Dziadkowie Józefa Pierzchały sprzedali dom w Solcu Kujawskim przy ul. Dworcowej 27, by na stałe przenieść się do Torunia. Zamieszkali przy ul. Wybickiego. Ich córka, Jadwiga Pierzchało, wraz z dziećmi, Józkiem i o cztery lata młodszą od niego Stefanią zamieszkali przy ul. Moniuszki 9. Stefania będzie tu mieszkała przez 75 lat, do swoich ostatnich dni w styczniu 2013 roku. Ich ojciec, Mieczysław, po kilku latach małżeństwa opuszcza rodzinę i znajduje szczęście u boku innej kobiety.
Zobacz galerię: Wspomnienie o Józefie Pierzchale, którego nazwisko widnieje na pamiątkowej tablicy z listą rozstrzelanych na Barbarce
Dla samotnej matki Jut staje się kimś bardzo ważnym, wiąże z nim nadzieję na lepszą przyszłość. Wysportowany, znakomity pływak, uczy się w szkole zawodowej, a także w drukarni Edwarda Stefanowicza. Wykorzystując swoje zainteresowania plastyczne, chce zostać litografem. Zachowały się jego szkice malarskie, a także... organki. Podobnie jak ojciec, który grał zawodowo w rozrywkowej orkiestrze, był uzdolniony muzycznie.
Zostały pamiątki
Dopiero po śmierci siostry Juta, znalazłam wśród pozostawionych pamiątek puste pudełka po akwarelach, zeszyty, wspomnianą harmonijkę ustną, a także grypsy przesyłane z więzienia. Pisze w nich o przesłuchiwaniach, o tym, jak tęskni, jak mocno kocha matkę i siostrę, ale też, że nie traci nadziei, że wkrótce zostanie zwolniony.
Za co i dlaczego został aresztowany przez Gestapo tak młody chłopak?
Jako niepełnoletni, w wieku przedpoborowym przechodził przeszkolenie wojskowe w latach 1938-39. Po wybuchu wojny został powołany do konwojowania grupy ok. 500 Polaków niemieckiego pochodzenia do obozu internowania w Warszawie. Takich konwojentów jak on było dwustu. Propaganda niemiecka konwój ten później nazwała „marszem śmierci”. Podczas próby ucieczki kilku eskortowanych wywiązała się strzelania, w której zginęło kilka osób.
Mój kuzyn Józef Pierzchało-Jut z toruńską grupą junaków towarzyszył konwojowanym do Sierpca. Tam eskortowani zostali przejęci przez kolejny oddział i poprowadzeni dalej do Warszawy. Po powrocie do domu nie przyszło mu do głowy, że akcja, w której uczestniczył jako konwojent, zaważy na jego dalszym życiu.
Osadzony w Forcie VII
Na podstawie anonimowego donosu do Gestapo zostaje zabrany z domu w połowie października 1939 r. i tak jak wielu Polaków osadzony w Forcie VII. Jest brutalnie przesłuchiwany i torturowany przez gestapowców w „okrąglaku”. Z tych przesłuchań, na strzępach papieru, przesyłał poprzez zatrudnioną tam panią do roznoszenia kawy błagalne grypsy o pomoc.
Zrozpaczona matka pukała do wszystkich drzwi miejscowych władz w Toruniu. Znając doskonale język niemiecki pisała również do naczelnych władz w Berlinie, podobno nawet do samego Hitlera. Żadnej reakcji, żadnej odpowiedzi. Kontakt z Józefem urwał się na początku grudnia 1939 r. Nie było żadnego procesu, nie zapadł w jego sprawie żaden wyrok.
Jego mama łudziła się, że może został wywieziony do Stutthofu i tam słała do niego pieniądze i paczki żywnościowe. Z czasem nadzieja umarła, została rozpacz i pytanie, gdzie i kiedy zginął. I na to pytania do dzisiaj nie ma żadnej odpowiedzi. Jego mama odeszła w 1997 roku, mając prawie 96 lat, siostra zmarła w 2013 roku.
Zobacz także
Zobacz galerię: Tak się rodziło Rubinkowo - zdjęcia z archiwum "Nowości"
W odwecie za „marsz śmierci”, w którym zabito i raniono łącznie 49 konwojowanych Niemców, w 1942 roku doszło do procesu przed niemieckim sądem specjalnym w Bydgoszczy. Oskarżony był dowódca konwoju kapitan Jan Drzewiecki wraz z 37 innymi Polakami. 21 oskarżonych skazano na śmierć. Kapitana Drzewieckiego powieszono 1 lipca 1942 roku w garażu na zapleczu budynku Gestapo przy ul. Bydgoskiej w Toruniu. Jego ciało odnaleziono w lesie w Olku w lipcu 1945 r. Pochowano go na cmentarzu przy ul. Wybickiego.
Chcąc ocalić od zapomnienia swego tragicznie zmarłego brata, jego siostra, a moja kuzynka, pokazała mi wstrząsające pamiątki, a wśród nich więzienne grypsy, przechowywane jak relikwie. Za namową rodziny, na apel toruńskiego magistratu w 2009 roku, by zgłaszać osoby, które zginęły z rąk hitlerowców w ostatnich miesiącach 1939 roku, przekazała informacje o swoim bracie. W ten sposób jego nazwisko znalazło się na pamiątkowej tablicy rozstrzelanych na Barbarce.
Grypsy i dokumenty dotyczące cioci i kuzynostwa zdeponowałam w Fundacji im. gen. Elżbiety Zawackiej, uznając, że jest to najlepsze miejsce zachowania o nich pamięci.
**
Czytaj także: Wisława Szymborska w dzieciństwie mieszkała w Toruniu**
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?