Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Córka zmarłej pacjentki hematologii: "Mam żal do szpitala w Toruniu. Niech winni odpowiedzą"

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Paweł Relikowski / archiwum
Pani Jadwiga była pacjentką oddziału hematologii przy ul. Batorego. Zmarła na koronawirusa. Przed śmiercią zaraziła męża, który walczy teraz o życie. - Mam żal do miejskiego szpitala - mówi ich córka, pani Agnieszka. Zawiadomiła prokuraturę.

Zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Specjalistyczny Szpital Miejski w Toruniu w związku z koronawirusem jest już 6. Ostatnie złożyła właśnie pani Agnieszka. To już kolejna rodzinna tragedia, której początek był przy ul. Batorego, a koniec na cmentarzu. Przypomnijmy, że w miejskiej lecznicy odkryto największe w Toruniu ognisko koronawirusa: u 51 osób, pacjentów i pracowników.

Oto historia rodziny pani Agnieszki - jej zmarłej mamy, pani Jadwigi i ojca, który kolejny tydzień walczy o życie pod respiratorem w jednoimiennym szpitalu w Grudziądzu. Historia, która wskazuje, że do rozprzestrzeniania się koronawirusa przy ul. Batorego mogło dojść wcześniej niż szpital się zorientował (30-31 marca).

Mama nie żyje, ojciec walczy

Pani Jadwiga miała 69 lat i wraz z mężem mieszkała na Koniuchach w Toruniu. Była pacjentką oddziału hematologii szpitala przy ul. Batorego, bo od 2019 roku cierpiała na ostrą białaczkę szpikową. Podawano jej tutaj chemię w zastrzykach. Najczęściej leżała na oddziale przez tydzień, a po chemii wracała do domu. Ostatni cykl chemioterpaii przeszła w szpitalu w dniach 18 - 24 marca.

Polecamy

-Po powrocie do domu mama źle się czuła. Początkowo wiązaliśmy to z chemią. Gdy jednak wyszło na jaw, że na oddziale hematologii jest Covid, mama natychmiast zadzwoniła do swojej pani doktor. To było 1 kwietnia. Pytała, czy mogła mieć kontakt z tą zakażoną koronawirusem osobą. Lekarka zapewniła mamę, że na pewno nie, bo ta chora przyszła do szpitala już po mamy wypisie - relacjonuje córka.

Pani Jadwiga tymczasem czuła się coraz gorzej. 3 kwietnia była już w stanie ciężkim i karetka pogotowia zabrała ją do jednoimiennego szpitala zakaźnego w Grudziądzu. - Osobiście wzywałam pogotowie i cała sprawę im opisałam. Dlatego natychmiast zdecydowali o transporcie mamy do Grudziądza. Tam zrobiono jej test, który dał wynik pozytywny. Stwierdzono Covid-19. Mimo wysiłków lekarzy stan mamy pogarszał się z dnia na dzień. 9 kwietnia przeniesiono ja na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej i podłączono do respiratora - ciągnie pani Agnieszka.

Polecamy

Niestety, 22 kwietnia pani Jadwiga zmarła. Rozpacz bliskich już wtedy pogłębiał fakt, że do szpitala trafił mąż pani Jadwigi. Okazało się, że torunianka zaraziła go koronawirusem. 75-letni mężczyzna najpierw trafił do szpitala zakaźnego przy ul. Krasińskiego w Toruniu - 6 kwietnia. Po dziewięciu dniach jednak jego stan był tak ciężki, ze musiano go przewieźć do Grudziądza. Tutaj przebywa do dziś.

-Tata jest w bardzo ciężkim stanie, podłączony do respiratora. To walka o jego życie. Były próby wybudzenia go, ale się nie powiodły - mówi drżącym głosem córka. Jest świadoma tego, że jeśli nawet ojciec pokona chorobę, to może już nigdy nie wrócić do sprawności. Za sobą ma groźne epizody niedotlenienia mózgu...

"Niech winni odpowiedzą"

Córka jest przekonana, że matka zaraziła się koronawirusem w miejskim szpitalu. -Nigdzie indziej to się stać nie mogło. Oboje rodzice nie wychodzili z domu. Ja robiłam im zakupy, ja załatwiałam sprawy poza domem - podkreśla.

Polecamy

Pani Agnieszka zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez szpital, bo po pierwsze chce - jak inne rodziny pacjentów - dokładnego wyjaśnienia sprawy zakażenia. Nie kryje jednak, że ma ogromny żal do lecznicy. Może gdyby mamy nie uspokajano, że nie mogła się zarazić, tylko szybciej zdiagnozowano i leczono, to wszystko potoczyłoby się inaczej? Może gdyby lepiej przy Batorego przestrzegano sanitarnych procedur, to ogniska zakażeń w ogóle by nie było. - Niech wyjaśnia to prokuratura, a winni niech poniosą odpowiedzialność - kończy córka.

Przypomnijmy, że toruńska prokuratura prowadzi śledztwo dotyczące sprowadzenia przez szpital w okresie od 2 marca do 6 kwietnia br. zagrożenia epidemicznego i zakażenia wirusem SARS-CoV-2 dla wielu osób (art. 165 par. 1 pkt.1 kk), umyślnego narażenia zdrowia i życia ludzi przez osoby zobowiązane do opieki nad nimi (art. 160 par. 1 pkt. 2 kk) oraz nieumyślnego doprowadzenia w ten sposób do zgonu pacjentów.

Jest wreszcie kontrola sanepidu!

Co ważne, sanepid zaczął już kontrolę w lecznicy. Jak przekazała Polskiemu Radiu Pik rzecznik WSSE w Bydgoszczy, sprawdzane są obowiązujące w szpitalu procedury: zabezpieczenie pracowników i pacjentów w środki ochrony, tryb i sposób zarządzenia ewakuacji pacjentów, zasady postępowania w Izbie Przyjęć oraz to, czy w momencie stwierdzenia koronawirusa na oddziale hematologii przyjmowani byli na oddział nowi chorzy. Tak twierdzą rodziny pacjentów, które zawiadomiły prokuraturę o możliwych nieprawidłowościach w szpitalu.

Podkreślmy, że dyrekcja Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu kilkakrotnie już publicznie zapewniała, że przestrzegała i przestrzega reżimu sanitarnego, a moment wykrycia pierwszego zakażenia koronawirusem skutkował natychmiastowym wdrożeniem procedur zalecanych przez WHO i sanepid. Winna żadnych zaniedbań się nie czuje.

Do sprawy będziemy wracali.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska