Adrian M., zanim w okolicach Szczecina uprowadził dziewczynkę, złapany został na kradzieży w Toruniu

- Jego związek z Toruniem jest tylko formalny. Nie można powiedzieć, że tu kiedykolwiek na stałe mieszkał. Tym bardziej przed porwaniem. Przebywał wtedy w Wielkiej Brytanii, Niemczech, a w Polsce - w Lublinie - mówi Przemysław Kimon, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.

Z reportażu, wyemitowanego przez stację TVN, wynika, że Adrian M. pojawił się jednak w naszym regionie przed porwaniem 10-latki. W ubiegłym miesiącu przebywał u swojej cioci w Lublinie, ale zniknął niespodziewanie i 22 marca kobieta zgłosiła policji jego zaginięcie.

23 marca Adrian M. został zatrzymany do kontroli drogowej w Lipnie. Policjanci wiedzieli, że jest poszukiwany jako zaginiony.

Ale wówczas złożył on oświadczenie, iż jest z nim wszystko w porządku i jego nazwisko zniknęło z policyjnej bazy. Mężczyzna 4 kwietnia tego roku był też w Toruniu. Został tu zatrzymany w jednym ze sklepów za kradzież. Ukarano go mandatem, w którym wpisano jego nazwisko.

Natomiast kilka godzin przed porwaniem 10-latki, Adrian M. widziany był na parkingu w miejscowości znajdującej się w pobliżu Wołczkowa. Tam wyrzucił mandat, który dostał w Toruniu. Został znaleziony przez policję jeszcze przed zatrzymaniem podejrzanego.

- Ten ślad i widniejące na nim nazwisko utwierdziły nas w przekonaniu, że poszukujemy właściwej osoby. Jej tożsamość była nam znana nim trafiliśmy na ten dokument. Między innymi dzięki pojazdowi, którym się poruszał, zapisom z monitoringu i zeznaniom świadków - dodaje rzecznik Kimon.

Przypomnijmy, że dziewczynka zaginęła tydzień temu w Wołczkowie w Zachodniopomorskiem. Nie wróciła do domu ze szkoły. Ostatni raz była widziana w restauracji, gdzie jadła obiad z koleżanką. Potem ślad po niej zaginął.

Odnaleziono ją całą w Niemczech i tam też zatrzymano Adriana M.