Co na to Spitsbergen?

Już myślałem, że w rankingu najciekawszych osiągnięć kryminalnych tygodnia pierwszeństwo należeć będzie do zawodnika, który według policji na osiedlu Chrobrego wdrapał się z trawnika na balkon pierwszego piętra bloku, by drapnąć rower. Ale marne to osiągnięcie w porównaniu z wyczynem tajemniczej ekipy z Bydgoszczy, która znudzona babraniem się w drobiazgach ukradła cały bankomat, wyrywając go z chodnika. To chyba jakaś miejscowa tradycja, bo w grudniu zeszłego roku inny z bydgoskich bankomatów na Osowej Górze został wysadzony w powietrze. [ Bankomat da się zabrać, ale czy da się zabrać uniwersytet? Takie właśnie obawy pojawiły się u sąsiadów, po tym jak rektor bydgoskiego Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego profesor Janusz Ostoja-Zagórski, otwierając nowy rok akademicki, stwierdził, że najwyższa pora, by połączyć potencjał naukowy w regionie, tworząc związek uniwersytetów bydgoskiego i toruńskiego. Co dokładnie rektor miał na myśli? To do końca nie było jasne, ale już podniosły się głosy, czy aby ten zły Toruń nie zabierze bydgoskiej Alma Mater i nie włączy jej do UMK, jak wcześniej włączona została Akademia Medyczna. [ Wiele hałasu o nic, bo rektor wydał oświadczenie, że nie miał na myśli łączenia struktur, chodziło tylko o podkreślenie, że obie uczelnie powinny współpracować. Czy uspokoi to wyznawców wiary we wszechogarniający antybydgoski spisek? Wątpię. Pomysł uniwersyteckiej fuzji jest spomiędzy bajek wzięty i to z kilku powodów. Chociażby z prostej kalkulacji zysków i strat. Jaki interes miałby UMK - piąty uniwersytet w kraju w rankingu „Perspektyw”, z wydziałami, których większość ma wysoką ministerialną kategorię A, a jeden nawet prestiżową A+ - w wiązaniu się z mniejszą uczelnią, która ma wydziały kategorii B, a jeden nawet z najniższą kategorią C? Przy takiej dysproporcji pomysł łączenia uczelni jest dokładnie tak samo komiczny, jak apel bydgoskiego samorządowca Jarosława Wenderlicha (nie mylić z toruńskim wicemarszałkiem Sejmu Jerzym Wenderlichem!), który napisał do rektora UMK, że skoro w Bydgoszczy działa Collegium Medicum UMK, to należy dopisać Bydgoszcz do uemkowskiego logo, a nawet zmienić znak uczelni. Żeby tylko o tym pomyśle nie dowiedziały się foki ze Spitsbergenu, gdzie od lat działa stacja naukowa UMK, bo jeszcze zażądają, by do uniwersyteckiego logo dokleić widoczek lodowca. A co, Spitsbergen gorszy? [ Wybory za pasem i coraz więcej wiadomo, na przykład kto, gdzie i do czego kandyduje. Niespodzianek i ciekawostek nie brakuje. Dziś tylko o jednej: we włocławskim okręgu nr 6 z trzeciego miejsca na liście PSL startuje Piotr Pręgowski, aktor znany i lubiany we wszystkich swych aktorskich wcieleniach: jako jeden z sympatycznych mieszkańców Wiłkowyj w serialu „Ranczo”, śniady i cwany Krashan Bhamaradżanga w „Zmiennikach” czy wreszcie goniec w ekipie „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta” w „Misiu”, ten, który wchodzi do „Victorii”, gdzie jest wielki świat, a ląduje w barze mlecznym, gdzie sztućce są na łańcuszku. Czy wejdzie do sejmiku i wyląduje w gmachu przy placu Teatralnym? To się dopiero okaże. A jeśli tak, to czy sobie poradzi? Jeśli Janusz Dzięcioł z „Big Brothera” poradził sobie w Sejmie, to Patryk Pietrek z Wiłkowyj też pewnie dałby radę w sejmiku. [ Było akordeonistów wielu, ale z żadnym Straż Miejska nie musiała się tak użerać, jak z tym, który wygrywał w środku nocy z poniedziałku na wtorek pod pomnikiem Kopernika. Próbował nawet szarpać się z funkcjonariuszami, ale - jak pisaliśmy - trafił na instruktora samoobrony i spacyfikowany został koncertowo. Przy okazji Straż poinformowała, że w lipcu i sierpniu 315 razy interweniowała w związku z zakłóceniem ciszy nocnej na starówce. Wychodzi ponad pięć interwencji na noc. Ot, uroki starówki. Jeśli cicha noc, to tylko na Gwiazdkę.