Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

55 lat "Nowości. Takie były początki gazety [archiwalne zdjęcia]

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Pierwsi Czytelnicy "Nowości" przed kioskiem na Rynku Nowomiejskim 31 grudnia 1967.
Pierwsi Czytelnicy "Nowości" przed kioskiem na Rynku Nowomiejskim 31 grudnia 1967. Andrzej Kamiński
"Nowości" powstały pod koniec 1967 roku. Mówi się, że był to cud, ponieważ Toruń był wtedy miastem powiatowym, a takie miasta nie miały swoich gazet. W rzeczywistości gazetę wywalczył red. Henryk Jankowski ze swoimi współpracownikami. Czytelnicy przyjęli swoją gazetę z otwartymi ramionami.
od 16 lat

Dawno, dawno temu, bo 55 lat w przypadku gazet to już szmat czasu, w Toruniu wydarzył się cud. Tak w każdym razie niektórzy mówią, gdyż w drugiej połowie lat 60. miasta powiatowe, a takim był wtedy Toruń, nie miały swoich gazet. Toruń jednak się jej doczekał, chociaż przy narodzinach „Nowości” siły nadprzyrodzone nie asystowały i nic tu nie było dziełem przypadku. Gazeta powstała dzięki uporowi i zaangażowaniu redaktora Henryka Jankowskiego oraz jego współpracowników.

Polecamy

- To była niesłychana postać – wspomina pierwszego naczelnego „Nowości” red. Henryk Rozwadowski. - Podczas wojny był dziennikarzem frontowym, później pracował w „Polpressie” w Łodzi, Bydgoszczy i Toruniu. Idei gazety poświęcił się cały. Potrafił postawić na swoim także w sytuacjach, które wymagały dużej ostrożności i umiejętności.

Toruń, miasto z tradycjami

Jankowski zabiegał o utworzenie gazety w mieście, które pod tym względem miało ogromne tradycje. Od 1867 do 1921 roku ukazywała się tu „Gazeta Toruńska”, jedna z najważniejszych polskich gazet w zaborze pruskim. W latach międzywojennych natomiast swoją siedzibę miało tu chociażby „Słowo Pomorskie”, największy dziennik polskiego Pomorza. Grunt był podatny nie tylko ze względu na bogatą przeszłość. Był ośrodkiem uniwersyteckim, co miało spore znaczenie.

- Jeśli chodzi o ścisłość, również był to wtedy jedyny uniwersytet w mieście powiatowym, co oczywiście wcale nie znaczy, że był uniwersytetem powiatowym – dodaje Henryk Rozwadowski. - Środowisko uczelniane zresztą również zabiegało o to, aby w Toruniu była lokalna gazeta.

Główne ośrodki decyzyjne w regionie nie znajdowały się wtedy jednak nad Wisłą, ale nad Brdą, a towarzysze z Bydgoszczy tego gazetowego marzenia jakoś nie rozumieli. Henrykowi Jankowskiemu udało się jednak ich opór przełamać.

- Pracę w „Nowościach” zacząłem 1 grudnia 1967 r. - wspominał swego czasu Krzysztof Pawłowski, wieloletni sekretarz redakcji i redaktor naczelny. - Byłem kierownikiem działu miejskiego. Pamiętam, że pierwsze sondy przeprowadzałem osobiście, idąc pieszo do redakcji przy Mostowej. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy dla czytelników, stąd szybkie wprowadzenia „Pogotowia reporterskiego”, które było w owym czasie fenomenem. Wielkie gazety nie zajmowały się przyziemnymi, codziennymi problemami mieszkańców, takimi jak dziura w jezdni czy złe funkcjonowanie jakiejś placówki. A tu dziennikarz w ich imieniu docierał do źródła i załatwiał problem.

W redakcji przy Mostowej 32 powstały najpierw cztery numery próbne. Nie trafiły one do sprzedaży, jednak pozwoliły sprawdzić, jak zespół radzi sobie w „boju”. Pierwsze wydanie oficjalne, jak wiadomo, ukazało się na przełomie 1967 i 1968 roku.

- To był pionierski czas – wspominała pięć lat temu Jadwiga Oleradzka. - Większość z nas nie miała doświadczenia stałej pracy w prasie, jedynie mniej lub bardziej regularnie współpracowała z gazetami. A tu na początek wyznaczono: siedem informacji dziennie. Na szczęście sekretarz redakcji Henryk Galus, obdarzony był talentem pedagogicznym. Różniliśmy się od innych gazet tym, że pierwsza strona nie składała się z informacji agencyjnych, ale z własnych materiałów.

Polecamy

Na tle innych gazet „Nowości” wyróżniały się nie tylko tym. Zdjęcia, które w innych pismach były tylko przerywnikiem do tekstów, tu były czymś znacznie więcej. Po pierwsze musiały się mocno utożsamiać z Toruniem. Po drugie mogły pełnić na stronie główną rolę.

- Kiedyś zrobiłem na wieży Ratusza Staromiejskiego piękne zdjęcie naszej sekretarce trzymającej pęk bazi – wspominał zmarły w ubiegłym roku nasz pierwszy etatowy fotoreporter Andrzej Różycki. - Symbolizująca wiosnę fotografia tak się spodobała, że od razu dostała jedną czwartą strony.

Mostowa 32 szybko stała się jednym z najważniejszych adresów tamtego Torunia. Prośby, uwagi i inne sygnały zgłaszane przez Czytelników odbierali tu dziennikarze, kilka razy zdarzyło się również, że na pytania mieszkańców odpowiadał wicepremier lub któryś z ministrów. Poza tym pojawiali się tu różni ciekawi ludzie, jak choćby Wisława Szymborska, przyjaciółka redaktor Marii Kaloty Szymańskiej, czy bardzo wtedy młody Bogusław Linda, zawodnik piłkarskich juniorów Pomorzanina, którymi opiekował się red. Witold Kurecki.

Jak się wtedy pracowało?

- Zbieraliśmy się w kilka osób – mówi Henryk Rozwadowski. - Spotkanie prowadził sekretarz redakcji, powstawała koncepcja numeru. Wiadomo, że powinna być jakaś czołówka, że musi być kilkanaście drobnych informacji lokalnych, poza tym część sportowa. Należało również uwzględnić takie rzeczy, jak programy, repertuary kin i teatrów.

Przy Mostowej i Bydgoskiej

Jak wspomina redaktor Rozwadowski, po kolegium szło się m.in. do kawiarni w KMPiK-u, gdzie pani Iza albo pani Wala przygotowywały małą czarną. Dziennikarze wymieniali się tam wiadomościami, chociaż oczywiście każdy miał w mieście swoich informatorów, którzy dawali znać, gdy gdzieś coś się działo. Ciąg dalszy dziś niektórym trudno sobie wyobrazić. Tekst trzeba było napisać na maszynie – samemu, lub dyktując maszynistce. Następnie szło się z nim do kierownika działu, a od niego do sekretarza redakcji. Dalej całość czytał naczelny, jednak łańcuch na nim się nie kończył. Poza redakcją przy ul. Mostowej, „Nowości” miały również redakcję depeszową przy ul. Bydgoskiej 56.

- Rozszyfrujmy, co to znaczy redakcja depeszowa – mówi Henryk Rozwadowski. - Depesze, zwane również gazetowymi telegramami, były tym, co wystukiwały dalekopisy. Szef redakcji miał obowiązek wybrać te najważniejsze. Poza tym przy Bydgoskiej była również korekta, gdzie na początku królowała pani Bożena Chrystyniak. Poza nią była tam również grupa polonistów, którzy co nieco wiedzieli o języku polskim.

Jednym z nich był Stanisław Frankowski. Na Bydgoskiej pojawił się półtora roku po powstaniu gazety.

- W nadzwyczajnych sytuacjach, gdy np. doszło do uprowadzenia samolotu z lotniska w Warszawie lub gdy czekało się na informacje z olimpiady na drugiej półkuli, pracowaliśmy i do trzeciej – wspominał pięć lat temu red. Frankowski.

Polecamy

Przy Bydgoskiej odbywał się również skład gazety. Potem gotowe matryce stron przewożono do Bydgoszczy, gdzie „Nowości” były drukowane. Zanim jednak maszyny poszły w ruch, treść musiał zaakceptować cenzor. On również rezydował przy Bydgoskiej.

- Bez jego stempla i podpisu na tak zwanej odbitce szczotkowej, gazeta nie mogła pójść dalej – wspomina Henryk Rozwadowski. - Cenzor miał telefony do kierownika działu, sekretarza redakcji, naczelnego. Trzeba pamiętać, że to wszystko działo się w nocy, zatem ci ludzie musieli czekać na aprobatę cenzora, zanim mogli się przewrócić na drugi bok i spać dalej.

Interwencje były i to różnego rodzaju. O pewnej literówce, która spowodowała, że część nakładu poszła na przemiał, a jedna z dziennikarek musiała zapłacić sporą karę, mówi się w redakcji do dziś. Tytuł felernego tekstu informował o złożeniu kwiatów pod pomnikiem Lenia. Zamiast Lenia miał być jednak Lenin.

Praca fotoreportera od kuchni

Praca w tamtych czasach i warunkach wymagała od wszystkich sporego zaangażowania i operatywności. Sporo na ten temat mają do powiedzenia chociażby państwo Kamińscy. Andrzej Kamiński jest związany z „Nowościami” od samego początku. Co prawda w pierwszych latach robił zdjęcia jako współpracownik, ale za to do fotografowania się nie ograniczał, był również sprawozdawcą sportowym. Po meczach często gnał do telefonu, aby zdać sprawozdanie redaktorowi Kureckiemu.

- Ojej, co to było! Telefon się zawiesił, zadzwonić nie było można, więc Andrzej siadał na rower i pędził do redakcji nocnej przy Bydgoskiej – śmieje się Krystyna Kamińska. - A potem kuchenka w mieszkaniu była długo zajęta, bo wszędzie stały kuwetki do wywoływania zdjęć i ani naczyń umyć, ani nic. Mi zaś ginęły suszarki do włosów, bo Andrzej używał ich do podsuszania zdjęć.
- A duże formaty suszyłem na drzwiach – wtrąca pan Andrzej.
- Tak, wieszając je przy pomocy szarej taśmy, która czasami schodziła razem z farbą – odpowiada pani Krystyna.

Przez wiele lat od debiutu, „Nowości” były gazetą popołudniową. Od prasy porannej popołudniówki różniły się tym, że nie ograniczały się do przekazywania suchych informacji. Pojawiały się tam również treści przekazane z przymrużeniem oka. „Nowości” miały nawet specjalnego pracownika do tego typu zadań.

Skąd się wziął Nowinek?

„Redakcja nasza przyjęła na etat nowego dziennikarza. Jest nim NOWINEK, którego sylwetkę prezentujemy poniżej - pisały „Nowości” 12 stycznia 1968 roku. - Jak każdy człowiek wrażliwy na codzienne kłopoty, wszędobylski Nowinek o nich właśnie będzie się wypowiadał. Ale obiecał, że będzie także chwalił to, co na to zasługuje. Nowinka zatrudniliśmy wczoraj i zaraz zabrał się do pracy. Od razy zwrócił uwagę na to, co toruńczykom od kilku dni daje się we znaki".

Nowinek stał się rysowaną twarzą „Nowości”, a także kolejnym przykładem wyjątkowości gazety. Można powiedzieć, że pod winietą zaprojektowaną przez wybitnego grafika Zygfryda Gardzielewskiego, pojawił się brat Jacka Yerki. Dlaczego? Ponieważ Nowinka stworzył ojciec artysty - toruński plastyk Norbert Kowalski.

Polecamy

Gazeta była toruńska, swoje cegiełki dołożyli do niej różne osoby w mieście cenione i dla niego zasłużone. „Nowości” zaś miały wpływ na miasto znacznie większy niż gazety, które skupiają się na opisywaniu rzeczywistości. Pomysł, aby łódź pływającą po Wiśle nazwać „Katarzynką”, narodził się w naszej redakcji. Matką chrzestną „Katarzynki” była sekretarka „Nowości” Anna Dziubik, zaś w pierwszy rejs łódź wypłynęła z niemal całą redakcją na pokładzie. Uczestnicy organizowanych przez „Nowości” konkursów wymyślili nazwy dla kilku kin czy lokali gastronomicznych. Przykłady podobnych inicjatyw można mnożyć.

- To my na przykład wydobyliśmy Flisaka z krzaków – mówi Henryk Rozwadowski. - Przed wojną fontanna stała na dziedzińcu ratusza, później stamtąd zniknęła. Razem z inżynierem Tusiackim przeprowadziliśmy akcję, aby umieścić ją w takim miejscu, w jakim w europejskich miastach znajdują się tego typu obiekty i Flisak trafił na Rynek Staromiejski.

Toruń, jakiego nie pamiętamy

Toruń, w którym 55 lat temu zaczęły się ukazywać „Nowości”, miał nieco ponad sto tysięcy mieszkańców. Miasto jednak bardzo szybko rosło, a gazeta poświęcała temu wiele uwagi. Już w jednym z pierwszych numerów ukazał się tekst o tym, że do końca lat 80. liczba mieszkańców powinna być niemal dwa razy wyższa. Do Torunia przybywali ludzie, którzy wcześniej nie mieli z nim nic wspólnego. Nie znali go, ale „Nowości” wielu pomogły miasto poznać i pokochać. W budowaniu tożsamości pomagały m.in. stałe rubryki, jak chociażby „Toruń, jakiego nie pamiętamy”.

- To był zupełny przypadek – wspomina jej twórca Henryk Rozwadowski. - Jeden z Czytelników przysłał pocztówkę, jeszcze z czasów zaborów. To było zdjęcie z ulicy Szkolnej.

Dawna ulica Szkolna to obecna Sienkiewicza. Dziś nie jest to wielką zagadką, mamy sporo różnych źródeł, z których można informacje na ten temat zaczerpnąć. Tak jest m.in. dlatego, że ponad pół wieku temu redaktor Henryk Rozwadowski pomógł Czytelnikowi identyfikacji archiwalnej fotografii, a później zajął się różnymi innymi toruńskimi historiami.

Pierwsi etatowi pracownicy "Nowości"

Henryk Jankowski - pierwszy redaktor naczelny „Nowości”. Rocznik 1919, łodzianin z urodzenia. W roku 1945 dziennikarz agencji „Polpress”, następnie reporter „Robotnika Pomorskiego” - toruńskiego dziennika PPS. W latach 1957-1967 szef toruńskiej redakcji „Gazety Pomorskiej. „Nowościami kierował do roku 1975. Zmarł w 1999 roku. W „Nowościach” pracowała także córka red. Jankowskiego, Ewa.
Henryk Rozwadowski - torunianin, rocznik 1939. Dziennikarz, publicysta, autor reportaży. Pierwszy szef działu miejskiego
w „Nowościach”. Od 1983 zastępca redaktora naczelnego.
Krzysztof Pawłowski - wilniuk, rocznik 1938. Wieloletni, zasłużony redaktor, w trudnych momentach redaktor naczelny gazety. Świetny nauczyciel dziennikarskiego fachu.
Henryk Galus. Pierwszy sekretarz redakcji. Od 1969 związany z prasą gdańską. Zmarł w 2011 roku.
Andrzej Różycki - pierwszy fotoreporter „Nowości”. Artysta fotografik, członek grupy Zero-61, autor filmów dokumentalnych. Zmarł w 2022 roku.
Jadwiga Oleradzka - reporterka i publicystka „Nowości”, później w „Gazecie Pomorskiej”. Autorka licznych recenzji teatralnych. Wieloletnia dyrektor Teatru im. Horzycy.
Maria Kalota-Szymańska - dziennikarka, poetka, znana postać toruńskiej kultury. Zmarła w 2011 roku.
Zdzisław Olesiński - redaktor techniczny, współtwórca szaty graficznej „Nowości”. Od we włocławskim tygodniku społecznym „Kujawy”. Zmarł w 1979 r.
Danuta Ciesielska - dziennikarka, publicystka zajmująca się m.in tematyką społeczną, oświatową.
Witold Kurecki - legenda toruńskiego dziennikarstwa sportowego, także działacz sportowy. Grudziądzanin, rocznik 1926, w dziennikarstwie od 1947 roku. Zmarł w 2016 roku.
Grzegorz Rybiński - przed „Nowościami” w bydgoskich „Profilach”. W 1969 r. przeniósł się do Gdańska. Był m.in. zastępcą naczelnego „Dziennika Bałtyckiego. Zmarł w roku 2009.
mkr, rw, jk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska