Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cchinwali - powtórka z historii

Grazyna Ostropolska
Zbrojny konflikt na Kaukazie przyćmił olimpijskie, pokojowe hasła. Dyskusje na temat mocarstwowej polityki Rosji i proamerykańskich sympatii Gruzji usunęły w cień tragedię mieszkańców Południowej Osetii - pionka na szachownicy wielkich politycznych graczy.

Zbrojny konflikt na Kaukazie przyćmił olimpijskie, pokojowe hasła. Dyskusje na temat mocarstwowej polityki Rosji i proamerykańskich sympatii Gruzji usunęły w cień tragedię mieszkańców Południowej Osetii - pionka na szachownicy wielkich politycznych graczy.

<!** Image 2 align=right alt="Image 92710" sub="Groby usypane w 1991 r. tuż przy rosyjskiej szkole
w Cchinwali, do której chodziły osetyjskie dzieci, przypominają tragedię, która nie powinna się powtórzyć... / Fot. Jarosław Pruss">W Cchinwali, stolicy Południowej Osetii, świeża jest pamięć o setkach zabitych i rannych wiosną 1991 roku. Teraz historia się powtarza. Są ofiary kolejnej wojny, powstają nowe groby, ale podłoże konfliktu jest takie

jak przed 17 laty.

Osetyjczycy chcą mieć własne państwo. Nigdy z tych dążeń nie zrezygnują. Za każdym razem, gdy w Gruzji nasila się nacjonalizm i próby narzucenia Osetyjczykom kontroli, na Kaukazie robi się gorąco. Osetia Południowa leży w centrum tego zapalnego terenu. Wcina się klinem w terytorium Gruzji, do której przynależy. Drugi klin: Osetia Północna, ze stolicą we Władykaukazie, leży już na terenie Rosji.

Dla obu sąsiadujących ze sobą państw to teren strategiczny. Oba walczą o wpływy w tym kaukaskim kotle.

<!** reklama>Wrze w nim teraz i wrzało przed 17 laty. Byliśmy wtedy na Kaukazie z reporterską wyprawą: Jurek Florczyk, Jarosław Pruss, Mariusz Rybiański i ja. Spędziliśmy tam kilkanaście dni sierpnia 1991 r. Poznaliśmy wspaniałych Osetyjczyków i wspaniałych Gruzinów; ich losy, marzenia i ogromne emocje. Prowadząc ze zwaśnionymi stronami dziesiątki rozmów, próbowaliśmy poznać podłoże gruzińsko-osetyjskiego konfliktu. Warto je przypomnieć. Chciałoby się powiedzieć „ku przestrodze”, ale zło już się stało i zaczęła wendeta.

Przedstawiamy jeden z naszych reportaży z 1991 r.

- Mój ojciec, Roman Dżusojew, i mój brat, Uryzmar Dżusojew, byli w domu, kiedy Gruzini na nich napadli, związali i podpalili. A stryja Siergieja zarąbali - opowiada nam Inal, młody chłopak przypadkowo spotkany w Cchinwali. Prowadzi nas na grób stryja. Zgodnie z prawosławnym obrządkiem, zostały na nim ślady po dzielonym z umarłymi jedzeniu: chlebie, kiełbasie i wódce „Moskowskaja”. Potem idziemy na świeże groby, usypane tuż przy rosyjskiej szkole. Jana Demidowa, lat 6. Władimir Walijew-Afganiec, lat 22. Gabie Biazarow, lat 89 - odczytujemy nazwiska zabitych.

<!** Image 3 align=left alt="Image 92710" sub="Zrujnowane świątynie, zburzone domy
i mosty. Te obrazy widzieliśmy
i fotografowaliśmy w Południowej Osetii latem 1991 roku.">Wokół nas zbierają się grupki ludzi. Dziwi ich przyjazd obcych do otoczonego kordonem moskiewskich komandosów miasta. Są nieufni. Wiedzą, że byliśmy w Tbilisi.

- Na pewno ich Gruzini przeciw nam nastawili - mówią między sobą.

- To dziennikarze z Polski. Chcą napisać prawdę o tym, co się tu wydarzyło - tłumaczy im Inal. Chyba mu wierzą. Przerywają milczenie. Przekrzykując się nawzajem, relacjonują jeszcze świeże tragedie:

- Dzieciom Gruzini wydłubywali oczy.

- Gieorgijowi Kisiejewowi, który wojnę przeżył i z Niemcami walczył, obcięli ręce, a Tekli Kazijewej - palec z obrączką.

<!** Image 4 align=right alt="Image 92710" sub="Dziś korespondenci wojenni przywożą z tego terenu podobne zdjęcia i relacje">- Szkołę podpalili, a z naszego banku zabrali 7 mln rubli.

Dni od 6 do 10 marca 1991 r. były w Cchinwali najtragiczniejsze, ale gorąco było tu aż do maja 1991 r. My jesteśmy tu 2 miesiące później.

- 189 zabitych, 440 rannych, 104 zaginionych bez wieści - pokazują nam spis ofiar, rozpięty na ścianie miejskiego komitetu partii. Macziabeli Kurianowicz, lokalny działacz polityczny rozkłada mapę. Zakreśla na niej palcem ziemię należącą niegdyś do jego sarmackich przodków. - My nie jesteśmy tutaj gośćmi - tłumaczy. - My jesteśmy

z Sarmatów.

Twierdzi, że świat mało wie o osetyjskiej historii. - A przecież w Instytucie Przekładu Biblii na uniwersytecie w Cambridge udowodniono, że tereny, które zajmujemy, to nasze prastare ziemie, sięgające II - III wieku naszej ery - mówi. Na dowód przywołuje etymologię słów: - Dniestr to po osetyjsku szeroka rzeka, Dniepr - głęboka, a Don znaczy: woda.

- Dopóki świat będzie powtarzał, że małe narodowości się nie liczą i że Południowa Osetia ma być w Gruzji, a północna w Rosji, to będą konflikty - komentuje młody Osetyjczyk. Macziabeli Kurianow kontynuuje ten wątek. Opowiada, jak doszło do konfliktu w ich mieście. - Latem 1989 r. ogłosiliśmy się republiką południowo-osetyńską - tłumaczy. - Na drugi dzień gruzińskie władze uznały wyniki naszego referendum i naszą wolę samostanowienia za działania nieprawne. Zarządzono blokadę miasta, odłączono nam światło, gaz. Przez trzy miesiące operacje w szpitalu przeprowadzano przy świecach. Nie działały inkubatory, umierały dzieci. Był głód. Śmigłowcem dostarczano nam czarny chleb, ale było go za mało.

<!** Image 5 align=left alt="Image 92710" sub="Na rogatkach miasta siedemnaście lat temu. Dziś znowu stoją tu wozy pancerne i czołgi. / Fot. Jarosław Pruss">Sława Kochiew tak wspomina ranek 5 marca 1991 r . - Gruzini nadeszli o godz. 4 rano od strony Gori. Trzy tysiące gruzińskich milicjantów i drugie tyle kryminalistów, poprzebieranych w mundury, takich, co wyszli z więzień po amnestii w listopadzie 1990 r. Mamy jednego przebierańca na zdjęciu. Z jednym pagonem majora i drugim - porucznika - pokazuje zdjęcia. Wyjmuje z biurka w komitecie spis 92 spalonych wsi osetyńskich. - 169 innych rozgrabiono, a z 75 wiosek wygnano mieszkańców osetyjskiego pochodzenia - wylicza straty. Wspomina lata, gdy Gruzini i Osetyjczycy żyli w zgodzie. Dopóki brat nie wystąpił

przeciw bratu.

- W Dżarcem, gdzie mieszkałem, Gruzini spalili 18 domów, w moim zabili trzy osoby - powraca do złych wspomnień Gieorgij Isakowicz Gaglojew. - A mój brat Bołodajew Bołataszwili żył w rejonie Gori - włącza się do rozmowy starsza kobieta w żałobnej sukni. - Trzy miesiące temu, gdy wysiedlali osetyńskie wioski w rejonie Gori i Borżomi, spalili bratu dom i wszystko zabrali.

- Wysiedlani mogli ze sobą zabrać tylko ubranie i 50 rubli. Opornych zabijano i wrzucano do rzeki - dodaje Sasza. I znów padają drastyczne szczegóły. Tłum wokół nas rośnie. Daje upust emocjom:

- W Tiakanie ludzi żywcem spalili, a w Mamicie tylko paru ocalało.

- 17 młodych wywieźli autobusem w góry i ślad po nich zaginął.

Macziabeli Kurianowicz pamięta czasy, gdy Gruzini z Osetyjczykami w pokoju żyli. - Ale przyszła pieriestrojka, Gruzja od Rosji postanowiła się odłączyć, a nas z południowej do północnej Osetii wygnać - opowiada. Źródło gruzińsko-osetyjskiego konfliktu widzi w nacjonalistycznych ciągotach ówczesnego prezydenta Zwiada Gamsahurdii, który zasłynął powiedzeniem: Gruzja dla Gruzinów. - To on powiedział, że nasze miejsce jest w Rosji, bo ziemie, które zajmuje Osetia Południowa, przyznał jej w 1918 r. Lenin. W zamian za bolszewicką lojalność.

<!** Image 6 align=right alt="Image 92710" sub="Moskiewscy komandosi w 1991 r. stworzyli wokół Cchinwali strefę buforową. Na zdjęciu: kontrola dokumentów. Dziś jest podobnie. Czołgi stoją na rogatkach miasta. / Fot. Jarosław Pruss">Nauczycielka miejscowej szkoły przynosi nam do przeczytania wypracowania uczniów VI klasy na temat: „Takie długie, długie wakacje”. Miały je przez trzy miesiące, po spaleniu w Cchinwali szkoły. Wowa Koczijew napisał: „Dlaczego strzelili do mojego przyjaciela Edika Kutaritowa? Czym on im zawinił, przecież nie był ich wrogiem? Dlaczego wyłączyli prąd w szpitalu? Może Edik by przeżył?”. 12-letnia Tania też stawia trudne pytania: „Dlaczego każe się nam nienawidzieć tych, którzy byli naszymi przyjaciółmi? Dlaczego Gruzin i Osetyjczyk nie mogą razem żyć i pracować? Dlaczego rozdzielono mnie z moją koleżanką? Była mi jak siostra...”

Rosyjscy żołnierze tworzą wokół Cchinwali strefę buforową, nadzorują zwózkę zboża z osetyjskich pól. Twierdzą, że od miesiąca strzały słychać sporadycznie, ale odradzają odwiedzanie prowincji. Ze względu na porachunki między Gruzinami i Osetyjczykami po wcześniejszych czystkach.

Jedziemy do gruzińskiej wioski Nikozi, 10 km za Cchinwali. Mieszkańcy pokazują nam barykady na torach. Zabitych i rannych nie potrafią wskazać. Za to twierdzą, że poprzedniego dnia Osetyjczycy porwali im z pola bydło.

W poszukiwaniu wysiedlonych wiosek jedziemy do Borżomi. To tu mieści się wytwórnia znanej wody mineralnej. Pawieł Małowicz z posterunku milicji (3 km przed Borżomi) twierdzi, że na zbrojnej akcji w Cchinwali był osobiście. - Pojechałem tam wraz z innymi milicjantami z Borżomi, bo trzeba było naszych ludzi bronić - tłumaczy. I przypomina, jaki pretekst towarzyszył tej akcji: - W telewizji poinformowali, że Osetyjczyk gruzińskie dziecko porwał i zamordował. Bo to są tacy

dzicy ludzie.

Gruzińscy wieśniacy nie chcą o wysiedlonych rozmawiać. - Gdzieś tu mieszkają, nikt nikogo nie wysiedlił. A jak chcieli wyjechać, to sami wyjechali - kwitują nasze pytania o sąsiadów osetyjskiej narodowości.

<!** Image 7 align=left alt="Image 92716" sub="Muzeum Stalina w Gori odwiedzały kiedyś wielotysięczne pielgrzymki / Fot. Jarosław Pruss">Wracamy do Tbilisi, do naszych gruzińskich znajomych. Siadamy z nimi do stołu, smakujemy zapiekane bakłażany. Wznosimy szampanem toasty. Za „tych, czto pogibli w Afganistanie” i za tych „czto nie pogibli”. Jest miło, dopóki nie pada pytanie o nasz pobyt w Osetii. Nasze współczucie dla tragedii tego narodu wywołuje w gospodarzach furię: - To dzikusy. Oni powinni żyć wysoko w górach, bo do życia w normalnych warunkach się nie nadają. Nie cenią domu, pracy, preferują rozboje. No i robią za

ruskie psy.

Tak szczekają, jak im ruscy zagrają - padają ostre słowa.

Potem dowiemy się od rozgrzanych alkoholem byłych „afgańców” (byli na afgańskiej wojnie, wcieleni do sowieckiej armii), że i oni ruszyli do Osetii na sygnał o porwanym dziecku. Bo Gruzini to ludzie z natury dość gwałtowni.

- Ten kraj mi się podoba, ale ja już nie chcę tu żyć - zwierzała się nam Giena Rybina-Czerwińska, Polka, która z mężem, radzieckim oficerem, zamieszkała w Gruzji. Co jest powodem takiej decyzji? - Mieliśmy przyjaciół, ona - Gruzinka, on - Osetyjczyk, oficer jak mój mąż - wspomina. - Gdy zaczęły się potyczki między Osetyjczykami i Gruzinami, on wypowiedział się gdzieś za wolną Osetią. Wywieźli go w góry, zamordowali i utopili niedaleko Gori. Ja się tu boję żyć. Mieszkam w małym miasteczku Achalciche, gdzie każdy na każdego donosi. Boję się z kimś porozmawiać, wyjść z domu.

- Wystarczy prowokacja, żeby spod ludzkiej ogłady wyszło zwierzę - ocenia studiująca w Moskwie Gruzinka Irina Ilałaładze. - A potem zaczyna się wendeta, bo kto nie pójdzie zabijać tych, którzy zabili jego brata?

Statystyki Podają

Gruzini i Osetyjczycy

W Południowej Osetii Gruzini stanowią 25 procent obywateli. Jest ich tu 17,5 tysiąca. Zanim zaczął się w ubiegłym tygodniu exodus Osetyjczyków do Rosji, żyło ich tu 45 tys. Stanowili 64 proc. obywateli tej gruzińskiej prowincji. Rdzennych Rosjan jest tu niewiele (2 tys.), ale z roku na rok ich przybywa. Powód? Rosja wydaje separatystom z Południowej Osetii swoje dowody osobiste. Jeśli wierzyć medialnym przekazom, to z południowej do północnej Osetii uciekło przed działaniami wojennymi 30 tys. osób. W 1991 roku było podobnie. W Cchinwali mówiono nam wtedy o 50 tys. uciekinierów, którzy zamieszkali wysoko w górach i nie zamierzają wrócić.

- Przed pacyfikacjami żyło w Gruzji 170 tysięcy Osetyjczyków - informował nas przed 17 laty Macziabeli Kurianow, partyjny działacz z Cchiwnwali. Ze statystyk opracowanych na początku 2008 roku wynika, że liczba mieszkańców tej prowincji nie przekracza 79 tysięcy. Obszar, na którym żyją, to zaledwie 3900 kilometrów kwadratowych.

Konflikt zbrojny

Rosja - Gruzja

Scenariusz sierpniowego ataku na Cchinwali był taki sam jak przed 17 laty. I tym razem gruzińskie wojsko wyruszyło w stronę Południowej Osetii z miasteczka Gori, gdzie urodził się Stalin. Szybko i krwawo zajęto stolicę Południowej Osetii i równie szybko się z niej wycofano. Nastąpiła rosyjska odsiecz. Zarzewie tego zbrojnego konfliktu jest takie jak przed 17 laty. W kwietniu 2007 r. parlament Gruzji postanowił umocnić władzę w Południowej Osetii i powołał tam swoją tymczasową administrację. Progruzińskie władze usadowiły się w oddalonej 9 km od Cchinwali miejscowości Kurta. Na odzew separatystycznych i uważanych za prorosyjskie władz Południowej Osetii nie trzeba było długo czekać. Wiosną tego roku prezydent Eduard Kokojty, ośmielony przykładem Kosowa, zadeklarował oficjalnie chęć oderwania się od Gruzji. Zaapelował do Trubunału Konstytucyjnego Rosji o uznanie osetyńskiej republiki za część terytorium Federacji Rosyjskiej. Rosjanie nie ukrywali, że destabilizacja sytuacji w Gruzji bardzo ich nęci. I to z kilku powodów. Nie chcą, by Gruzja zasiliła szeregi NATO. Nie podoba im się utrata kontroli nad ropą w tym rejonie. Stało się tak po wybudowaniu rurociągu z Azerbejdżanu przez Gruzję do Turcji. Pojawiły się nawet sugestie, że pod pretekstem obrony Osetyjczyków Rosjanie chcą ten rurociąg zbombardować - Rosja ostro zaprzecza. Prezydent Miedwiediew publicznie ogłasza, że w Południowej Osetii Gruzini dopuścili się ludobójstwa i muszą być za zbrodnie ukarani. Niespokojnie robi się w innej seperatystycznej prowincji w Gruzji - Abchazji. Tam sytuacja jest podobna jak w Osetii, a wpływy Rosji - ogromne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska