Park na Skarpie w Toruniu z widmem procesu

- Dobijamy do brzegu. Mam nadzieję, że w listopadzie prace w parku zostaną zakończone - mówi Marcin Maksim, dyrektor Wydziału Inwestycji i Remontów Urzędu Miasta Torunia.

Trzymając się tej metafory można odetchnąć, ponieważ był to rejs po mocno wzburzonym morzu. Prace w parku za pawilonem „Maciej” na toruńskiej Skarpie rozpoczęły się jesienią ubiegłego roku i miały trwać do połowy roku obecnego. Firma, która podjęła się realizacji tego zadania utknęła jednak na mieliźnie i ostatecznie porzuciła plac budowy.

Magistraccy urzędnicy podzielili więc zadanie na części i ogłosili trzy nowe przetargi. Nowi wykonawcy uporali się ze wszystkim szybko i sprawnie.

Zobacz też

Zobacz galerię: W toruńskim schronisku koty i psy czekają na nowy dom [ZDJĘCIA]

Ci odpowiedzialni za ścieżki oraz drogi rowerowe zakończyli już pracę, linię mety minęli również eksperci od zieleni. Pod koniec tego tygodnia efektami swojej pracy mają się pochwalić fachowcy, którzy zainstalowali w parku urządzenia rekreacyjne. Tu będzie trzeba wprowadzić kilka poprawek, a konkretnie wymienić ławki, ponieważ te zainstalowane nie są takimi, jakie zgodnie z wytycznymi miały się tam pojawić.

- Na wniosek mieszkańców w parku pojawi się również trzynaście latarni - dodaje dyrektor Marcin Maksim. - To zadanie jest w trakcie realizacji.

Reanimacja zieleńca na Skarpie pochłonęła prawie dwa miliony złotych. Dzięki temu w parku pojawiło się m.in. miasteczko rowerowe do nauki jazdy dla dzieci, amfiteatr ze sceną, plac zabaw z drewnianymi wigwamami, wybieg dla psów oraz siłownia zewnętrzna.

Czytaj także: Toruń. Wszystkich Świętych - organizacja ruchu

Te atrakcje powinny być dostępne w połowie listopada, chociaż w tym roku raczej nie będzie już z nich wielkiego pożytku. Na to, aby móc się w pełni nimi cieszyć, będzie trzeba poczekać do wiosny, kiedy w parku znowu zrobi się zielono.

Ciekawe, czy do tego czasu zakończy się spór między Urzędem Miasta oraz pierwszym wykonawcą robót, który porzucił plac budowy. Obie strony zgłaszają pretensje, obie naliczyły kary. Urzędnicy liczą na porozumienie, jednak jeśli nie uda się go osiągnąć, chcą oddać sprawę do sądu.