Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mam ogromny żal do tych wszystkich, którzy od razu postawili na mnie krzyżyk [ROZMOWA TYGODNIA]

Redakcja
Od czasów studenckich Jacek Beszczyński działa w środowisku kulturalnym Torunia. W tym roku otrzymał medal Thorunium
Od czasów studenckich Jacek Beszczyński działa w środowisku kulturalnym Torunia. W tym roku otrzymał medal Thorunium Grzegorz Olkowski
W latach 1985-1988 figurował w tajnych aktach Służby Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik „Tomek”. O teczce TW „Tomka” rozmawiamy z JACKIEM BESZCZYŃSKIM - toruńskim bardem, konferansjerem i dziennikarzem, a także byłym szefem klubu Imperial.

Kiedy zdał Pan sobie sprawę, że z Instytutu Pamięci Narodowej wypłynęła teczka z informacjami na Pana temat?
Docierały do mnie tylko pogłoski z tym związane. Do czasu, kiedy pokazał mi ją jeden z dziennikarzy, w ogóle nie miałem pojęcia, że funkcjonuję w aktach Służby Bezpieczeństwa zarejestrowany jako tajny współpracownik „Tomek”. Że mam założoną na ten temat całą personalną teczkę. Doskonale pamiętam, że w 1985 roku zostałem wezwany do budynku przy ul. Grudziądzkiej w sprawie planowanego pochodu juwenaliowego. Byłem wówczas kierownikiem klubu studenckiego Imperial i głównym organizatorem juwenaliów na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Miałem poinformować władze, gdyby doszło do zmiany trasy pochodu. Obawiano się prowokacji. Nie miałem pojęcia, że moja wizyta zaowocowała wówczas założeniem teczki.
Ręcznie wypisane oświadczenie o podjęciu współpracy z SB w kwietniu 1985 roku dla wielu jest jednoznaczne. Jacek Beszczyński współpracował z bezpiekę, donosił, przekazywał materiały.
Wmanewrowano mnie w coś, o czym zupełnie nie miałem pojęcia. Na pierwszych kartach tej teczki pojawia się jasna informacja, że dokonano tego „w trybie doraźnym pozornie do innego celu”. Nic o tym pozyskaniu nie wiedziałem. Pamiętam, że pochód, o który wówczas chodziło, chyba w ogóle się nie odbył, ponieważ władze rektorskie UMK poprosiły, aby z niego zrezygnować. Treść oświadczenia mi podyktowano. („Zobowiązuje się do zachowania ścisłej tajemnicy faktów związanych z utrzymywaniem kontaktów z oficerem Służby Bezpieczeństwa. O powyższym w żadnym wypadku i okolicznościach nie będę informował osób trzecich. W kontaktach z oficerem Służby Bezpieczeństwa ze względu na konspirację zainteresowań posługiwał będę się imieniem - Tomek. Przekazywane ustalenia w zależności od okoliczności będą podawane w formie ustnej lub pisemnej. J. Beszczyński” - przyp. red.).

Nie mam sobie nic do zarzucenia. Pieniędzy nie brałem. Na nikogo nie donosiłem. Nikomu nie zaszkodziłem. - Jacek Beszczyński

Nie domyślał się Pan, że to może być zwykły haczyk do tego, aby wykorzystywać Pana wielokrotnie w późniejszym terminie?
Nigdy wcześniej nie miałem nic wspólnego ze Służbami Bezpieczeństwa. Nie należałem przecież do żadnej organizacji na UMK. Ani do Zrzeszenia Studentów Polskich, ani do Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Polityka nigdy mnie nie interesowała. To był mój pierwszy kontakt z takimi ludźmi. Zawsze robiłem swoje. Ale kiedy trzeba było, to też strajkowałem i roznosiłem ulotki. W klubie Imperial dużo się działo. Poza typową studencką działalnością, organizowano też spotkania z toruńskimi prawnikami: Tadeuszem Jasudowiczem, Marianem Kallasem, Marianem Filarem...
Jak wynika z akt SB to spotkanie w 1985 roku nie było jedynym. Opowiadał Pan komuś o tych kontaktach?
Nie. Wtedy na uczelni mnóstwo było różnych tajnych współpracowników. Nawet wśród studentów. Sam wiem, że na mnie pisano raporty. Odnoszono się w nich do moich zapowiedzi koncertów czy życzeń noworocznych. Nigdy bowiem nie ukrywałem mojej niechęci do systemu i ostro się na ten temat wypowiadałem („Prezentował negatywny stosunek do zachodzących przemian w kraju. Pisał i komponował oraz śpiewał piosenki o treści antysocjalistycznej.(..) Po komunikacie o zgonie Jurija Andropowa, Beszczyński wyraził się: może w końcu rozpierdoli się ten komunizm” czytamy w notatce z 1984 roku, sporządzonej w czasie jego przeszkolenia w ramach Szkoły Podchorążych Rezerwy.) Teraz wydaje mi się, że każdy kierownik klubu studenckiego w Polsce musiał mieć założoną taką teczkę.
Plany bezpieki były ściśle sprecyzowane. Wiązała z Panem wielkie nadzieje. Jak wynika z teczki po „przeniknięciu struktur studenckich” miał Pan zająć się „rozpracowywaniem podziemnych struktur „Solidarności”.
To bzdura. Jedyne kontakty z ludźmi z NZS UMK miałem przed i w czasie stanu wojennego w 1981 roku. Później rozpocząłem normalną pracę. Byłem zatrudniony poza uczelnią. Moje kontakty pourywały się. Na UMK wróciłem dopiero w 1984 roku, kiedy podjąłem pracę w klubie „Imperial” na Bielanach.
Wróćmy do tych późniejszych spotkań z SB. „W trakcie współpracy przekazał 22 pisemne informacje dotyczące środowiska studenckiego UMK, w tym osób będących w przeszłości czołowymi działaczami NZS UMK”. To też cytat z Pańskiej teczki w IPN.
Co miesiąc sporządzałem plan pracy klubu. Za każdym razem oddawałem go do uczelnianej rady ZSP, czyli do moich zwierzchników, a także do Uczelnianego Ośrodka Pracy Ideologiczno-jakiegoś tam. Gdy przychodzili do klubu panowie z SB, również dostawali kopie tych - pisanych jeszcze wtedy na maszynie przez kalkę - dokumentów. To wszystko.
Musieli po to przychodzić do Pana osobiście? Nie mogli sobie tego po prostu ściągnąć sami, np. z ZSP?
Może i tak. Ale skoro klub był otwarty, to przychodzili sami. Po cywilnemu. Wypytywali, co się dzieje i zabierali kopie. Nigdy nie dzieliłem się z nikim informacjami na temat tych wizyt, bo i po co? Takie były czasy. Byli wszędzie. Nawet na moim roku były dwie dziewczyny, które donosiły bezpiece. Wiem, bo sprzedawaliśmy im trefne informacje i czekaliśmy na odbicie.
Najwięcej kontrowersji budzi fakt, że w teczce TW „Tomka” brakuje 16 z 45 stron. Nie ma wyciągów z informacji, notatek służbowych, arkusza kontroli, a także arkusza wypłat („TW po wstępnym okresie współpracy będzie wykonywał zadanie, za które w przypadku dobrego i solidnego ich wykonywania będzie wynagradzany pieniężnie” - czytamy w aktach) i świadczeń. Nie ma tych wszystkich rzeczy, które zazwyczaj pogrążały albo oczyszczały każdego zarejestrowanego TW. Pana największy problem polega teraz na tym, że wobec tych braków zawsze będzie istniał jakiś cień wątpliwości.
Może te materiały jeszcze się znajdą. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Żadnych pieniędzy nigdy od bezpieki nie brałem. Na nikogo nie donosiłem. Nikomu nie zaszkodziłem. Uważam, że zostałem w to wplątany. Opisami mojej rzekomej współpracy z SB ktoś chciał zapewnić sobie awans albo podwyżkę. Takie to były czasy. Skoro udzielałem się na wielu eksponowanych polach, to musiałem budzić zainteresowanie służb. Dziś jest podobnie. Powtarzam, że zawsze stroniłem od polityki. Ojciec mnie przestrzegał, że to jest największa hm.... ludzkości. Pomimo tego kilkakrotnie proponowano mi start w wyborach. I to z różnych list. Miałem propozycję zarówno od byłego posła Jerzego Wenderlicha, jak i startu z listy Akcji Wyborczej Solidarność.
Po ujawnieniu informacji, że Jacek Beszczyński to TW „Tomek”, telefon w naszej redakcji dzwonił kilkakrotnie. „Napiszcie o tej sprawie!” - powtarzano.
Dla mnie tego typu szczucie jest najgorszym donosicielstwem. Jest mi przykro, że taka sprawa wypłynęła. I to z powodu czyichś frustracji. Już parę osób odwróciło się ode mnie z powodu ujawnienia tych informacji. Od razu położyli na mnie krzyżyk, zamiast wykonać do mnie choć jeden telefon. Za to mam do nich ogromny żal. Gdyby w mediach pojawiło się coś podobnego na temat któregoś z moich przyjaciół, od razu zadzwoniłbym do niego, aby zapytać: o co chodzi? Teraz dochodzą do mnie tylko słuchy, że ktoś gdzieś mówił na ten temat. Za moimi plecami.
Zastanawia mnie, jak ta sytuacja będzie rzutowała teraz na Pana dalsze życie i jakie znajdzie odbicie w Pana kontaktach zawodowych?
Sprawa zweryfikowała już niektóre moje znajomości. Po tekstach, które ukazały się na ten temat, otrzymałem też wiele pozytywnych sygnałów wsparcia od moich starych przyjaciół. Moja mama przeżyła to najmocniej. A życie zawodowe? Konferansjerem jestem coraz rzadziej, bo przebranżowiłem się na balladowanie i bardowanie. Większość imprez i tak gram poza Toruniem. Uważam, że absolutnie nie będzie to miało wpływu na moje zawodowe sprawy.

Warto wiedzieć: Pod lupą SB

Lektura teczki TW „Tomka” pozwala poznać w niewielkim stopniu metody bezpieki.

„Bez żadnych trudności podejmuje każdy dialog dot. skrajnie różniących się od siebie problemów, jest inteligentny, spostrzegawczy, potrafi być stanowczy w podjętych przez siebie zamiarach, dysponuje umiejętnością nawiązywania szybkich kontaktów, rozsądny, w rozmowie nie używa słów zbędnych, pali papierosy, imponuje mu przebywanie w towarzystwie kobiecym” - czytamy w teczce SB charakterystykę Jacka Beszczyńskiego. Bezpieka na podstawie informacji od TW „Szakal” wiedziała, że w 1982 roku Beszczyński przechowywał w swoim mieszkaniu literaturę bezdebitową, z której korzystali działacze podziemnych struktur NZS UMK. Jak wynika z akt - nie zdecydowano się jednak tego wykorzystać, aby nakłonić go do współpracy w 1985 roku.

Podczas wakacji w 1987 roku SB urwał się kontakt z TW „Tomkiem”, który wyjechał poza województwo w poszukiwaniu pracy. Z tego powodu rok później oficjalną decyzją zakończono współpracę. Ciekawostką jest, że TW „Tomka” prowadził por. Zbigniew Makulski, członek Organizacji Anty-Solidarność, grupy specjalnej SB, która zajmowała się w Toruniu zwalczaniem politycznego podziemia, wykorzystując do tego celu m.in. dezinformację, organizując liczne prowokacje, a także porywając i torturując działaczy podziemia solidarnościowego, w tym m.in. posła Antoniego Mężydłę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska