Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afryka za pięć kapsli

Jan Oleksy, fot.: Andrzej Puzio
Tańczyła z prezydentem Zambii, latała nad Wodospadem Wiktorii, pływała pontonem po Zambezi, a nawet jadła grillowaną szarańczę, nie mówiąc już o zwyczajnym szaszłyku z krokodyla.

Tańczyła z prezydentem Zambii, latała nad Wodospadem Wiktorii, pływała pontonem po Zambezi, a nawet jadła grillowaną szarańczę, nie mówiąc już o zwyczajnym szaszłyku z krokodyla.


<!** Image 3 align=none alt="Image 217321" sub="Fot.: Andrzej Puzio">


Przygodę życia przeżyła torunianka 

Magda Armatys*. Wygrała ją biorąc 

udział w konkursie promocyjnym, 

prowadzonym przez znanego polskiego 

producenta soków i napojów.

Niespodzianka „za pięć kapsli” okazała się 

dwutygodniową wycieczką dla dwojga do Afryki 

Południowej. - Była to podróż życia, którą 

odbyłam z moim partnerem Andrzejem, bo 

nagroda w wysokości 75 tysięcy była dla dwóch 

osób - mówi Magda Armatys.


SŁONIE POD NAMIOTEM

Pierwszy przystanek: Wodospad Wiktoria 

w Zimbabwe. Pierwszy wystawny posiłek: 

z niespodzianką. - Mieliśmy zgadnąć, co jemy 

- mówi Magda. - Udało się za pierwszym razem.

Był to szaszłyk z krokodyla. Po kolacji w biegu 

się przebraliśmy i ruszyliśmy w busz, gdzie 

dzikie zwierzęta chodziły wokół nas. Ponieważ 

była noc, więc mogliśmy poruszać się 

tylko po wyznaczonych szlakach oświetlonych 

lampami naftowymi. A pod prysznic musieliśmy 

chodzić ze strażnikami w obawie przed zwierzętami.

Jak się obudziliśmy, to rankiem zamiast 

piania kogutów, usłyszeliśmy dziwne porykiwania. 

Tak przywitało nas stado słoni - opowiada 

Magda.

PONTONEM PO ZAMBEZI

Kluczyli po rzece Zambezi, przez pewien czas 

myśląc, że pilotujący ich miejscowi, omijają 

mielizny lub wodospady, ale wkrótce okazało się, że powodem manewrów były... krokodyle i hipopotamy. - Nie miałam świadomości, że poczciwe hipcie są jednymi z najgroźniejszych zwierząt. 

Szczególnie niebezpieczne i niezwykle szybkie są w wodzie. Potrafią zanurzyć się na jednym brzegu, przejść po dnie i wywalić ponton. Jest czego się bać! Są złośliwe.

TANIEC Z PREZYDENTEM

Zamieszkali w kolonialnym pięciogwiazdkowym „Victoria Falls Hotel”. Wieczorem wybrali się na atrakcyjną kolację. Zostali przebrani w regionalne stroje i pomalowani w obrzędowe barwy.

Była to lokalna knajpa, która serwowała pieczone robaki, przypominające nasze korniki, grillowane mięso z antylop (mocno żylaste), jajecznicę ze strusich jaj. - Spróbowałam pieczonej szarańczy. W smaku przypominała nasze chipsy - tłumaczy Magda. Szwedzki stół oferował cały przegląd zambijskiej kuchni. Koncert na bębenkach, wesoła zabawa. 

- Najlepsze było to, że w którymś momencie na imprezę wpadł incognito prezydent Zambii Michael Sata z małżonką. Przyjechali prywatnym samochodem, bez żadnej obstawy w tak niebezpiecznym kraju. Ubrani bardzo zwyczajnie, na luzie. Po prostu wyskoczyli się pobawić. Prezydent czuł się tam bezpiecznie, bo jak się dowiedziałam, pochodzi z plemienia, które zamieszkuje ten teren. 

Można powiedzieć, że odwiedził swoich ziomków. Bawił się godzinę lub półtorej. Miałam nawet okazję i przyjemność zatańczyć z samym prezydentem - mówi z dumą nasza turystka.

<!** Image 4 align=none alt="Image 217322" sub="Fot.: Andrzej Puzio">

PÓŁ DNIA NA LINIE

Ostrych wrażeń dostarczył przełom Zambezi przed Wodospadem Wiktorii. - Przeprawialiśmy się na drugą stronę rzeki po linach. Strach było spojrzeć w dół, bo z rzeki wystawały olbrzymie ostre skały - wspomina Magda. Upadek groził śmiercią, chyba, że przy odrobinie szczęścia delikwentowi udałoby się wpaść do wody. Niebezpiecznie i ekstremalnie. - Tam też skakaliśmy na bungee z 80-metrowej skały kanionu - dodaje. A w dole była wartko płynąca Zambezi.

BIALI W CZARNEJ WIOSCE

W Zambii pewien sympatyczny facet z RPA wydzierżawił teren z trzema wioskami. Tam zorganizował coś w rodzaju wioski murzyńskiej dla turystów. Typowe domki z pewnymi wygodami, z wodą, z prądem. 

Tam cała grupa spędziła noc. Wiele emocji dostarczyło oblatywanie na motolotniach Wodospadu Wiktorii. 

Szczególnie w porze deszczowej widoki są porażające. Dwustumetrowa mgła unosząca się nad wodospadem na każdym robi piorunujące wrażenie.

Z kolei w Victoria Falls Magda zapamiętała przepiękne czerwone akacje, czyli „płomienie Afryki”. Oryginalnym obrazkiem z ulicy były spacerujące guźce, czyli po prostu dzikie świnie afrykańskie.

LEPIEJ BYĆ BOGATYM


W RPA Magdę zadziwiła nowoczesność i bogactwo. - Jednak na każdym kroku ostrzegano nas, że jest niebezpiecznie i żeby się nie zbliżać do podejrzanych dzielnic - mówi.

Bentleye, rolls-royce, packardy. Takimi kolekcjonerskimi cackami - zabytkowymi samochodami z lat 30. cała grupa wybrała się na wycieczkę spod hotelu w Kapsztadzie do samego Przylądka Dobrej Nadziei. 

Tam stykają się dwa oceany. Widać zderzające się fale. Po drodze grupa Magdy złożyła wizytę w parku pingwinów afrykańskich w Boulder.


"CZEKAŁ NA NAS PLEMIENNY SZAMAN. NA NOGACH MIAŁ BRANSOLETKI ZROBIONE Z KAPSLI, A NA SOBIE KOSZULKĘ - PAMIĄTKĘ Z MUNDIALU. JEGO WYGLĄD ROZMIJAŁ SIĘ Z NASZYMI WYOBRAŻENIAMI O SZAMANACH."


WIZYTA U SZAMANA

Turyści zwiedzili jeden z największych slumsów w Kapsztadzie. - Tam biali ludzie się w ogóle nie kręcą, ale nasi organizatorzy po wręczeniu datków na żłobek i przedszkole dostali zgodę na wejście. 

Po tym biednym miasteczku jeździliśmy rowerami. Mając w ręku zaproszenie, czuliśmy się bezpiecznie. 

Czekał na nas plemienny szaman, czyli lekarz, doradca i czarownik w jednym. Na nogach miał bransoletki zrobione z kapsli, a na sobie koszulkę, pamiątkę po mundialu. Jego ubiór rozmijał się z naszym wyobrażeniem o szamanach - relacjonuje Magda. 

W slumsach nic nie było zaaranżowane. Życie toczyło się normalnym rytmem. Blaszaki, wąskie uliczki, a klimat taki, że można spać pod gołym niebem.

<!** Image 5 align=none alt="Image 217323" sub="Fot.: Andrzej Puzio">

NURKOWANIE Z REKINAMI

Jako jedyne miejsce na świecie Republika Południowej Afryki oferuje amatorom mocnych wrażeń podwodne spotkanie w metalowej klatce z białymi rekinami. - Jeszcze nigdy nie nurkowałam w Oceanie Indyjskim, a już na pewno nie w klatce, i tylko po to by w miarę bezpiecznie spotkać się z rekinem. 

Ręce musieliśmy trzymać przy sobie, żeby nie drażnić drapieżników. Wszystko jak w „Szczękach”, tyle, że naprawdę. Podpływały do nas potężne trzy okazy, waliły otwartymi paszczami w klatkę. Brr... Na samo wspomnienie robi się gorąco - wyznaje Magda.


*Magda Armatys


Mieszka w Toruniu, z wykształcenia ekonomistka, prowadzi księgowość w prywatnej firmie. Ma dwoje dzieci: 14-letniego Jaśka i pięcioletniego Mateusza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Afryka za pięć kapsli - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska