Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Album Rodzinny. Niebieskim autobusem jedziemy poza miasto

Wojciech Wielgoszewski
Autobusy parkowały na rynkach zabytkowych miast. Pan Weiszewski – nasz kierowca oraz autor wspomnienia na tle kamienicy Przybyłów w Kazimierzu n. Wisłą
Autobusy parkowały na rynkach zabytkowych miast. Pan Weiszewski – nasz kierowca oraz autor wspomnienia na tle kamienicy Przybyłów w Kazimierzu n. Wisłą Nadesłana
Widok autobusów przy dworcu PKS na ul. Dąbrowskiego towarzyszył mi od dzieciństwa, bo widziałem plac manewrowy z naszego mieszkania na trzecim piętrze bloku przy Rynku Wełnianym.

Pamiętam, a była to połowa lat pięćdziesiątych, jak o trzeciej po południu siadałem przy oknie, czekając na powrót Tatusia wracającego wzdłuż brzegów stawu Kaszownik (nie było jeszcze trasy W-Z) z biura w nieistniejącym dziś, niestety, budynku, gdzie wtedy pracował.
[break]
Wspomnienia moich braci Andrzeja i Janusza sięgają wcześniejszych czasów, gdy siedziba przedsiębiorstwa znajdowała się przy ul. Mostowej 6. Tam po wojnie do 1952 r. mieszkała nasza rodzina, tam było biuro oddziału firmy przewozowej Hartwig, której pierwszym dyrektorem od 1945 r. był nieodżałowanej pamięci p. Wilczyński (zmarł w 1952 r.), a mój Ojciec Józef - księgowym. Na początku siłą napędową pojazdów transportowych nie były konie mechaniczne, ale… prawdziwe.
Zaczęło się bowiem od pojazdów konnych; wkrótce pojawiły się ciężarówki i autobusy, które po upaństwowieniu przedsiębiorstwa 1 stycznia 1950 r. i przeniesieniu na ul. Dąbrowskiego miały wspólną zajezdnię. Na początku lat 60. dyrekcja została przeniesiona na Podgórz na ul. Drzymały. Tamże przeniesiono „towarówkę” i naprawiano autobusy. Jak przez mgłę pamiętam kursujące pod koniec lat 50. używane do przewozu pracowników popularne ciężarówki Star 20 z nadwoziem dla pasażerów – tzw. „stonki” i autobusy Star N52, a od początku lat 60. zmieniające się modele Sanów jeżdżących na krótszych trasach.
Były też eleganckie brytyjskie leylandy kursujące m. in. na prestiżowej trasie do Warszawy i francuskie chaussony wycofane z eksploatacji, gdy zabrakło dewiz na części zamienne. Sylwetkę chaussona zapamiętało każde pekaesowskie dziecko, gdyż jeden został przerobiony na domek wczasowy. Miało PKP wczasy wagonowe, miał PKS – autobusowe! Autobus urządzony dla dwóch rodzin, umieszczony u podnóża sławnego Kopca w Górznie, stał się w 1959 r. zalążkiem ośrodka wczasowego. Z czasem zaczęło przybywać domków kempingowych, ale mieszkające w nich dzieci zazdrościły rówieśnikom z autobusu, gdzie spało się na piętrowych łóżkach!
Ogórek Baśka
W latach 60. weszły do eksploatacji czeskie karosy, a wkrótce wzorowane na nich polskie jelcze, później nazwane „ogórkami”. Były pomalowane na niebiesko z umieszczanym z boku i z przodu karoserii żółtym logo firmy. Taki jelcz należący do Rady Zakładowej (kto z młodych czytelników wie, co to była za instytucja?), dla odróżnienia od autobusów rejsowych pomalowany na popielato, to kolejny po górznieńskim chaussonie autobus-legenda. Ten najsławniejszy w dziejach PKS-u „ogórek”, powszechnie nazywany „Baśką”, był autokarem wycieczkowym, woził dzieci na kolonie i obozy. Przeważnie za jego kierownicą siadał ogólnie lubiany za życzliwość, poczucie humoru i pogodę ducha pan Krzyżyński, nazywany przez uwielbiające go dzieciaki „Wujkiem”. Autobus „Baśka” woził pekaesowskie rodziny na wczasy do Górzna. Na jego tylnym pomoście umieszczałem rower, na którym później zjeździłem wzdłuż i wszerz okoliczne wielkie lasy. Nieocenionym moim przewodnikiem był śp. Józef Stefański, który mieszkał z rodziną w białym domku obok naszego ośrodka. Jego syn Piotr przejął przed laty po swym poprzedniku i sąsiedzie z drugiej strony ulicy, śp. Józefie Wiśniewskim, kierownicę „odwiecznego” autobusu kursującego na trasie Górzno-Toruń- Bydgoszcz (i z powrotem) i do tej pory odjeżdża o piątej rano z górznieńskiego rynku, by powrócić przed osiemnastą.
Pod plandeką pod Pałac Kultury
Zanim pracownicy PKS wraz z rodzinami zaczęli korzystać z autobusowego bogactwa firmy podczas wyjazdów na wczasy, na grzyby do Przyłubia, na kryty basen do Chełmży, na zawody sportowe, wreszcie na wycieczki, w latach 50. jeździli samochodami ciężarowymi. Taką wyprawę do Warszawy na otwarcie Pałacu Kultury w 1956 r. i na mecz Polska – ZSRR w 1957 r. zapamiętali moi bracia. Znalazło się dla nich miejsce w szoferce; dorośli jechali mniej komfortowo, pod plandeką na dostawionych ławkach. W latach 60. i 70. na dalsze wycieczki, jeździło się „eksportowymi” wersjami karosy lub jelcza. Zdarzały się także zagraniczne wyjazdy – do Czechosłowacji, na Węgry, do NRD. Jeden z nich do Budapesztu w sierpniu 1968 r. dostarczył nieoczekiwanych przeżyć: Przekroczenie granicy z Czechosłowacją nastąpiło w dniu inwazji wojsk Układu Warszawskiego. W tej sytuacji wycieczkowicze, którzy dotarli do stolicy Węgier, mieli odciętą drogę powrotu i byli zmuszeni wracać przez ukraińską część ZSRR, mijając na karpackich wijących się serpentynami drogach niekończące się kolumny sowieckich wojsk ciągnących ku Czechosłowacji z „bratnią pomocą”. W domowych albumach pozostało wiele zdjęć z pekaesowskich wycieczek. Dzisiaj trudno spotkać autobus w firmowym, niebieskim kolorze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska