Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Casus Claas Relotius [MYDŁO MEDIÓW, OPINIA WYDAWCY NOWOŚCI]

Ryszard Warta
Strasznie cieszę się z tego skandalu: Claas Relotius, szanowany, nagradzany i wybitny autor reportaży w „Der Spiegel” okazał się wybitnym konfabulatorem. Cieszę się, broń Boże nie z zawistnej radości, że jakaś dziennikarska gwiazda upadła z hukiem albo że wielki niemiecki tygodnik wpakował się tarapaty.

Krótko przed świętami „Spiegel” opublikował wyniki wewnętrznego śledztwa w sprawie wiarygodności reportaży swego autora, Claasa Relotiusa. Druzgocące. Okazuje się, że pełno w nich konfabulacji, nierzetelności, nieścisłości. Sprawa może nabrać nawet kryminalnego charakteru, bo pojawiły się podejrzenia, że autor mógł przywłaszczyć pieniądze na pomoc dla pary sierot z Syrii - bohaterów jednego ze swych tekstów. Sprawa jest świeża, ale już dziś z opublikowanego przez „Spiegla” dossier materiałów na temat tej afery dałoby się złożyć całkiem sporą książkę.

Znaleźć tam można np. materiał o tym, ile prawdy jest w reportażu Relotiusa „W małym miasteczku” o Fergus Fails w Minnesocie, mieścinie symbolizującej amerykańską prowincję głosującą na Trumpa. Reportaż zweryfikowała dwójka fact-checkerów. Ich raport to lista błędów, zmyśleń i ewidentnych głupot zawartych w tekście. U Relotiusa miasteczko leży wśród ciemnych lasów, w rzeczywistości położone jest na prerii, gdzie lasów nie ma. Niemiecki dziennikarz cytuje Neila Beckera, który ma pracować w zasilanej węglem elektrowni, tyle że to nie Neil, a Doug Becker i nie pracuje w elektrowni, tylko prowadzi salon fitness. A sześciu kominów tejże elektrowni wcale nie widać z okien miejscowej kawiarni, bo widać z niej jedynie ulicę, a po drugie, elektrownia leży trzy kilometry od miasteczka i ma tylko jeden komin. Itd, itd, itp.

Na stronie „Spiegla” są obszerne teksty o aferze, informacje, komunikaty - o tym m.in., że niezależna komisja zbadać ma, jak mogło dojść do publikacji nierzetelnych tekstów i co zmienić, by to się nie powtórzyło.

To nie pierwszy taki skandal. W 1981 r. Janet Cooke, jako pierwsza czarnoskóra dziennikarka dostała nagrodę Pulitzera za „Jimmy’s World”, opublikowany w „The Washington Post” wstrząsający reportaż o ośmioletnim chłopcu uzależnionym od heroiny. I zaraz musiała nagrodę oddać, bo historia okazała się zmyślona.

I wtedy w „The Washington Post” i teraz w „Spieglu” zadziałał mechanizm: jest dramatyczna wpadka, ale nie chowamy głowy w piasek, rzecz ujawniamy i przyznajemy się do błędu. Cooke przyznała się do konfabulacji, gdy wymaglowało ją kierownictwo redakcji. Czerwonym światełkiem były nieścisłości w życiorysie dziennikarki, jakie pojawiły się po przyznaniu nagrody. W „Spieglu” zastrzeżenia do tekstów Relotiusa przekazał szefom tygodnika inny dziennikarz, Juan Moreno. Sprawdzili i rzecz ujawnili. Tak się buduje wiarygodność mediów: nie udajemy nieomylnych, nawet jeśli nakłamiemy, stać nas, by to ujawnić. Tak ten mechanizm działa. I z tego się cieszę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska