Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy hodowcy zwierząt futerkowych powinni się bać?

Grażyna Ostropolska
Kamil Chojnicki,  właściciel jednej z największych hodowli norek w naszym regionie, pokazuje  swoje gospodarstwo
Kamil Chojnicki, właściciel jednej z największych hodowli norek w naszym regionie, pokazuje swoje gospodarstwo Filip Kowalkowski
Drugie miejsce w Europie i trzecie na świecie. Polska jest potęgą w produkcji skór. To może się zmienić, bo lada dzień pod obrady Sejmu trafi projekt Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt, zakładający likwidację ferm „futrzaków”.

Między zwolennikami i przeciwnikami hodowli zwierząt futerkowych trudno o konsensus. Ci pierwsi kierują się ekonomią i tradycją, ci drudzy - sercem i emocjami. Podobny podział widać wśród posłów.

- Fermy zwierząt futerkowych są wyrzucane z krajów zachodnich i przenoszą swoją działalność w dużej mierze właśnie do Polski. Nie ma powodu, byśmy byli takim śmietniskiem Europy, miejscem niechcianych hodowli, nie mówiąc już o tym, że te hodowle to jedna wielka męczarnia dla zwierząt - to wypowiedź Krzysztofa Czabańskiego, posła z naszego regionu, zasiadającego w Parlamentarnym Zespole Przyjaciół Zwierząt. Tymczasem inny członek tego samego zespołu,poseł Zbigniew Ajchler, mówi tak: - Branża futrzarska została wystawiona na odstrzał, a takie organizacje jak Viva i Otwarte Klatki przedstawiają warunki hodowli zwierząt futerkowych w sposób tendencyjny i jednostronny.

Czytaj też: Księgowa latami okradała szkołę

Na internetowych stronach stowarzyszeń, broniących praw zwierząt, pojawiają się wstrząsające relacje o trzymanych w klatkach lisach, odgryzających sobie ogony, i poranionych norkach. Niektórzy członkowie proekologicznych organizacji celowo zatrudnili się w futrzarskich fermach, by przygotować te porażające raporty.

- Większość ferm, w których źle traktowano zwierzęta, działało nielegalnie, o czym autorzy raportów już nie wspomnieli - ripostują członkowie Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych.

Z kolei ekolodzy narzekają na sejmowe lobby, wspierające hodowców. Głównie polityków PSL, którzy uważają hodowlę tych zwierząt za intratną i innowacyjną gałąź rolnictwa. Zdarzają się też protesty mieszkańców przeciw budowie futerkowych ferm w ich sąsiedztwie, wspomagane przez ekologów. Pada argument o brzydkim zapachu i zanieczyszczeniu środowiska.

Próbujemy zweryfikować, co jest faktem, a co mitem. Odwiedzamy jedną z większych ferm norek w naszym regionie. Jej właścicielem jest Kamil Chojnicki.

Dwanaście hal, a w nich kilka tysięcy norek w trakcie rozrodu. Zapach nie poraża. Czuje się woń siana i ryby (w karmie). Norki mają w klatkach specjalne, zakryte słomą legowiska, gdzie pielęgnują i karmią swoje szczeniaki. Mają ich od kilku do kilkunastu. W każdej klatce: karma, woda, niewielki wybieg i półka odpoczynkowa. Nad każdą: kartka z informacją o terminie kocenia i cechach zwierzęcia. - Stworzyliśmy norkom warunki, zgodne z rozporządzeniem UE, obowiązującym w całej Europie - mówi Kamil Chojnicki. Hodowlę przejął po ojcu. - Tata zdobywał doświadczenie, pracując w czasach PRL w Państwowym Ośrodku Hodowli Zarodowej koło Szubina. Hodowano tam wówczas lisy. Po transformacji kupił fermę i w czasem przestawił się na hodowlę norek - opowiada skrótowo. Rodzinna firma ciągle się rozwija. - Kupiliśmy też fermę w Danii, by uczyć się hodowli od tych najlepszych - tłumaczy pan Kamil. Duńczycy są największymi producentami skór futerkowych na świecie (trzy hodowlane futrzaki przypadają na jednego mieszkańca). Za nimi są Chiny, a trzecia jest Polska z 9 mln skór rocznie. - Prawie 100 proc. naszych skór futerkowych sprzedaje się przez domy aukcyjne w Toronto, Kopenhadze, Helsinkach i Seattle, a ponad 90 proc. hodowli w kraju ma polskich właścicieli - zaznacza Chojnicki. W domu aukcyjnym skóry są odpowiednio selekcjonowane, m.in. według płci, koloru i długości sierści zwierzaka, bo tego wymaga przemysł futrzarski, który wbrew obiegowym opiniom świetnie się rozwija. Futra widać na pokazach czołowych dyktatorów mody. - Co ciekawe, to właśnie świat mody wymógł na hodowcach szczególną dbałość o dobrostan zwierząt za ich życia, bo klienci futer zaczęli pytać producentów, jak zwierzaka hodowano i jak pozyskano jego skórę - tłumaczy pan Kamil. Zgodnie z unijnym prawem, do 2020 r. każda polska hodowla futrzaków musi zdobyć odpowiedni certyfikat.

Przeczytaj także: Do Europy przyjedzie 50 milionów uchodźców

A ten niełatwo pozyskać. - Mamy rocznie trzy wizyty niezależnych audytorów, którzy zbierają dane. Analizują warunki życia zwierząt, sprawdzają jakość i parametry klatek. Badają, jak norki są żywione, czy mają ciepło i jak się zachowują. W sumie sprawdzają 21 parametrów, które ferma musi spełnić, by zasłużyć na certyfikat - wylicza Chojnicki. Te dane trafiają do komputera, który je analizuje i wychwytuje, co w danej hodowli jest nie tak. - Wtedy natychmiast przysyłają nam eksperta, który pomaga wyjść z problemu - tłumaczy pan Kamil. Przypomina, że polska hodowla futrzaków ma stuletnią tradycję. - Te zwierzęta były odpowiednio selekcjonowane pod kątem rozmnażania, dobrej jakości futra i spokojnego zachowania. Zatraciły dzikość i na wolności trudno byłoby im przeżyć. W klatce mają zawsze świeżą karmę, wodę i bezpieczne miejsce do rozrodu, więc oduczyły się walki o przeżycie - twierdzi hodowca. Podaje przykład „klatkowej” norki, która ma krótszy i delikatniejszy włos, bo tego wymaga rynek. - Deszcz po takim futrze nie spływa, tylko wsiąka, więc hodowlana norka ma marne szanse na przeżycie poza klatką - tłumaczy i dodaje: - Między bajki należy włożyć opowieści o poranionych, zaniedbanych zwierzętach, ponieważ hodowca, któremu zależy na jakości skór, bo tylko takie sprzeda, nigdy na to nie pozwoli. Chyba że jest to hodowla nielegalna, ale tu jest rola odpowiednich służb, by taką czarną owcę wyeliminować.

Za hodowcami murem stoi minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. - Hodowla tych zwierząt w Polsce zapewnia miejsca pracy hodowcom i ich rodzinom oraz osobom, związanym z branżą futrzarską. Ponadto zwierzęta futerkowe są naturalnym utylizatorem produktów ubocznych pochodzenia zwierzęcego, nieprzeznaczonych do spożycia przez ludzi, które przedstawiciele branży rybnej i drobiarskiej sprzedają hodowcom - to odpowiedź ministra na poselską interpelację w sprawie projektu o zakazie hodowli zwierząt na futra. Jurgiel sugeruje, że likwidacja tej branży pociągnie w dół producentów kurczaków i przetwórców ryb, bo zamiast zarabiać na odpadach, będą płacić za ich utylizację i podnosić ceny produktu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska