia Helwetów z pewnością byłaby jeszcze większa.

* * *

W minionym tygodniu zostaliśmy sprowadzeni na ziemię przez żużlowców Get Wellu Toruń. Obrońcy „Aniołów”mają swoje argumenty. To fakt, coraz większe w naszej lidze znaczenie odgrywa atut własnego toru. Rewelacyjna Stal Gorzów w Grudziądzu też poległa z kretesem. Na Motoarenie z kolei nasi zawodnicy w ostatnich dwóch spotkaniach gromili rywali. Tak więc porażka w Zielonej Górze mogła im się przytrafić. Tylko że nie była to pierwsza w tym sezonie przykra przegrana. W Lesznie, z „mega”osłabioną Fogo Unią też przegraliśmy. W Gorzowie był pogrom. A teraz nie potrafiliśmy obronić nawet 12-punktowej zaliczki z pierwszego spotkania i straciliśmy punkt bonusowy. Z drużyną, która jechała bez Jarosława Hampela i bez możliwości zastosowania przepisu o zastępstwie zawodnika. Z drużyną, w której pierwsze skrzypce grał Andrij Karpow, zarabiający za punkt pewnie jedną drugą lub nawet jedną trzecią tego, co mają nasze gwiazdy.

* * *

Tenże Karpow to przykład, jakim fachowcem jest trener Marek Cieślak. Podczas gdy inni pukali się w głowę, po co bierze do drużyny zawodnika, który swego czasu dość przeciętnie spisywał się w pierwszoligowym GKM-ie Grudziądz, ten nie przejmował się i robił swoje. I- jak zwykle - trafił. Kiedyś podobnego nosa miał toruński menedżer Jacek Gajewski. To on pierszy poznał się na Ryanie Sullivanie, to on, za namową innych Australijczyków, sprowadził do Polski Darcy’ego Warda. Dlaczego teraz tak nie jest?Otóż decyduje presja wyniku. Sukces ma być tu i teraz. W drużynie może jeździć tylko trzech obcokrajowców. Siłą rzeczy muszą to być sprawdzone gwiazdy, jak choćby teraz Holder, Hancock czy Vaculik. Owszem, można byłoby spróbować uczyć polskiej ekstraligi jakiegoś talentu (typu Brady Kurtz), traktując to jako inwestycję na dalszą przyszłość, ale wówczas trzeba byłoby mieć dwie „polskie”rakiety typu Dudek, Protasiewicz, Janowski,Piotr Pawlicki, a do tego juniora Zmarzlika (choć z tym ostatnim nie jest źle, bo Przedpełski robi swoje). A ponieważ takich nie ma... to kółko się zamyka. Na eksperymenty nie ma czasu i możliwości. A takiego trenera Cieślaka zresztą dodatkowo trochę zmusiła sytuacja finansowa Falubazu. I przez to, skoro już dzisiaj „podpieram”się przysłowiami, potrzeba stała się matką wynalazku. Czyli - Karpowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska