Czy miasto próbuje zawłaszczyć inicjatywę Lokalnej Grupy Działania w Toruniu?

[break]

Samorząd jest równoprawnym uczestnikiem

Jak Pan ocenia atmosferę i efekty spotkania, podczas którego powołano toruńską Lokalną Grupę Działania?

Spotkanie było długie i trudne, ale tego należało się spodziewać. Po pierwsze, ze względu na liczbę uczestników, po drugie, ze względu na liczbę koniecznych głosowań, po trzecie, ze względu na rozczarowanie kilku osób, tworzących tak zwaną grupę inicjatywną, związane z innym niż to sobie wyobrażały sposobem wyłaniania podmiotu tworzącego strategię rozwoju. Jedna z organizacji wycofała nawet swój akces do LGD, ale był to w zasadzie gest odosobniony. Jeżeli chodzi o efekty, porządek obrad został zrealizowany.
Najwięcej emocji budzi statut - opracowany przez grupę ekspercką, ale zmieniony przez miejskich prawników.
Statut został opracowany w długotrwałej procedurze partycypacyjnej, z udziałem wielu osób zainteresowanych LGD, także ekspertów. Nikogo nie powinno dziwić, że gmina wprowadziła do dokumentu poprawki. Samorząd jest bowiem równoprawnym uczestnikiem tego przedsięwzięcia. Natomiast istotą przyjętych zmian była potrzeba zapewnienia równości wszystkich sektorów tworzących LGD, szczególnie we władzach organizacji oraz przy opiniowaniu wniosków o wsparcie projektowe.
LGD może działać na obszarach do 150 tysięcy mieszkańców. Oznacza to, że w Toruniu niektóre dzielnice będą wyłączone z LGD. Które i dlaczego?
Kwalifikacja powstała na podstawie analizy wskaźników dotyczących między innymi bezrobocia, problemów społecznych, przestępczości, pomocy społecznej. Skarpa, Kaszczorek i Wrzosy wypadły w tym porównaniu najlepiej i dlatego nie znalazły się na mapie.

Działają metodą faktów dokonanych

Czy ziścił się scenariusz, którego się obawiali społecznicy, że stery Lokalnej Grupy Działania przejmują urzędnicy?

Na szczęście, nie ziścił się, mimo bardzo dużej mobilizacji urzędników i ich rodzin. Staraniem różnych środowisk udało się doprowadzić do sytuacji, że spotkanie nie zostało zdominowane przez grupę związaną z samorządem.
Jak ocenia Pan przebieg spotkania założycielskiego? Czy przebiegało sprawnie i spełniło oczekiwania uczestników?
Sama rejestracja trwała grubo ponad godzinę. Problem polegał na tym, że dochodziły osoby, które wcześniej nie wyraziły zainteresowania udziałem w pracach nad LGD. Powodowało to konieczność wypełniania deklaracji i dokumentów, niezbędnych do przeprowadzenia zebrania założycielskiego. Dyskusja nad najważniejszym dokumentem, statutem stowarzyszenia, została zablokowana po tym, jak padł wniosek o zamknięcie dyskusji. Statut budził duże zainteresowanie, ponieważ ostateczna wersja nie została skonsultowana z pozostałymi interesariuszami. Wiele osób nie mogło uczestniczyć w spotkaniu do końca, ponieważ trwało do późnych godzin nocnych. Nie było jednak woli, żeby spotkanie przerwać i dokończyć w innym terminie.
Wśród wielu nowych zapisów jest między innymi możliwość blokowania prac rady stowarzyszenia.
Nie jest to zły zapis. Zasady są takie, że wymagają wspólnych decyzji i kompromisów. Największym problemem jest fakt, że miasto - przyjmując statut podczas sesji - narzuciło ten dokument samorządnemu stowarzyszeniu. Gdyby akt nie został przyjęty podczas naszego zebrania w tym kształcie, to LGD w Toruniu by nie zaistniało.