Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Atmosferę zbliżającej się tragedii od dawna czuli wszyscy wokół

Adriana Boruszewska
Adriana Boruszewska
Kilka lat temu Wojciech Słoneczny zaczął budować nowy dom w Oborach. Stary miał być wynajmowany turystom. Pozostały przy nim prace plastyczne właściciela
Kilka lat temu Wojciech Słoneczny zaczął budować nowy dom w Oborach. Stary miał być wynajmowany turystom. Pozostały przy nim prace plastyczne właściciela Fot. Adam Willma
Zmasakrowane ciało toruńskiego malarza zostało odnalezione w lesie w Smogorzewcu. Podejrzany o zabójstwo syn zginął w wypadku.

Tadeusz przyjechał do Obór po południu w miniony piątek. Następnego dnia miał pomóc Słonecznemu w przygotowaniu obrazów na wystawę w toruńskiej galerii Związku Polskich Artystów Plastyków.

To miała być duża prezentacja, na 40-lecie pracy artystycznej, skupiona na „twórczości - osobistej i prywatnie wolnościowej, wychodzącej poza ograniczające ramy życia i sztuki” - czytamy w zapowiedzi.

Posiedzieli, pogadali jak starzy kumple, zjedli kolację, obejrzeli telewizję. Było około 23.00, kiedy Tomek, syn Słonecznego, zaproponował ojcu przejażdżkę po lesie.

Czytaj: Tragedia w Smogorzewcu. Najpierw odciął ojcu głowę, a potem zginął w wypadku

- Po co chcesz jeździć po lesie, przecież w lesie mieszkasz? - zżymał się Tadeusz, chociaż wiedział, że te przejażdżki to ich rodzinny obyczaj.

Mieli wrócić niedługo. Jednak nie wracali. Dwie, trzy godziny.

Tadeusz miał złe przeczucia. Zadzwonił do żony. Ta poradziła, żeby wezwać Dorotę, przyjaciółkę Słonecznego. Tadeusz pozamykał okna i drzwi, zgasił światło, usiadł przy oknie. Wypatrywał świateł.

Razem z Dorotą pojechali szukać w lesie renówki Słonecznych. Niczego nie znaleźli, wrócili do Obór. I wtedy światła się pojawiły.

Zamiast clio zajechał radiowóz.

- Syn zginął w wypadku- policjant myślał, że rozmawia z matką Tomka.

- Sam zginął? Sam był w samochodzie?

- Sam.

- Panie, ale z nim ojciec był!

Gdy doszli do siebie, wsiedli znowu w auto i pojechali do znajomych w sąsiednim Smogorzewcu. Stamtąd już tylko Tadeusz z sąsiadem ruszyli szukać Wojtka.

Krążyli trochę po lesie, ale później pojechali w kierunku domu dawnej przyjaciółki Słonecznego (której Tomek nie znosił). I to właśnie niedaleko tego domu coś zajaśniało między drzewami. Nie byli pewni, czy pień brzozy, czy ubranie Wojtka. Cofnęli.

Toporek leżał tuż przy zmasakrowanym ciele, jakby ułożony. Nikt tu nie zacierał śladów krótkiej gonitwy. Zerwany sweter spadł bliżej drogi.

Zaczynało świtać, gdy na miejsce przyjechał prokurator.

Dom w lesie zamarzył się Słonecznemu ponad 20 lat temu. Okoliczności były sprzyjające, ziemia na nieużytkach rozciągających za podtoruńską Złotorią kosztowała grosze. W dodatku szlaki przetarł już Franciszek Trzaska, barwna postać - inżynier z zawodu, dobry duch toruńskiego świata artystycznego.

Trzaska był pierwszy na „dzikim Wschodzie” Torunia. Sprowadził się tam jeszcze w latach 80. W tamtych czasach lasy za Złotorią były kanałem przerzutowym kradzionych samochodów. To w tych leśnych dziuplach wychowało się kilku gangsterów, którzy już po transformacji rządzili w toruńskim półświatku.

Dwie osoby zginęły w wypadku pod Toruniem. Ciało trzeciej znaleziono w lesie

Słoneczny zostawił w w Toruniu mieszkanie oraz pracownię przy ul. Szczytnej i kupił na licytacji 22 hektary. Na dom za -adoptował dawną chlewnię. Niebawem zaczął się boom budowlany i Słoneczny mógł odcinać ziemię po kawałku, na działki.

Małżeństwo z Wandą rozpadło się. Pozostały po nim dwie uzdolnione artystycznie córki i syn, najmłodszy z gromadki.

- Wojtek? Facet jak wielu. Czasem ch...y, czasem wspaniały, nierówny - wspomina Franciszek Trzaska. - Przez pewien czas był dla mnie super kumplem, ale bywał też nie do wytrzymania. Plątał niepotrzebnie pewne rzeczy. W naturze jest tyle skomplikowanych rzeczy, że nie należy dokładać kolejnych problemów. Tomek? Przy takiej „rozwałce” w rodzinie nie można było chyba wyrosnąć na normalnego człowieka. Wie pan, rodzina rozpieprzona, nie było w tym domu niczego trwałego i sensownego. Wiatr tam hulał - matka to przyjeżdżała, to wyjeżdżała. Wojtek miał swój swoje wizje artystyczne. To musiało odcisnąć piętno na chłopaku.

Wanda Smogorzewska, sąsiadka która mieszka kilkaset metrów od Słonecznego, nie ma wątpliwości: - Chore relacje. Zero szacunku dla rodzica. Dlatego nie chcieliśmy nawiązywać z nimi bliższych relacji. Kiedy się wprowadzali, prosił Słoneczny męża o pomoc przy wniesieniu kominka, ale mąż szybko wyszedł stamtąd. Nie podobał mu się klimat, jaki panował w tym domu. Był zniesmaczony, kiedy usłyszał jak córka rzuca epitetami w kierunku ojca.

Kolega ze środowiska artystycznego: - Wobec mnie zawsze był subtelny i delikatny, ale miał problem alkoholowy, który nie był dla nikogo tajemnicą.

Znajmy z Torunia: - Emocjonalny w ocenach ludzi. Gdy ktoś mu nie odpowiadał, przechodził do ataku. Kiedyś, podczas spotkania towarzyskiego mieliśmy z Wojtkiem problem. Straszył, że wyskoczy z tarasu na górze.

Tomek wychował się wśród dorosłych, w kręgu znajomych Wojtka. Był inteligentny, wysławiał się w wyszukany sposób.

Zabójstwo w Smagorzewcu, a po nim wypadek w Czernikówku

- Dziwny - kwituje Smogorzewska. - Nie agresywny, po prostu miał takie dziwne spojrzenie. Nie wiem jak to powiedzieć. Nieobecne. Bałam się go. To przez to zaczęłam zamykać bramę i drzwi. Teraz już nie muszę.

21-letni Tomek od lat leczył się psychiatrycznie. Życie mijało mu pomiędzy szpitalem, pobytem w Oborach i wyjazdami do matki, kiedy ta akurat była w kraju. Często uciekał ze szpitala. Również tym ostatnim razem szpital zgłosił zaginięcie, ale ojciec zadzwonił na policję, żeby odwołać akcję, bo syn się odnalazł.

Pan Roman, sąsiad Słonecznych ma na sprawę własny pogląd: - Ja o Tomku nie mogę powiedzieć złego słowa. Ojciec zrobił z niego wariata. Dla nas był zawsze miły i uśmiechnięty.

Sąsiedzi kupili ziemię tuż obok domu Słonecznych 12 lat temu.

- Dziś dom jest wystawiony na sprzedaż - mówi pan Roman. - Jeszcze go nie skończyliśmy, a już wiedziałem, że nie wytrzymamy tutaj. Słoneczny procesował się za nami kilka razy. Jak się napił, przychodził o 3-ciej nad ranem i wyzywał. Od najgorszych. Albo rzucał kamieniami. W końcu wybudowałem na granicy wał z ziemi, żeby się od niego odgrodzić, bo inaczej się nie dało. Nie tylko myśmy przechodzili tę gehennę. Kolega obok miał podobną sytuację. Najpierw były wyzwiska, a w końcu Słoneczny urwał mu lusterko w samochodzie. U mnie rozwalił lampę, a później wjechał w bramę, ale obywało się bez kary, bo zasłonił się niepoczytalnością w sądzie. Taki człowiek jednocześnie uczył rysunku w szkole! Kiedyś wykopał rów na drodze. Przyjechała policja i pyta, jak ja się teraz dostanę do domu. Wyobraża pan sobie? Nic nie zrobili. Kiedy zgłaszaliśmy na policję jego wybryki, mówili, że możemy pisać, ale i tak słowo będzie przeciwko słowu. Nie interesowało ich, że jeździ po lesie po pijaku nierejestrowanymi samochodami. Dostał to, na co zasłużył. Może to głupio brzmi, ale cieszymy się, że go już nie ma . Cud, że nas nie pozabijał. I pomyśleć, że miał tu prowadzić agroturystykę.

Sąsiad z naprzeciwka przyznaje, że Słoneczny nie był łatwym sąsiadem. Nie ma wątpliwości, że policja powinna interweniować wcześniej: - Wszyscy czuliśmy, że coś złego wisi w powietrzu.

Przyjaciele Wojciecha Słonecznego widzą sprawę inaczej: - Nie uwierzę nikomu, kto twierdzi, że Wojtek był złym ojcem dla Tomka - twierdzi Mirosława Żabicka ze Smogorzewca. - Dla swojego „syneczka” zrobiłby wszystko. Kiedy Tomek zażyczył sobie siedmiu hamburgerów, przywiózł mu te hamburgery. Gotował, prał, rąbał drewno, podczas gdy ten chłop siedział i oglądał telewizję. Każdego dnia jeździł do szpitala, gdy Tomek był w psychiatryku. To on doprowadził Tomka do matury i jeździł z nim na prywatne lekcem, żeby Tomek mógł wystartować do Akademii Muzycznej.

Żabicka jest przekonana, że „Pleban” (tak go nazywali przyjaciele), padł ofiarą swojej miłości: - I okrutnego psychopaty, jakim był Tomek. To nie jest gołosłowne. Przecież dwa razy w tym domu doszło do próby zabójstwa. Któregoś dnia powiedziałam wprost: - ty, Wojtek, jesteś u nas zawsze mile widziany, ale Tomka nie chcę tu widzieć. On cię kiedyś zabije. Obraził się o to.

Kilka lat temu, podczas budowy nowego domu, Wojciech uskarżał się na ból gardła. Była żona, która przyjechała odwiedzić syna, podała mu wtedy „syrop”. Mikstura przygotowana przez Tomka przepaliła ojcu przełyk.

Słoneczny trafił do szpitala. Wyszedł po 25 operacjach- bez żołądka, z wyciętym fragmentem płuca i zrośniętym przełykiem. Ważył 37 kilogramów.

Tadeusz: - Był pocięty, jakby harakiri chciał popełnić. W depresji. A gdy tylko się odbił, zaczęły się znowu kłopoty z Tomkiem. Ten gnój, gestapowiec, uderzył Wojtka i złamał mu dwa żebra!

- Ale nie tylko on jest winien tej śmierci - dopowiada żona Tadeusza. - W równym stopniu winna jest matka, która powodowała te huśtawki u Tomka. Cały czas nastawiała chłopaka przeciwko ojcu. Miała jedną receptę dla syna: „Tomek potrzebuje miłości”. Ale gdzie była ta jej miłość?

Ostatnio znowu doszło do bijatyki. Gdy sąsiedzi wkroczyli do domu, Tomek przy pomocy matki dusił ojca. Wtedy poszedł wreszcie wniosek o niebieską kartę, żeby Wojtka chronić.

- Tydzień temu powiedział Wojtkowi wprost, że matka popełniła błąd podając mu truciznę - wspomina Mirosława Żabicka. - Że gdyby on to zrobił, Wojtek już dawno by nie żył. A Wojtek milczał, chronił ich wszystkich. Opowiadał, że ta trucizna była przeznaczona na mrówki.

Dziś przyjaciele wygrzebują z pamięci puzzle, które układają się w spójny ich zdaniem obraz. „Tomek opowiadał , że chciałby być płatnym zabójcą, bo zabójcy nieźle zarabiają”, „Bawił się kiedyś z moim synem, ale podczas zabawy zaczął go dusić”. „Kiedyś wydłubał oczy wszystkim wyłowionym ze stawu rybom”, „Lekceważył ludzi. Uważał się za pępek świata”.

Zaplanowana na wrzesień wernisaż Słonecznego nie dojdzie do skutku. Organizatorzy chcieliby jednak wystawić jego prace na wystawie pośmiertnej podsumowującej twórczość.

- W mojej pamięci pozostanie jako człowiek powszechnie lubiany w środowisku- podkreśla Wojciech Kozioł, toruński artysta. - Nigdy nie był konfliktowy w relacjach z innymi artystami. Ale wiem o konflikcie z synem i wiem, że jako artysta nie dawał sobie z tym rady. Gdy dochodzą do mnie informacje o tych zawirowaniach w jego życiu, myślę, że były w nim dwie zmagające się ze sobą osobowości. Jego twórczość wysoko sobie ceniłem. On nie był skostniały, jak wielu innych malarzy. Prace Wojtka zmieniały się z wystawy na wystawę . Jakby przygotowywały je różne osoby. W jego psychice dużo się działo i to bez wątpienia się odbijało w malarstwie.

Żabicka: - Słyszałam, o konflikcie z sąsiadem. Być może ta sytuacja z Tomkiem kumulowała w Wojtku emocje, które wybuchały w takich sytuacjach, ale ja od tej strony go nie znam.

Wypadek, w którym zginął Tomek wydarzył się w Czernikówku. Tomek oddalał się od miejsca zbrodni w kierunku Warszawy. Nie miał prawa jazdy, miał za to przy sobie amfetaminę. We wsi od dawna mówiło się, że bierze. Ale to nie on spowodował wypadek. Kierowca tira, który jechał za nim, twierdzi że niespodziewanie na przeciwny pas zjechała honda prowadzona przez młodego człowieka z Rozgartów. Wypadek przeżyła tylko 17-letnia dziewczyna, która nie pamięta zdarzenia.

Być może część tajemnic kryje telefon Słonecznego, który nie został odnaleziony przez policję, a jeszcze przed dwoma dniami się odzywał.

Tomek został pochowany na cmentarzu w Dobrzejewicach. Prochy jego ojca spoczną w rodzinnym grobowcu w Rypinie.

***
Info z Polski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Atmosferę zbliżającej się tragedii od dawna czuli wszyscy wokół - Gazeta Pomorska

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska