Obejrzyj: Tajemnice Twierdzy Toruń i innych miejsc w mieście
Anastasia Tereszczenko pochodzi z Chmielnickiego, niemal 300-tysięcznego miasta w zachodniej Ukrainie. Jest organizatorką manifestacji, których od 24 lutego odbyło się na toruńskim rynku kilkadziesiąt. Najpierw zwoływała je sama, później wraz z Toruńskim Sztabem Pomocy Ukrainie, w którym została wolontariuszką.
Dlaczego Toruń?
Kiedy wyjeżdżałyśmy z mamą i siostrą z Ukrainy, nie znałyśmy nikogo, kto mieszka w Polsce, żadnych bliskich ani przyjaciół. Nie wiedziałyśmy, dokąd jechać ani gdzie trafimy. Dzwoniłyśmy do wszystkich znajomych, czy znają kogokolwiek w Polsce.
Skontaktowałyśmy się nawet z ciocią ze Stanów Zjednoczonych i okazało się, że jej sąsiedzi mają przyjaciół akurat w Toruniu! Tak trafiłyśmy do wolontariuszy, którzy się nami zaopiekowali i dali miejsce w mieszkaniu.
Polecamy
Tylko z mamą i siostrą, bez znajomych, nie znając języka, to skok na bardzo głęboką wodę.
Na początku mieszkanie, do którego trafiłyśmy to były tylko gołe ściany, nic więcej. Ale od razu dostałyśmy mnóstwo dobroci. Gospodarze ze swoimi bliskimi i sąsiadami, na własny koszt, pomogli nam wyremontować cały dom, w którym miejsce znalazło kilka rodzin. Mamy ogromne szczęście, że trafiłyśmy na tak dobrych ludzi, już zawsze będziemy im wdzięczne.
Byłaś już w Toruniu, bezpieczna, bez bomb nad głową. Mogłaś po prostu odpocząć od tego, co spotkało Cię wcześniej, ale zdecydowałaś się działać, dlaczego?
W Ukrainie nie miałam powodu, żeby być w ten sposób aktywna. Miałam pracę, której się poświęcałam i nie miałam czasu na bycie aktywistką. Ale kiedy zaczęła się wojna i trafiłam do Polski, nie mogłam siedzieć spokojnie, z założonymi rękami i patrzeć jak giną ukraińskie dzieci i są rujnowane nasze miasta. Musiałam coś zrobić, zwrócić uwagę na to, co się dzieje w naszym kraju. Dlatego postanowiłam organizować manifestacje na rynku, na których krzyczeliśmy o tym, że u nas giną ludzie, o tym, że potrzebne są sankcje i zamknięte niebo nad Ukrainą, żeby rosyjskie bombowce przestały nas zabijać. Mnie, kiedy na to wszystko patrzę, po prostu boli serce. I żeby jakoś żyć, musiałam coś z tym zrobić.
Na te manifestacje przychodzą nie tylko Ukraińcy, ale też Polacy czy Białorusini. To pomogło Ci się uporać z tym, co przeżywasz?
Tak, to wszystkich podnosiło i nadal podnosi na duchu. Czasami najwięcej dają słowa. Oczywiście, dla osób w gorszej sytuacji finansowej czy niemogących iść do pracy chociażby przez wiek, pomoc materialna jest pierwszą potrzebą, ale wsparcie psychologiczne czy duchowe, też jest niezmiernie istotne. Na początku wojny po prostu stałam na starówce z plakatem dotyczącym wojny i niektórzy podchodzili mnie przytulić, powiedzieć, że są z nami – Ukraińcami. Mi to dało niesamowicie dużo siły.
Polecamy
- Toruń. Głośniej na budowie parkingu park & ride przy ulicy Olimpijskiej
- Co się dzieje w toruńskim parku? Czytelnicy są zaniepokojeni składowiskiem odpadów
- Zmarł burmistrz Ciechocinka, Leszek Dzierżewicz. 12 lipca skończył 66 lat
- Matka zostawiła dwie córki przy autostradzie pod Grudziądzem. - Byłam roztargniona
Te potrzeby z biegiem wojny się zmieniają, czego teraz najbardziej potrzebują osoby z Ukrainy?
Przede wszystkim kursów języka polskiego. To umożliwiłoby większej liczbie osób swobodną komunikację, znalezienie pracy, zwiększyłoby też ich codzienny komfort życia. Ale też nie jest tak, że podstawowa pomoc przestała być potrzebna. Cały czas przyjeżdżają do Polski kolejne osoby. Niektórzy z nich potrzebują ubrań i jedzenia. Sytuacja w Ukrainie aż tak się nie polepszyła, na miasta nadal spadają bomby, są równane z ziemią. W Chmielnickim, skąd pochodzę, nie jest najgorzej, miasto przyjmuje uchodźców ze wschodu, ale nawet tam ostatnio było bombardowanie. Niektórzy w tych nalotach tracą wszystko i przyjeżdżają tu z niczym.
Dużo mówisz o wdzięczności Ukraińców, chęci podziękowania za pomoc, na którą mogą liczyć uchodźcy – ostatnio symbolicznie posprzątaliście skwer na Podgórnej, ale w sztabie słyszę, że to coś więcej niż „dziękuję”.
Tak, zazwyczaj osoby, które przyjechały z Ukrainy, trafiają do Polski same, tęsknią za domem i czują samotność. Przez takie sprzątanie, ale też różne warsztaty czy zajęcia dla dzieci i dorosłych, chcemy zbierać wszystkich razem, żeby mogli spotkać się i porozmawiać ze swoimi rodakami. Właśnie chodzi o to poczucie, że nie jest się samemu, że są wokół ludzie, na których można liczyć – tak jak w przypadku manifestacji. Sprzątając chcieliśmy pokazać wdzięczność wobec pomagającym nam Polakom, ale też dać poczucie tym ludziom, że są potrzebni. To też mentalnie podnosi.
Sprzątaliście także brzegi Wisły i parki w Toruniu, ale twoi znajomi w sztabie wspomnieli, że nie chcecie na tym skończyć.
Jesteśmy gotowi na bardzo dużo. Tak naprawdę czekamy jedynie na sygnał od miasta, że w jakimś miejscu możemy pomóc i chętnie to zrobimy. Nie chcemy kończyć na słowie „dziękuję”, chcemy coś zrobić dla miasta i jego mieszkańców. Mamy taki pomysł, żeby stworzyć w Toruniu taki mały park, skwer, w którym byłyby ławeczki, drzewa i kwiaty. To byłoby dobre dla środowiska, ale też dla mieszkańców miasta, którzy mogliby po prostu tam spędzać wolny czas. Czekamy tylko na informacje od miasta, gdzie moglibyśmy to zrobić.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?