Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Butla ze śmiercią nie miała atestu

Grażyna Ostropolska
Sądowego finału tej sprawy wciąż nie widać, choć od zdarzenia minęło prawie sześć lat. Po śmierci Anny Świerczyńskiej wyszły jednak na jaw rażące zaniedbania i niebezpieczne praktyki, stosowane w laboratorium na terenie włocławskiego Anwilu.

Sądowego finału tej sprawy wciąż nie widać, choć od zdarzenia minęło prawie sześć lat. Po śmierci Anny Świerczyńskiej wyszły jednak na jaw rażące zaniedbania i niebezpieczne praktyki, stosowane w laboratorium na terenie włocławskiego Anwilu.

<!** Image 2 align=none alt="Image 194741" sub="Do tragicznego zdarzenia w laboratorium na terenie Anwilu doszło 4 października 2006 roku. Koledzy ofiary nie mają wątpliwości, że wypadku można było uniknąć... FOT. Jarosław Czerwiński">

Butla, której wybuch zabił laborantkę, nie nadawała się do przechowywania ciekłego chloru, nie miała atestu ani aktualnych badań technicznych, a pracownicy, wykonujący niebezpieczną analizę chemiczną nie mieli elementarnej wiedzy na temat zagrożeń.<!** reklama>

Takie są spostrzeżenia biegłych sądowych w procesie, który ma ustalić winnych śmierci Anny Świerczyńskiej, pracownicy PPH-U Pro-Lab, spółki należącej do włocławskiego Anwilu SA.

Dociekanie prawdy o przyczynie wybuchu i śmierci laborantki trwa już sześć lat. Na ławie oskarżonych zasiedli kierownicy Zakładu Chloru i ługu Sodowego w Anwilu: Władysław Z. i Roman Ł. oraz Izabela K., szefowa laboratorium. Prokurator domaga się ich ukarania za nieumyślne spowodowanie śmiertelnego wypadku. Oskarżeni liczą na uniewinnienie.

Na wyrok czekają pracownicy laboratorium. - Ania była naszą koleżanką. Pracowała tu ponad 20 lat. Mogłaby żyć, gdyby pracodawca zadbał o nasze bezpieczeństwo - odpowiednie przeszkolenie i sprzęt - komentują. Dzień 4 października 2006 roku, w którym doszło do wybuchu, na trwałe wrył się w ich pamięć.

W Anwilu był wtedy...

gorący tydzień

Przyjmowano japońską delegację z prezesem Mitsubishi na czele, a po jej wyjeździe dyrekcja włocławskich zakładów azotowych wybierała się do Pragi po zakup czeskiej „Spolany”, producenta polichlorku winylu.

- Wszyscy o tym mówili. Cieszyło nas, że zakład się rozwija - wspominają pracownicy laboratorium.

Jak zwykle przyszli do pracy na godz. 7. Anna Świerczyńska też. O 8.40 aparatowy Krzysztof W. przyniósł z Zakładu Chloru i Ługu Sodowego do laboratorium metalową butlę z próbką ciekłego chloru. Umieścił ten dwulitrowy próbnik (w trzech czwartych wypełniony cieczą) na stojaku, obok stanowiska pani Anny. Laborantka miała określić, ile jest trójchlorku azotu w zaczerpniętym z anwilowskiej instalacji ciekłym chlorze. Pobrała płyn do szklanych płuczek i struchlała. Ciecz w płuczce pociemniała i zaczęła się cofać. Dotknęła butli: była ciepła. - Zobacz Lusia, tu dzieje się coś dziwnego! - krzyknęła do koleżanki. Ta dotknęła butli i pobiegła po Izabelę K., szefową laboratorium.

- Butla była faktycznie ciepła, a przez wężyk wyciekała brązowa ciecz. Te zjawiska nie były normalne, więc natychmiast udałam się po technologa pana B. - zeznaje Izabela K. Tuż za technologiem weszli do laboratorium: kierownik Zakładu Chloru Władysław Z. oraz jego zastępca Roman T. Pan Z. dotknął butli. Była gorąca.

- Trzeba ją wynieść lub wyrzucić! - krzyknął. Wszyscy, oprócz Anny Świerczyńskiej, wyszli na korytarz. Czekali na aparatowego, który w odpowiednich rękawicach miał wynieść butlę. Pojawił się na półpiętrze, gdy

butla eksplodowała,

śmiertelnie raniąc Annę i uwalniając duszący chlor. Roman T. pobiegł po maskę gazową, nałożył ją i wyciągnął laborantkę na korytarz. Dawała jeszcze oznaki życia, ale mimo szybkiego przewiezienia do szpitala nie udało się jej uratować.

Dopiero po wybuchu ogłoszono przez zakładowy radiowęzeł alarm chemiczny i zarządzano ewakuację. Innych ofiar, poza Świerczyńską, nie było. Ucierpiała reputacja pracodawcy. Anwil to zakład z dużym ryzykiem awarii, więc dbałość o bezpieczeństwo ludzi powinna tu być szczególna. Tymczasem...

„Problem grzania się butli z chlorem był w zakładzie znany, jednak nikt nie podjął działań wyjaśniających przyczynę tego zjawiska, nikt temu nie przeciwdziałał ani nie zapoznał pracowników laboratorium oraz aparatowych Anwilu z zagrożeniem” - to fragment opinii biegłych, opartej m.in. na zeznaniach świadków.

Jeden z nich słyszał, że kolega wyrzucił gorącą butlę z ciekłym chlorem przez okno. Z podobnym zjawiskiem zetknął się tydzień przed wybuchem aparatowy Marcin W. Niósł do badań butlę z ciekłym chlorem i przypadkowo uderzył nią w krawężnik.

- Usłyszałem świst i z butli zaczął się wydobywać niebieski gaz pod bardzo dużym ciśnieniem. Zaczęło mi parzyć ręce, więc rzuciłem butlę na piasek i odszedłem. Świst trwał około minuty, a gdy próbowałem podnieść opróżniony pojemnik, był on nadal bardzo gorący - zeznał w sądzie. Wyjaśnił, że nie przeszedł żadnego szkolenia i nikt go nie informował o skutkach podgrzania chloru oraz możliwej eksplozji, więc zachował się intuicyjnie i dlatego ocalał.

- Zdarzało się, że butle nagrzewały się do podobnego poziomu jak ten podczas wypadku, a wtedy wynoszono je na instalację i zgłaszano to do sterowni. Nic mi nie wiadomo, żeby były jakieś wnioski o zmianę metody analizy, aby tego zjawiska uniknąć - zeznała w sądzie Małgorzata K., koordynator do spraw jakości w Anwilu.

Tymczasem oskarżona Izabela K., szefowa laboratorium, broniła się tak: - Nigdy nie spotkałam się ze zjawiskiem zagrzania się butli, dlatego nie przypuszczałam, że może ona wybuchnąć.

Jako najbliższą prawdzie przyczynę rozerwania butli biegli uznali...

wybuch trójchlorku azotu

Ta niebezpieczna substancja dominowała w rozerwanym próbniku z ciekłym chlorem.

- Zagrożenie mogło być większe, gdyby do eksplozji doszło podczas wynoszenia butli przez aparatowego. Nie można wykluczyć groźnych uszkodzeń instalacji, które mogły spowodować kolejne ofiary - orzekli biegli. Ich zdaniem, należało zarządzić natychmiastową ewakuację, bo dobro ludzi jest najważniejsze. - Jeśli butla się grzeje, to sama nie ostygnie, a dywagacje: wybuchnie czy nie, to tylko wróżenie z fusów - tłumaczyli w sądzie.

Faktem jest, że dopiero po śmiertelnym wypadku zaczęły się gruntowne kontrole. Ujawniły one rażące zaniedbania i niebezpieczne praktyki w wykonującym analizy dla Anwilu laboratorium.

Urząd Dozoru Technicznego dostrzegł, że metalowy pojemnik, używany do pobierania próbek zanieczyszczonego chloru, nie nadawał się do tego celu. Była to bowiem zwykła butla na tlen sprężony, na dodatek bez atestu, ważnych badań technicznych i instrukcji obsługi.

- Próbniki używane na terenie Pro-Lab nie są objęte naszym serwisem - tym stwierdzeniem Janusz M., komendant zakładowej straży pożarnej w Anwilu, dolał oliwy do ognia. Przy okazji wyszło na jaw, że butli nie konserwowano i źle je myto.

- Mycie próbników wodą w obecności choćby śladowych ilości chloru i bromu przyśpiesza korozję stalowych ścianek butli, osłabiając ich wytrzymałość - orzekli eksperci z Instytutu Chemii Nieorganicznej w Gliwicach. Także rozkręcanie i skręcanie butli było niezgodne z przepisami BHP.

- Pomagali nam w tym grzecznościowo automatycy z Anwilu, bo my nie miałyśmy imadła - wyznały laborantki.

W lutym 2009 roku Sąd Rejonowy we Włocławku uznał oskarżonych za winnych niedopełnienia obowiązków, bo zamiast podjąć natychmiastową decyzję o ewakuacji pracowników, oczekiwali na aparatowego, który wyniesie butlę, w wyniku czego doszło do jej wybuchu oraz śmierci laborantki i...

wymierzył im kary grzywny

Apelację od wyroku wnieśli wszyscy uczestnicy postępowania. Prokurator uważał, że oskarżeni winni być ukarani za nieumyślne spowodowanie śmierci, a nie za niedopełnienie obowiązków. Z tak łagodnym wyrokiem nie pogodził się też mąż zmarłej Anny Świerczyńskiej, występujący w sądzie jako oskarżyciel posiłkowy. Skazani nieprawomocnym wyrokiem też złożyli zażalenie. Chcą uniewinnienia i tak to uzasadniają:

- Ja, z braku wiedzy na temat zagrożenia, nie byłem zobowiązany do podejmowania działań. W istocie i ja mogłem stać się ofiarą, gdyby próbnik wybuchł - wywodzi Roman T. i przypomina, że jako zastępca kierownika Zakładu Chloru i Ługu Sodowego nie odpowiadał organizacyjnie za pracowników obcej firmy Pro-Lab.

Z kolei Izabela K. tłumaczy, że nie jest chemikiem tylko biologiem i podczas tego zdarzenia liczyła, że akcją pokierują obecni w laboratorium panowie Z. i T. - doświadczeni szefowie Zakładu Chloru.

Sąd okręgowy uwzględnił te apelacje i proces zaczął się od nowa. Mógłby się już skończyć, ale do sądu okręgowego wpłynęło zażalenie oskarżonych na wycenę opinii, wykonanej przez warszawskie Biuro Ekspertyz Kryminalistycznych Bio-Gen. Biegli wyliczyli, że za ich pracę, opartą w dużej mierze na analizie akt i wcześniejszej opinii innego biegłego, należy się... 80 501 zł, a sąd rejonowy to zaakceptował. Oskarżeni twierdzą, że to zdecydowanie za dużo. Mają świadomość, że wyrok sądowy może ich kosztami tej opinii obciążyć.

Warto wiedzieć

Uwaga! Groźna chemia

  • Bydgoski Zachem i włocławski Anwil zaliczane są do zakładów zwiększonego ryzyka występowania awarii przemysłowych. Z danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wynika, że tu właśnie doszło do najpoważniejszych wybuchów i wycieków niebezpiecznych substancji w Kujawsko-Pomorskiem. W latach 2008-2009 odnotowano emisję propylenu, chlorowodoru oraz dwuchlorobenzenu z zawartością fosgenu w Zachemie.
  • W lutym 2006 r. nastąpił w Anwilu wyciek chloru i trzy osoby zostały poszkodowane, w październiku od wybuchu butli z chlorem zginęła laborantka, a w listopadzie doszło tam do emisji chlorku winylu z rozszczelnionego włazu reaktora. Do kolejnych niekontrolowanych emisji chloru doszło w Anwilu w czerwcu 2008 r. i lutym 2009 r. W czerwcu 2010 r. uszkodzeniu uległa elektryczna część instalacji wytwarzającej chlor, a we wrześniu 2011 r. doszło we Włocławku do awarii instalacji amoniaku.
  • Wysłaliśmy do Anwilu zapytanie, co zrobiono, by nie powtórzył się taki wypadek jak ten, w którym zginęła laborantka Anna Świerczyńska. Odpowiedzi jeszcze nie otrzymaliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska