Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czas wojny. Wspomnienia naszej Czytelniczki z okresu dzieciństwa w okupowanym przez Niemców Toruniu

Urszula Błaszczyk
W ogródku przed naszym domem. Ja w środku, ceruję skarpetki jednemu z żołnierzy niemieckiej policji porządkowej
W ogródku przed naszym domem. Ja w środku, ceruję skarpetki jednemu z żołnierzy niemieckiej policji porządkowej Nadesłana
Od razu po zajęciu Torunia Niemcy zaczęli wprowadzać w okupowanym mieście swoje porządki. W pierwszej kolejności przystąpili do eksmisji.

Z ładniejszych domów, willi i mieszkań Niemcy zaczęli wyrzucać ich właścicieli i zajmować wszystko z pełnym wyposażeniem. Ludzie szybko zorientowali się w tej niemieckiej polityce eksmisji. Ci, którzy mogli przy opuszczaniu mieszkania coś zabrać, musieli znaleźć jakieś lokum i zaraz się zameldować. Jako bezdomni zajmowali domki letniskowe lub altanki na działkach. Ci, którym nie było wolno zabierać mienia z domów, byli wywożeni w nieznane i nikt już ich nie widział.

Za torami, na naszej łące

Przy ul. Św. Józefa rosły piękne kasztanowce, za nimi biegły tory kolejowe, a za torami była duża łąka. Latem bawiliśmy się tam w różne zabawy, a zimą urządzaliśmy lodowisko. Jak tylko stopniały śniegi, w 1940 roku zaczęto na naszej łące kopać doły pod fundamenty baraków. Teren ogrodzono solidnie i zamontowano okazałą, ażurową bramę z napisem nad nią „Deutsche Ordnungs Polizei” (po polsku: niemiecka policja porządkowa).

Pewnego razu mój brat Romek po powrocie ze szkoły opowiedział o spotkaniu z oficerem policji, który zatrzymał go i wypytywał o nasz dom i rodziców. Mama bardzo się wystraszyła. Trochę uspokoił ją fakt, że policjant był z baraków zza torów, a to była Ordnungs Polizei, a nie Gestapo.

Następnego dnia po południu, kiedy w ogrodzie paliliśmy ognisko, koło naszego domu pojawił się policjant. Romek szepnął, że to ten sam, co wczoraj go wypytywał. Oficer podszedł, powiedział Guten Tag i poprosił o rozmowę. Mamie język chyba stanął kołkiem ze strachu, bo nie mogła słowa wykrztusić. Niemiec zaczął coś pokazywać na migi, myśląc pewnie, że mama nie rozumie po niemiecku. Potem uśmiechnął się i powiedział do mnie, że nie mamy się czego bać. No i wtedy mamę odetkało. Zaprosiła go do domu i powiedziała, że może przestać pokazywać na migi, bo nie jest głucha. Roześmiali się oboje i bardzo długo rozmawiali. Chodziło o to, że on i kilku jego kolegów chętnie oddawaliby u nas swoją osobistą bieliznę do prania. Od strony podwórka mieliśmy dużą werandę, więc mama zgodziła się i otworzyła pralnię.

Polecamy

Policjanci przynosili bieliznę w woreczkach z tasiemką, na której było maszynowo wyhaftowane imię i nazwisko. Również na każdej sztuce bielizny była taka sama tasiemka - dokładność i porządek w niemieckim stylu. Może tego porządku niewiele się nauczyłam, ale dokładności na pewno.

Z tornistrami do sortowni

Pewnego dnia w szkole powiedziano nam, że mamy zabrać tornistry, bo idziemy coś sortować do magazynów przy koszarach. Magazyny znajdowały się na jednej z bocznych ulic od Sienkiewicza. Na miejscu weszłyśmy, same dziewczynki, do jednej z kilku hal wypełnionej po sufit odzieżą. Suknie, płaszcze, swetry, ubrania męskie, bielizna osobista, pościelowa, serwety i obrusy - wszystko pomieszane, na jednej kupie. Kazano nam rozdzielać te rzeczy i wrzucać do osobnych koszy.

Do domu wróciłam bardzo późno, głodna i zmęczona. Musiałam jeszcze wysłuchać gadaniny mamy, że się gdzieś włóczyłam. Dopiero wtedy opowiedziałam jej, gdzie byłam i co robiłam.

Mama od razu wzięła pełny garnek gorącej wody, przyniosła wanienkę, kazała się rozebrać i wykąpała mnie. Umyła włosy, bo były siwe od kurzu i dopiero wtedy dała mi jeść. Była bardzo zdenerwowana. Złościło ją, że dzieci grzebały w żydowskich rzeczach, kiedy ich właściciele już w popiół się zamienili.

Świerzb i wszy za zapłatę

Do sortowania chodziłyśmy co trzeci dzień, na zmianę z innymi klasami. Mama zrobiła mi maseczkę z gazy i napisała kartkę do naszej nauczycielki, że w nocy kaszlę. O dziwo, Freiberka powiedziała dzieciom, żeby ich mamy poszyły takie same maseczki.

Polecamy

Najwięcej kurzu było w boksach ze swetrami, a najobrzydliwsza praca była przy sortowaniu bielizny osobistej. Rzeczy czyste zmieszane były z brudnymi, bardzo śmierdziało, a trzeba było wszystko rozdzielać. Niektóre koleżanki drapały się po rękach między palcami, a kiedy to zauważyła nauczycielka, kazała kupić w aptece maść i trzy dni nie przychodzić do szkoły.

Po paru dniach ja też się drapałam. Wszystkie dziewczynki po sześciu tygodniach pracy w magazynach miały świerzb i wszy, a niektóre też wszy odzieżowe. Zamiast do szkoły szłyśmy do łaźni miejskiej, gdzie robiono nam specjalne kąpiele.

Freiberka robiła, co mogła, żeby nie doszło do rozprzestrzenienia się świerzbu i wszawicy. Do naszej szkoły chodziły też dzieci niemieckie i powstało zagrożenie, że podzielą nasz los. Nie wiem, co działo się później w tych magazynach, ale dzieci już tam nie wysyłano.

NowosciTorun

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska