<!** Image 1 align=left alt="Image 9314" >Wszyscy biadolą, że nie tak miało być. Zaklinają rzeczywistość i opowiadają, że winni są przecież tamci. Ale też wszyscy znaczący politycy PO i PiS uparcie powtarzają, że nie ma innej sensownej koalicji niż blok tych dwóch partii. Tyle że z tego gadania nic nie wynika.
Wczoraj od rana trąbiono o manifeście Rokity, w którym nie tylko wyłożył tezy konserwatywno-liberalnej rewolucji, która, niestety, jakoś nam się rozpływa z każdą godziną, ale też na swój sposób wyciągnął rękę do Prawa i Sprawiedliwości. Potem jednak były kolejne oracje liderów i wszystko wracało do normy. I coraz bardziej oczywiste stawało się to, że jak na razie zmarnowano nadzieje trzech czwartych Polaków, którzy chcieli i chcą wspólnych rządów Platformy i PiS.
A głowy popiołem powinni sobie posypać politycy obu partii. Bo kiedy słucha się dramatycznych opowieści o braku zaufania do ludzi, którzy łakomią się na resorty siłowe, a z drugiej strony pokrętne tłumaczenia szefa PiS, jak to nie mógł się biedak przemóc, żeby oddać głos na Komorowskiego, ale w ogóle nie przeszkadzało mu popieranie Leppera, to chce się zapytać - a gdzie tu interes państwa?
Po liście Rokity krótko mieliśmy polityczny bigos, liczono, ile kto szabel ma w PO i na ile zdeterminowani są ci, którzy przygotowywali się do rządzenia, a teraz będą musieli zimować kolejną kadencję. Tak naprawdę w PO wielkich różnic nie ma, jest za to wielki dylemat. Ale jeśli Platforma liczy na drugie rozdanie i koalicję po upadku rządu Marcinkiewicza, to może się przeliczyć. Ponownie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?