<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/oberlan_malgorzata.jpg" >Proszę się nie trudzić, te drzwi się nie zamykają - usłyszała wczoraj od ekspedientek w sklepie odzieżowym przy ul. Szerokiej redakcyjna koleżanka. Zmarznięte kobiety dodały, że od kilku dni czekają na naprawę...
Przemarznięte, dygocące, czasem sine z zimna (patrz dyskont w Kaszczorku) kasjerki i sprzedawczynie spotykamy od początku tygodnia. O tym, że nie możemy na to spokojnie patrzeć, świadczą chociażby liczne telefony do inspekcji pracy. Zakładając nawet, że połowę wykonują nie postronni klienci, ale krewni czy znajomi ekspedientek, sytuacja i tak daje do myślenia.
<!** reklama>Oczywiście, dobrze, że klienci reagują. Smutne, że ze strachu przed konsekwencjami rzadko czynią to sami pracownicy handlu. Szczególnie w tych sklepach, gdzie nie działają żadne związki zawodowe, są oni w mroźne dni praktycznie bezbronni.
Osobiście jako klient obsługiwany przez zmarzniętą sprzedawczynię nie tylko czuję współczucie. Czuję się po prostu źle, niekomfortowo w sytuacji, gdy obsługiwać musi mnie ktoś z sinymi ustami albo trzęsącymi się rękoma. Czuję się niefajnie, bo jest mi w miarę ciepło, a w swojej pracy nie zmarzłam. Czuję też, że nie mam prawa wymagać uprzejmości albo oczekiwać uśmiechu od osoby, której drętwieją ręce.
A może, Drodzy Czytelnicy, nie tylko telefony do inspekcji pracy są jakimś rozwiązaniem? Może czas zacząć bojkotować sklepy, w których pracownice są hibernowane? Czekam na opinie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?