Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bój się Boga, Mazurkiewicz [FELIETON MYDŁO MEDIÓW]

Ryszard Warta
Cezary Łazarewicz to na rynku reportażu firma znana i solidna. Jego „Żeby nie było śladów” o sprawie Grzegorza Przemyka to lektura obowiązkowa, zwłaszcza dla opowiadających, jak to za PRL-u było fajnie. W tym roku wydał „Koronkową robotę” o sprawie Gorgonowej, najsłynniejszej aferze kryminalnej międzywojnia.

Wstyd się przyznać, ale dopiero teraz w łapki wpadł mi jego wcześniejszy „Elegancki morderca”. Nowość to nie jest, ale książka wciąż jest w sprzedaży. Rzecz napisana sprawnie, nić opowieści prowadzona klarownie, coś w sam raz na coraz dłuższe jesienne wieczory. Z deszczykiem i dreszczykiem, bo chodzi o sprawę Władysława Mazurkiewicza, wielokrotnego zabójcy z Krakowa, skazanego na śmierć i powieszonego w więzieniu na Montelupich 29.01.1957 r., przy czym zgon stwierdzono o godz. 19.40, jak z reporterską precyzją podaje autor. To m.in. dzięki takim detalom, wyciągniętym z dokumentów, protokołów, wspomnień, czyta się te 200 stron z przyjemnością.

Także dlatego, że Władysław Mazurkiewicz, to w kryminalnej historii PRL postać wyjątkowa: bon vivant i playboy, który w siermiężnych latach 40. i 50. miał własne auto, bawił się w najlepszych lokalach i hotelach nad morzem, w Zakopanem, Warszawie i rodzinnym Krakowie. Handlarz , kombinator i jednocześnie - jak go opisywano - człowiek uczynny, nad wyraz grzeczny, sympatyczny. Tyle tylko że od czasu do czasu kończył znajomość z ludźmi, z którymi robił czy miał robić interesy, strzelając im w tył głowy i topiąc ciała w Wiśle albo betonując pod podłogą garażu. Sprawa Mazurkiewicza to też kawał historii polskiego dziennikarstwa, relacje z procesu to klasyka reportażu sądowego, który na fali październikowych przemian się narodził i z końcem „ludowej’ zanikł . Na korespondencjach Lucjana Wolniewicza, którymi w tamto gorące politycznie lato 1956 r. zaczytywała się cała Polska, jest zresztą oparta spora części narracji tej książki. I tu pełno smaczków, jak choćby opowieść o tym, jak to Wolniewicz miał podobno sprytnym urządzeniem podsłuchiwać, o czym Mazurkiewicz szepcze z obrońcą.

W epilogu Łazarewicz pisze, że sprawa „pięknego Władzia” szybko została zapomniana. Z tym można by polemizować, ale rzeczywiście, wciąż tu można coś odkryć. Kapitalne są obszernie cytowane przez autora niepublikowane wcześniej wspomnienia mecenasa Zygmunta Hofmokl-Ostrowskiego, legendy palestry, który w wieku 84 lat podjął się obrony Mazurkiewicza. Marek Hłasko, który także wysłany został na krakowski proces, w „Pięknych dwudziestoletnich” kreśli obraz Hofmokl-Ostrowskiego jako „zramolałego”, „bredzącego” starca. Dopiero czytając wspomnienia starego adwokata, widać, jak bardzo Hłasko się mylił.

Już po pojawieniu się książki Łazarewicza, rok temu, premierę miał „Ach śpij kochanie”, film Krzysztofa Langa z demonicznym Mazurkiewiczem, granym przez Andrzeja Chyrę. Mit eleganckiego zabójcy Krakowa będzie więc trwał. Ku ciekawości i przestrodze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska