Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Celem będzie medal, najlepiej złoty. Rozmowa z Krzysztofem Gałańdziukiem, nowym dyrektorem sportowym KS Toruń

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
archiwum Krzysztofa Gałańdziuka
Krzysztof Gałańdziuk po wielu latach pracy we wrocławskim klubie przeszedł do KS Toruń. W toruńskim klubie objął niedawno powołane stanowisko dyrektora sportowego.

Rozmawiamy na Motoarenie, bo rozpoczął Pan już swoją pracę w Toruniu. Jak wrażenia z pierwszych dni w nowym klubie?
Bardzo pozytywne. Wybór Torunia nie był wyborem przypadkowym. Z ludźmi, którzy tu pracują, a przede wszystkim z Asią Sikorską, znamy się od wielu lat i mamy świetne relacje. Działamy w sporcie żużlowym od dawna i chyba nadajemy na tych samych falach. Poznałem również właścicieli klubu i jestem pod wrażeniem ich podejścia i patrzenia nie tylko na żużel, ale również na ludzi, którzy tworzą klub. To naprawdę ma znaczenie.

Warto przeczytać

Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że przecież Pana dotychczasowy klub z Wrocławia właśnie zdobył mistrzostwo Polski, a w jego składzie jest nowy mistrz świata. Pod tym względem to nietypowy moment na przejście do innego miasta.
I tak i nie. Trzeba wziąć pod uwagę to, że w żużlu nadchodzą duże zmiany, jeśli chodzi o wymogi, jakie w przyszłym roku będą stawiane przed klubami. Swoje miejsce widziałem więc w Toruniu, a nie we Wrocławiu, gdyż jestem przekonany, ze tutaj w pełni będę w stanie wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie. Dodam jeszcze, że o tej zmianie powiadomiłem wrocławski klub jeszcze przed rundą play-off, a zatem nie można posądzać mnie o koniunkturalizm. Decyzja była świadoma.

Stanowisko dyrektora sportowego to dla Torunia coś nowego.
Ono wynika wprost z regulaminu, ale sądzę, że i z profesjonalizacji tego sportu w Polsce. Muszę powiedzieć, że zanim podjąłem decyzję w sprawie przenosin do Torunia, przeprowadziłem bardzo wiele rozmów z ocenianymi przeze mnie bardzo wysoko władzami klubu. Przedstawiono mi, jakie klub ma cele, zapoznałem się z jego strukturą i funkcjonowaniem. Porozumieliśmy się we wszystkich kwestiach i podjąłem wyzwanie. Jestem z tego bardzo zadowolony.

Jakie będzie miał Pan obowiązki w toruńskim klubie?
Mówiąc krótko: wszystko, co jest związane ze sportem. Wiadomo, że w przyszłym roku regulamin narzuca klubom starty w kilku klasach rozgrywkowych - pitbike, mini żużel, 250 cc, drużyna U-24 i przede wszystkim drużyna seniorów. Trzeba to wszystko scalić, poukładać i zorganizować, żeby młodzi zawodnicy mieli jak najlepsze warunki do rozwoju, a pierwsza drużyna do osiągnięcia celu, jakim w przyszłym roku będzie medal, najlepiej złoty.

W Toruniu zostaje menedżer Tomasz Bajerski. Czy ustalanie składu i prowadzenie drużyny w meczach ligowych będzie nadal spoczywało na jego barkach, czy też będzie leżało w Pana gestii?
Menedżer odpowiada za pierwszą drużynę, natomiast między mną i Tomaszem będzie musiała istnieć bardzo ścisła współpraca w każdym zakresie. Nie chciałbym w tym momencie mówić o szczegółach, bo jestem jeszcze przed rozmową z Tomaszem i byłoby nieelegancko, gdybym cokolwiek mówił najpierw w wywiadzie. Współpraca będzie jednak konieczna.

Czy nie będzie jednak w takim razie jakiegoś konfliktu interesów i obowiązków, jeśli chodzi o prowadzenie pierwszego zespołu?
Tomasz jest piątym trenerem, z którym będę współpracować. Przez wiele lat współpracowałem z Markiem Cieślakiem, następnie z Piotrem Baronem, Rafałem Dobruckim, a ostatnio z Darkiem Śledziem. Ze wszystkimi ta współpraca układała się dobrze, więc dlaczego tak samo nie miałoby być w przypadku Tomasza Bajerskiego?

Wzmocnienia, o których mówi się w kontekście Torunia, rozbudzają oczekiwania kibiców. Mówiąc wprost: po ostatnich słabszych sezonach tutejsi fani bardzo liczą na to, że ich drużyna wreszcie osiągnie sukces.
To jest tak, jak w biblijnej przypowieści. Były lata chude, czas więc na lata tłuste. Jest jeszcze jeden cel, oprócz tego sportowego, o którym się w ogóle nie mówi, a który ja chciałbym tu podkreślić. Naszym zadaniem - jako klubu, ale wyniki pierwszej drużyny na pewno w tym pomogą - jest zapełnienie tego pięknego obiektu. Przecież Motoarena to najpiękniejszy żużlowy stadion na świecie i to nie podlega żadnej dyskusji. Żal patrzeć, że nie jest zapełniony. Myślę, że wszystkie działania, które będziemy podejmować, będą ku temu zmierzały. Oczywistym jest, że wyniki, a wierzę, że te będą dobre, nam to ułatwią.

Wspomniał Pan wcześniej o klasach 125 cc, 250 cc i drużynie U-24. Kto będzie zajmował się szkoleniem w nowym sezonie? Mówi się, że trenerami mają być Tomasz Zieliński i Jan Ząbik, czy to prawda?
Tak, to będą te nazwiska. Pan Janek Ząbik to ktoś, komu laurki nie trzeba wystawiać, bo jego nazwisko broni się samo. To wspaniały człowiek i wielki wychowawca młodzieży. Jest również Tomek Zieliński, miejscowy chłopak oddany klubowi. Nie widzę powodu, dla którego właśnie te osoby nie miałyby zajmować się szkoleniem. Jesteśmy po pierwszych rozmowach i obaj panowie wyrazili już na to zgodę, z czego się oczywiście bardzo cieszę.

Kto poprowadzi drużynę startującą w lidze U-24?
Zaproponowałem, aby był to Tomek Zieliński, a zarząd klubu to zaakceptował, Tomasz również. Ma dobry kontakt z młodymi zawodnikami, więc poprowadzi drugą drużynę i będzie za nią odpowiedzialny. W zespole pojadą młodzi chłopcy. Jeśli są na to środki, a przecież mowa tu o niemałych pieniądzach, to druga drużyna musi być naturalnym zapleczem pierwszej. Nie chodzi o to, by tylko spełnić wymogi regulaminu i wystawić jakichś tam zawodników, żeby sobie pojeździli. Ma to być szansa dla chłopaków, którzy w przyszłości wejdą do składu pierwszego zespołu. Taki jest nasz zamysł.

W ostatniej dekadzie w Toruniu już nieraz pojawiały osoby z innych miast, co jednak nie zawsze dawało odpowiednie efekty. Co powiedziałby Pan kibicom, którzy są sceptycznie nastawieni do pracy w klubie ludzi spoza Torunia?
Powiedziałbym, że czasami świeże spojrzenie z zewnątrz jest bardzo korzystne. Będąc w danym otoczeniu nie widzi się pewnych mankamentów, które istnieją, a których nie zauważa się na co dzień. Jestem w żużlu od ponad 20 lat i mam swoje doświadczenie. Przeszedłem właściwie wszystkie szczeble i sądzę, że żużel nie ma dla mnie większych tajemnic. Jestem w stanie poprawić to, co do tej pory kulało i funkcjonowało nie tak, jak by się chciało.

A czy łatwo będzie się Panu przestawić na pracę w innym klubie? We Wrocławiu był Pan w końcu przez długie lata.
Nie ukrywam, że jestem wrocławianinem z krwi i kości. Urodziłem się we Wrocławiu, a klub Sparta był dla mnie naturalnym miejscem pracy. Wszystko się jednak kiedyś kończy, żeby mogło się zacząć coś nowego.

Zapytam jeszcze o temat nawierzchni na Motoarenie. W ostatnich tygodniach mówiło się, że może być całkowicie wymieniona. Czy rzeczywiście tak będzie?
Był temat wymiany nawierzchni i to jeszcze niedawno. Ja byłem jednak orędownikiem podjęcia decyzji, by nie robić tego już w tym roku. Być może to nastąpi, ale jeśli już, to za rok. Chciałbym zwrócić uwagę na jeden aspekt. Narzekano, że w Toruniu nie ma dobrego ścigania. W moim przekonaniu pewne rzeczy można było robić lepiej. Z nawierzchnią jest tak, że trzeba ją konserwować, pielęgnować, a tu z różnych powodów nie było to robione tak, jak być powinno. Zmiany więc będą, ale nie będzie wymiany nawierzchni. Chcemy natomiast, żeby w Toruniu znów było dobre ściganie, bo to przecież jeden z najlepszych torów. Kluczowe jest jednak jego odpowiednie przygotowanie i jego powtarzalność. To, co wydarzyło się na Grand Prix, nie miało nic wspólnego z tym, co będzie na lidze. Tydzień przed Grand Prix tor został przewrócony do góry nogami. Została wyciągnięta nawierzchnia, która pochodzi jeszcze ze starego stadionu, zresztą bardzo dobra. Problem polega na tym, że w momencie, gdy nawierzchnia jest twarda i zbita, bo tor nie był ruszany przez lata, ona nie przyjmuje wody. W momencie, gdy tor został przerzucony, miał już w sobie wodę, a wtedy w piątek wylane zostały na niego kolejne jej ogromne ilości. Zrobiło się błoto i tor stał się miękki. Zewnętrzna warstwa, która miała nosić, stała się hamulcem. Stąd właśnie takie piątkowe zawody Grand Prix. Mogę dodać, że podobną sytuację miałem podczas piątkowego turnieju Grand Prix we Wrocławiu. Tam też w piątek było lanie wody, ale w sobotę mocno się postawiłem takiej decyzji i drugiego dnia już nie brakowało ścigania. Dodam, że toromistrz Grzegorz Węglarz przygotowywał tor na Grand Prix w Toruniu w obydwa dni. Pojawiały się różne nieprawdziwe informacje, że robił to tylko w piątek - chcę to zdementować, bo to kompletna bzdura, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nikt nikogo nie wyrzucał, a Grześ robił tor także w sobotę, tyle tylko, że nie miał dyspozycji lania takiej ilości wody, jaką otrzymał w piątek. Przygotowanie toru, a postępowanie z nim już po przygotowaniu, to dwie różne kwestie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska