Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Bronx" - francuska premiera Netfliksa, czyli kino noir w wyjątkowo czarnym wydaniu

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Od przyjaciół Boże strzeż, z wrogami sobie poradzę – jak śpiewał pan poeta chmurny. Śpiewał niestety słusznie, bo natura ludzka może i czasami serca nam raduje, ale często wręcz przeciwnie.

Francuski „Bronx” jakby bardzo stara się udowodnić to, że w mocno pesymistycznym postrzeganiu natury człowieczej tak naprawdę nie ma dna. Źli są tu źli, więc spodziewamy się po nich samego zła. Ci niby dobrzy są też źli, albo gorsi. I tylko jeszcze nie wiemy, czego się po nich spodziewać. Jak to po przyjaciołach.

Przyznam, że trochę sobie na film Oliviera Marchala zębiska ostrzyłem, bo to taki reżyser - kontynuator klimatycznych kryminałów noir, w których bracia Francuzi byli przed laty wyjątkowo mocni. Zresztą może pamiętacie jego „36” z Gerardem Depardieu i Danielem Auteuilem? Tamtym filmem Marchal – były policjant – wjechał na filmowe salony. I miał szczęście, bo za sprawą „Bronksu” trafiłby raczej do piwnicy. Ten film po mocnym początku robi się bowiem jednostajnie nużący, a my - wymęczeni kliszami „czarnego” kina - czekamy i czekamy na jakieś przełamanie. Z gasnącą nadzieją.

Tak więc przenosimy się do Marsylii. W knajpce nad morzem dochodzi do rzezi - jedna banda napada na drugą. Na miejsce przyjeżdżają konkurujące brygady policyjne – jedna dowodzona przez przystojniaka, czyli głównego herosa filmu – a my szybko orientujemy się, że band jest więcej, bo wszyscy tu będą konkurować ze wszystkimi. Tymczasem nastaje nowy komendant policji, który sprawia wrażenie pana chętnego do zaprowadzenia w mieście porządku. I jasne jest, że łatwe to nie będzie, bo policja przeżarta jest korupcją, a wielu stróżów prawa niespecjalnie różni się od bandziorów.

I o tym przede wszystkim ma być ten film – o tej cienkiej czerwonej linii, która odcina dwie strony, na co dzień robiące w przemocy. I o konsekwencjach balansowania między jedną, a drugą stroną, bo relatywizm kosztuje więcej, niż się bohaterowie spodziewają. A jak są koszty, to oczywiście nie ma miejsca na przyjaźń i lojalność... To już było? Jasne. Jedyne co tu może zaskoczyć, to galopujący pesymizm, bo oglądamy kino noir w wyjątkowo czarnym wydaniu.

Tyle, że tym razem kino Marchala kompletnie nas nie rusza. Owszem, jest tu kilka krwistych scen, ale generalnie panuje lekki chaos, choćby z racji na mnogość ganiających za sobą band. Sama fabuła jest do tego nieciekawa – jak to w produkcjach, gdzie alibi wobec braku soczystego scenariusza są narkotyki, które wszystko tłumaczą. Postacie? O dziwo blade i niewyraźne, jak spod sztancy z napisem “zły policjant”... No może przesadziłem. Mamy tu w drobnych rolach panów Jeana Reno i Gerarda Lanvina – i oni są w stanie wykrzesać z nas trochę emocji. Aż zaczynamy dumać, czy to nie za duże rólki, jak na taki film... No i mamy smakołyk – Claudię Cardinale w roli szefowej korsykańskiej mafii. Tak, tak, tę samą panią Claudię ze złotej epoki kina. I tylko z tego powodu można “Bronx” zobaczyć.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska