Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Beata Szydło o rekonstrukcji rządu: Jeśli ktoś traci tempo, musi usiąść na ławce rezerwowych WYWIAD

Paweł Siennicki
Beata Szydło o prezydencie: Sądzę, że tu nie chodziło o żadne ego, jak twierdzą niektórzy. Uważam, że prezydent nie miał ze strony PiS powodów, by czuć się w jakikolwiek sposób poniżany. Andrzej Duda jest prawnikiem i zawsze był bardzo wnikliwy i drobiazgowy, jeśli idzie o analizowanie różnych kwestii. Myślę, że faktycznie miał te wątpliwości. Moim zdaniem, nie docenił tylko kontekstu politycznego
Beata Szydło o prezydencie: Sądzę, że tu nie chodziło o żadne ego, jak twierdzą niektórzy. Uważam, że prezydent nie miał ze strony PiS powodów, by czuć się w jakikolwiek sposób poniżany. Andrzej Duda jest prawnikiem i zawsze był bardzo wnikliwy i drobiazgowy, jeśli idzie o analizowanie różnych kwestii. Myślę, że faktycznie miał te wątpliwości. Moim zdaniem, nie docenił tylko kontekstu politycznego Bartek Syta
- Parę błędów popełniłam. Dziś niektóre rzeczy zrobiłabym inaczej. Staram się z nich wyciągać konstruktywne wnioski na przyszłość - mówi w wywiadzie dla "Polski" premier Beata Szydło.

Te dwa lata w fotelu premiera minęły jak jeden dzień? Czy raczej czuć wyczerpanie jak po maratonie?
Te dwa lata minęły mi rzeczywiście szybko. Czasem wydaje mi się, że jeszcze dopiero co wysiadaliśmy z Szydłobusa. Z drugiej strony, chwilami mam wrażenie, że urzęduję tu już długo. Być może to wrażenie wynika z tego, że tak naprawdę taka intensywna, determinująca praktycznie całe życie aktywność rozpoczęła się dla mnie już w listopadzie 2014 roku, gdy zaczynały się zwycięskie dla Prawa i Sprawiedliwości kampanie wyborcze. Wejście do kancelarii premiera było dla mnie kontynuacją tej drogi. Po prostu przeszliśmy z biegu do realizacji konkretnego programu, o którym mówiliśmy w kampanii.

Słychać jednak co jakiś czas anonimowe opowieści, też Pani kolegów z partii, że jest Pani już niemal wrakiem psychicznym. Tempo zmian, oficjalne obowiązki szefa rządu plus realizacja oczekiwań prezesa, który wciąż jest niezadowolony, podobno wykończyły Panią?
Nie czuję się wrakiem psychicznym (śmiech). Przeciwnie, mam mnóstwo zapału i energii. Daje mi ją także to, że reformy, które wprowadzamy, cieszą się uznaniem Polaków, że pracujemy dobrze, a ja jestem w drużynie, która skutecznie i na lepsze zmienia Polskę. To jest ciężka i odpowiedzialna praca, ale i wielka przygoda. Wyobrażam sobie, że zmęczona to może się czuć Angela Merkel, która rozpoczyna 13. rok rządzenia. Zastanawiam się czasem, na ile po tylu latach ma jeszcze w sobie taką pasję rządzenia w sensie tworzenia, a na ile dominuje już u niej rutyna. Ja nie chciałabym przeoczyć tego momentu, w którym rutyna zacznie decydować o tym, co robię.

A czuje Pani, że on się zbliża?
Póki co budzę się rano i wciąż mam nowe pomysły i zapał. I czuję się dobrze w tym miejscu.

Józef Piłsudski mówił, że dobrym premierem można być tylko przez rok.
Można być złym premierem jeszcze przed upływem roku, jeśli się nic nie robi. Ja mam satysfakcję, że już po dwóch latach wiele z tego, do czego zobowiązaliśmy się w kampanii, zostało wdrożone albo jest na etapie wdrażania.

Chciałabym, żeby Donald Tusk pamiętał, skąd pochodzi. Czy to jest zmiana trwała? Nie jestem pewna. Zobaczymy

Zatem zmiany w rządzie będą, ale Pani premier zostaje?
Czuję się jak najbardziej na siłach, żeby kontynuować swoją pracę. Oczywiście to, kto stoi na czele rządu, to zawsze jest wypadkowa różnych okoliczności i wszystko może się zmienić. Podchodzę do tego z pokorą, ale na dziś nie widzę w Polsce sytuacji, która wymagałaby jakichś gwałtownych zmian w rządzie. Nie zmienia to faktu, że jestem świadoma tego, co trzeba poprawić, aby pracować jeszcze skuteczniej.

ZOBACZ TEŻ | Agaton Koziński o planowanej rekonstrukcji rządu. Komentarz publicysty "Polski"

I czuje Pani wciąż wsparcie prezesa Kaczyńskiego w codziennej pracy, o czym mówiła Pani na początku kadencji? Ten układ działa? Czy może jednak trochę męczy?
Tak, ten układ sprawdza się bardzo dobrze. Być może czasem jest niedosyt spotkań, głębszej analizy spraw, ale to wynika tylko z braku czasu.

A tak po ludzku, nie trafia Panią czasem szlag, jak słyszy po raz setny sugestie, też z PiS, że niby jest Pani premierem, ale nie ma nic do powiedzenia? To nie zniechęca?
Oczywiście, że czasem trafia (śmiech), ale mam w sobie tyle dystansu, że szybko o tym zapominam i robię swoje. Nigdy nie jest tak, że jest się lubianym przez wszystkich. Czasem słyszę zarzuty, że nie jestem decyzyjna. A ja podejmuję wiele decyzji, tyle że niekoniecznie muszą one być wszystkim na rękę. Również w mojej partii. To przecież naturalna sytuacja. Nigdy nie ukrywałam, że jestem w kontakcie z prezesem Jarosławem Kaczyńskim i konsultuję z nim ważne sprawy, bo to on doprowadził do tego, że dziś rządzimy. Martwiłabym się raczej, gdyby przestał ze mną rozmawiać.

Obawiamy się, że faceta na Pani miejscu zjadłoby szybko ego.
Sądzę, że mam zdrowe spojrzenie na politykę. Przede wszystkim dlatego że nie oderwałam się od ludzi, wciąż obracam się wśród nich: robię jak oni zakupy, chodzę wciąż do tej samej fryzjerki, pani Kasi, czy jak dawniej do kina w Bielsku-Białej, a niekoniecznie w blasku fleszy w Warszawie. Zdradzę, że ostatnio nikt nie zauważył, że pojechałam do domu pociągiem, i to było świetne. Nie potrzebowałam sprowadzać kamer i robić z tego show. Niektórzy śmieją się, że jestem prowincjonalna, a ja uważam, że właśnie ta dobrze rozumiana prowincjonalność daje mi siłę, dystans i trzeźwe spojrzenie na to, co robię.
Co było najtrudniejsze dla Pani premier osobiście przez te dwa lata? Była taka sytuacja, że musiała Pani uderzyć pięścią w stół, mając świadomość, że inaczej się wywrócicie?
Może się Państwo zdziwią, ale dla mnie najtrudniejszy był początek: wprowadzenie programu 500 plus. Zobowiązałam się w exposé, że zrobimy to w 100 dni, podczas gdy ustawa nie była jeszcze napisana, a co dopiero mówić, żeby ją wdrożyć, tak żeby wszystko zadziałało. Reforma tym trudniejsza, że uzależniona od samorządów. Dla mnie osobiście to był test skuteczności. Gdyby 500 plus nie wypaliło, uznałabym, że się nie nadaję na to stanowisko. Dużo stresu kosztowała mnie też reforma edukacji. Pamiętam, że kiedy już została uchwalona, pojechałam na wakacje, otwieram gazetę i czytam, że w podstawie programowej nie ma Miłosza. Załamałam ręce i natychmiast zadzwoniłam do pani minister Zalewskiej. - Anka, proszę, Miłosz ma być - poleciłam. Okazało się, że był. To był tylko fake news. Jeśli mówimy o trudnych rzeczach, to oczywiście należy wspomnieć, że nie została zrealizowana wciąż reforma sądownictwa…

Przez prezydenta?
Wciąż nad nią pracujemy, ale oczywiście weta prezydenckie nam tu rytm zaburzyły. To już jednak przeszłość. Najważniejsze, że emocje opadły, jest dialog.

Ma Pani żal do prezydenta Dudy?
Niewątpliwie było lekkie rozczarowanie na początku. Już przeszło.

Ale zawiodła się Pani na prezydencie?
Na tyle, na ile go znam, wiem, że się na nim w tej sprawie nie zawiodę, co nie oznacza, że zawsze będziemy się we wszystkim zgadzać. Nie oznacza to też tego, że gdy się w czymś nie zgadzamy, to od razu jesteśmy w konflikcie.

Czy podziela Pani te sugestie z własnego obozu, że prezydent zawetował te ustawy tylko dlatego, że chciał przestać być tym osławionym Adrianem w kabarecie? Czy może po prostu autentycznie kierował się swoimi przekonaniami?
Sądzę, że tu nie chodziło o żadne ego, jak twierdzą niektórzy. Uważam, że prezydent nie miał ze strony PiS powodów, by czuć się w jakikolwiek sposób poniżany. Andrzej Duda jest prawnikiem i zawsze był bardzo wnikliwy i drobiazgowy, jeśli idzie o analizowanie różnych kwestii. Myślę, że faktycznie miał te wątpliwości. Moim zdaniem, nie docenił tylko kontekstu politycznego.

Dlaczego? Rozważając to od strony politycznej, swoimi wetami wyraźnie wytrącił impet opozycji.
Te demonstracje i protesty i tak wygasłyby same. Uważam, że cena polityczna tych wet dla nas wcale nie była mała.

Niektórzy twierdzą, że ta cena to efekt bardziej ambicji ministra Ziobry, który miał podgrzewać atmosferę?
Zarówno prezydent, jak i minister sprawiedliwości to ludzie odpowiedzialni i kierujący się interesem publicznym. Nie mieszałabym w to ambicji osobistych.

Abstrahując od oceny politycznej, oceniając już z dystansu uwagi prezydenta do projektów o sądach, uważa Pani, że one sprawią, że ta reforma będzie doskonalsza, czy ją popsują?
Odpowiem tak. Dla mnie najważniejsze jest to, by była to reforma gruntowna. Polski wymiar sprawiedliwości potrzebuje zmiany. Chcą jej także Polacy. I to jest naszym celem. Jeśli go wspólnie osiągniemy, to będę zadowolona.

A coś zostało w ogóle z tych relacji Pani premier z prezydentem z czasów kampanii?
To nie jest już oczywiście to samo, co było w tamtych miesiącach. Wtedy to była kampania wyborcza. Dziś realnie rządzimy. Pełnimy odpowiedzialne funkcje. A rzadsze kontakty niekoniecznie wynikają z różnicy zdań, która w polityce jest przecież rzeczą naturalną, ale po prostu z braku czasu.

Tylko nie ma miejsca na przyjaźń w polityce?
Z pewnością w polityce trudno jest o przyjaźń, ale bez przesady. Czy ona niszczy przyjaźń? To utarty slogan. Niektórzy tak twierdzą, chyba nawet sam Andrzej tak powiedział w jednym z wywiadów. Ja w każdym razie, będąc politykiem, mam wśród polityków i przyjaciół, i kolegów.
Co Pani wie dziś o polityce, czego nie wiedziała jeszcze dwa lata temu?
Wiedziałam, czego się podejmuję, i nic szczególnego mnie nie zaskoczyło. No może jedno. Nie spodziewałam się, że politycy, którzy sami się określili jako totalna opozycja - nie mogąc pogodzić się z wolą Polaków wyrażoną przecież w demokratycznych wyborach, aż z taką zawziętością będą bronić swych własnych politycznych interesów, także odwołując się do zagranicy.

Mamy wrażenie, że akurat Panią jakieś spektakularne wpadki ominęły. Nie popełniła Pani żadnego błędu?
Parę popełniłam. Dziś niektóre rzeczy zrobiłabym inaczej. To jest kwestia nabycia doświadczenia, ale też tego, że intensywnie pracujemy i błędy muszą się czasem przytrafić. Staram się z nich jednak wyciągać konstruktywne wnioski na przyszłość.

To czego Pani najbardziej żałuje?
Tego, że pewne rzeczy nie zostały wcześniej dynamiczniej wprowadzone.

A kontrowersyjnej kampanii ws. sądów, na której zarobili Pani dawni współpracownicy, nie żałuje Pani? Nie zabrakło pokory?
Powtórzę, co powiedziałam wcześniej. Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. A my nie jesteśmy rządem, który chce trwać. My jesteśmy rządem, który chce zmieniać Polskę na lepsze. I mimo kilku błędów, jak na razie, zmierzamy w dobrym kierunku.

Czytamy też o kontrowersyjnych nominacjach w spółkach Skarbu Państwa, walce ministrów o wpływy? Czy dostrzega Pani to zjawisko? Czy była sytuacja, w której musiała Pani reagować?
Oczywiście. Niezależnie jednak od napięć, które się czasem pojawiają, musimy też dostrzec pewien istotny fakt. Zlikwidowaliśmy Ministerstwo Skarbu i oddaliśmy spółki pod nadzór poszczególnych ministerstw, aby lepiej służyły one rozwojowi polskiej gospodarki i były skuteczniej zarządzane. I dziś spółki Skarbu Państwa zarządzane są dobrze. Niech świadczą o tym ich finansowe wyniki. A często są one rekordowe, nieporównywalne z tym, jakie wyniki osiągały one, gdy u władzy była poprzednia ekipa.

Podejmuję wiele decyzji, tyle że nie muszą one być wszystkim na rękę. Również w mojej partii

A nie jest tak, że te wysokie sondaże zaczynają Was trochę demoralizować, że zaczyna się przekonanie: nie mamy z kim przegrać, ludzie nas kochają, więc możemy wszystko? „Niech jadą” - mówi posłanka do młodych lekarzy, inny poseł śmieje się, że jak będą głodować, to schudną”. To nie jest arogancja?
To są oczywiście zdania, które nigdy nie powinny paść. Ja nie powiedziałabym dziś, że nie mamy z kim przegrać. Mamy. Możemy także przegrać z samym sobą. I choć oceniam, że na dziś opozycja jest bardzo słaba, to przestrzegałabym wszystkich moich kolegów przed zbytnim optymizmem. Trzeba uważać. Co do sondaży - z jednej strony dają nam one jeszcze większy zapał do wytrwałej pracy, bo pokazują, że Polacy pozytywnie oceniają nasze dokonania. Ale z drugiej strony - zbytnia wiara w sondaże może uśpić.

Poza ludzkimi słabościami, na czym możecie się wywrócić?
Nie chciałabym prowadzić tego typu spekulacji. Reformujemy Polskę po latach zaniedbań naszych poprzedników. Wszystkie sfery życia publicznego są ważne i jeśli nie będziemy mądrzy, przewidujący i wytrwali, jeśli przestaniemy słuchać ludzi i z pokorą podchodzić do naszej pracy, to na wszystkim możemy się potknąć. Na dziś to jednak reforma służby zdrowia jest największym wyzwaniem.

I wydaje się, że minister Radziwiłł nie ma jednak pomysłu, jak to ogarnąć?
Wierzę, że sobie poradzi.

Może się okazać, że ta wiara potrwa jeszcze tylko kilka dni, do rekonstrukcji?
Wszystkie swoje decyzje ogłoszę wkrótce. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeżeli ktoś traci tempo, musi usiąść na ławce rezerwowych.

Z ministrem Macierewiczem się dobrze współpracuje, bo różne zakulisowe informacje tu się pojawiały?
Oceniam rzeczywistą pracę ministrów, a nie to, co mówią o niej media.

Właśnie można było odnieść wrażenie, że chciał nawet dyscyplinować Panią premier i prezydenta?
Tak jak nie oceniam opinii mediów, tak nie chcę się odnosić do wrażeń.
A jak ocenia Pani współpracę z Polakami, którzy dziś pełnią ważne funkcje w Brukseli? Mamy na myśli oczywiście Donalda Tuska czy Elżbietę Bieńkowską?
Mam wrażenie, że oni chyba poczuli się bardziej Europejczykami niż wszyscy inni Europejczycy. Dali sobie naiwnie narzucić narrację, według której istnieje coś tak uniwersalnego jak Unia Europejska, która jednakowo o wszystkich dba. A trzeba być realistą. Tak nie jest. Ja widzę, jak funkcjonują w praktyce politycy europejscy z innych krajów: pełniąc swój mandat, nigdy nie zapominają, skąd pochodzą. Chciałabym, żeby Donald Tusk pamiętał, skąd pochodzi.

Tusk przestał być lojalny wobec Polski?
Na razie pod wpływem polskiego rządu, przynajmniej w kwestii polityki migracyjnej, zmienił swoje stanowisko; co odczytuję jako pozytywny sygnał. Czy to jest zmiana trwała? Nie jestem pewna. Zobaczymy.

Komisarz Bieńkowska mówi zgryźliwie, że poza tym, że polski rząd wstaje z kolan, to niewiele robi.
Inaczej niż komisarz Bieńkowska myślą Polacy. Odnoszę wrażenie, że pani Bieńkowska winna w swej pracy wykazywać się większą energią. Tym bardziej że zauważam, choćby po ostatnim posiedzeniu Rady, że zmienia się nastawienie wobec Polski i to jest nasz duży sukces. Głos Polski jest w końcu słyszalny. Mamy rację w sprawie wspomnianej już polityki migracyjnej. Cała Europa to widzi. Rozpoczęliśmy jako Grupa Wyszehradzka batalię o równą jakość artykułów spożywczych i chemicznych. Udało się również zainicjować rozmowę o Nord Stream II, o którym jeszcze niedawno w ogóle nie chciano rozmawiać. Mieliśmy bardzo dobrą, długą kolację z przewodniczącym Jeanem-Claude Junckerem. Szczerze sobie powiedzieliśmy o wzajemnych pretensjach i oczekiwaniach. Czy to będzie przełom? Czy to będzie tak, że te dwa światy starej UE i nowych państw członkowskich się zbliżą? Zobaczymy.

Na dziś nie widzę w Polsce sytuacji, która wymagałaby jakichś gwałtownych zmian w rządzie

Skończyły się czasy, kiedy Polska była stawiana do kąta?
Nie, takie próby będą jeszcze podejmowane, bo ten europejski salon personalnie, mentalnościowo jeszcze się nie zmienił. Myślę jednak, że kryzys imigracyjny był taką cezurą w myśleniu i działaniu Unii. Nie ma powrotu do tej Europy, która była przed nim. To, że w wielu krajach dochodzą do głosu partie bardzo eurosceptyczne, to jest wynik tego kryzysu. Politycy europejscy zobaczyli, że gdzieś jest jednak też granica wytrzymałości zwykłych ludzi i że czas się z nimi zacząć liczyć.

Jest jednak dysonans pomiędzy tym, co mówi w temacie imigrantów Kościół, a choćby polityką polską w tym zakresie. Jak Pani to godzi?
Kościół patrzy na to z innej perspektywy. Dzieło miłosierdzia, które Kościół chce realizować, jest wspaniałe, ale moja głęboka wiara w to miłosierdzie musi iść w parze z pragmatyzmem i odpowiedzialnością za ludzi, za państwo. Nie możemy udawać, że terroryści nie wykorzystują fali migracyjnej. Terroryzm w Europie jest faktem. To, że asymilacja tak różnych grup kulturowych jest bardzo trudna - także. Ludziom jednak pomagać trzeba i w to dzieło miłosierdzia rząd polski chce się angażować poprzez różne akcje pomocowe, charytatywne. Jeszcze teraz pod koniec roku część pieniędzy z rezerwy budżetowej przeznaczyliśmy właśnie na uczestnictwo w takich projektach Unii.

A jak zdefiniowałaby Pani swoje cele jako premiera na te kolejne dwa lata? Ten transatlantyk Polska rzeczywiście skręcił mocno, ale co ma być tym, co popcha Was dalej do przodu?
Ja bym chciała ten transatlantyk po prostu doprowadzić do portu, żeby on nie zdryfował, czyli żeby te nasze reformy się ugruntowały.

A gdzie jest ten port?
Tam, gdzie osiągniemy taki wzrost gospodarczy, jaki planuje wicepremier Morawiecki. Ten port to także ugruntowane poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji dla polskich rodzin. Osobiście mogę powiedzieć, że bardzo chciałabym doczekać takiego czasu, kiedy pokolenie 500 plus zacznie wchodzić w dorosłe życie, a Prawo i Sprawiedliwość, słuchając i dobrze odpowiadając na potrzeby Polaków, wciąż będzie rządzić.

Tymczasem Platforma Obywatelska, która na początku nie wierzyła, że program 500 plus wypali, teraz chce Was przelicytować i mówi: 500 zł też na pierwsze dziecko. Jaka jest Pani odpowiedź?
Proszę sobie przypomnieć choćby tylko to, co mówił Grzegorz Schetyna w kwestii przyjmowania emigrantów. Proszę sobie przypomnieć rządy Platformy Obywatelskiej. Proszę spojrzeć, co pod rządami PO dzieje się w Warszawie. A Amber Gold? Czy tacy politycy są wiarygodni? Czy obietnic, których nie dotrzymali, nie składali wcześniej? To wszystko zostawiam ocenie Polaków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska