Co w piątkowym wydaniu "Nowości". Zapowiedź Magazynu
Tragedia w zakładzie opiekuńczym: w pożarze zginął staruszek. Jak do tego doszło?
Jak długo chory 85-latek wzywał pomocy? Czy udałoby się zapobiec jego śmiertelnym mękom, gdyby zadziałał alarm? Gdzie była dyżurna pielęgniarka, gdy wybuchł pożar? Ten horror musi zostać wyjaśniony i osądzony.
Ten tragiczny pożar wybuchł w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Leczniczo-Opiekuńczym w Raciążku koło Ciechocinka w sobotę, 21 lipca, nad ranem. Nie przeżył go 85-letni pan Czesław z Torunia, cierpiący na chorobę Alzheimera i zaburzenia psychiczne. Bardzo ciężko poparzony zmarł po kilku godzinach w toruńskim szpitalu. Możliwe, że został podpalony przez współlokatora.
Zakład w Raciążku ma pod opieką blisko 200 pacjentów. Wszyscy są osobami chorymi psychicznie, często ubezwłasnowolnionymi. Tragiczna noc 21 lipca była traumatycznym przeżyciem dla nich wszystkich. Śmiercią skończyła się dla pana Czesława.
- Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym takiej śmierci - mówi wprost Mariusz Zakrzewski, dyrektor zakładu.