Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dandys na tropie zbrodni

Robert Małecki
archiwum pisarza
Rozmowa z Krzysztofem Beśką, autorem m.in. serii kryminałów retro o XIX-wiecznej Łodzi.

[break]
Jest Pan laureatem Literackiej Nagrody Warmii i Mazur Wawrzyn za powieść „Fabryka frajerów”. Wcześniej, za debiutancką „Wrzawę”, był Pan nominowany do Paszportów Polityki. Żadna z tych powieści kryminałem nie jest, a jednak przyszłość związał Pan właśnie z tym gatunkiem. Co zdecydowało?
Pierwsze książki powstały z dwóch powodów. „Wrzawa” i „Bumerang” ze złości na otaczającą rzeczywistość, na dziki kapitalizm nad Wisłą. Natomiast „Fabryka frajerów” to wspomnienia ze szkoły wojskowej w Olsztynie. A zatem moja wczesna twórczość to nie pisarstwo, a raczej wspominkarstwo. Musiałem to po prostu z siebie wyrzucić. Prawdziwa pisarska praca zaczęła się niedawno. A dlaczego kryminał i sensacja? Bo według mnie literatura tego typu jest w stanie więcej powiedzieć o świecie i ludziach niż tak zwana literatura ambitna, którą ja nazywam literaturą dla literaturoznawców. Chcę dać czytelnikom inteligentną zabawę, a nie męczyć ich swoimi wynurzeniami. Nikogo one nie obchodzą.
Na scenerię swoich trzech retro-kryminałów wybrał Pan Łódź. Chodziło o rodzinne korzenie? A może o fakt, że miasto nie było jeszcze „kryminalnie” zagospodarowane?
Z Łodzi pochodzi cała rodzina mojej mamy, dlatego czuję się uprawniony do literackiego uprawiania tego poletka. Po drugie, była to pod tym względem ziemia jeszcze dziewicza, więc nie wszedłem nikomu w szkodę. Chciałem początkowo napisać łódzki kryminał współczesny, ale, niestety, życie okazało się pod tym względem szybsze. Wystarczyło włączyć wiadomości, poczytać gazety. Poza tym, bardzo lubię „Ziemię obiecaną” Reymonta. Pomyślałem, co by było, gdyby obok Borowieckiego, Bauma i Welta, gdzieś na sąsiedniej ulicy, pojawił się prywatny detektyw. Bo przecież pracy dla niego w tamtych realiach, w takim tyglu narodowościowym na pewno nie brakowało. A na koniec obejrzałem w kinie „Sherlocka Holmesa” Guya Ritchiego i powiedziałem: zrobię to!
Czego dowiedział się Pan o XIX-wiecznej Łodzi, przygotowując się do pisania „Trzeciego brzegu Styksu” i kontynuacji tej powieści?
Pomocne mi były stare albumy ze zdjęciami, fotografie, pocztówki, plany miasta. Musiałem mocno uważać, by nie umieścić w powieści jakiegoś obiektu, którego jeszcze wtedy nie było, użyć nazwy ulicy, która zaczęła obowiązywać dopiero później. Weryfikowałem też jednostki miar, bo wtedy obowiązywały rosyjskie. Sprawdzałem też pieniądze, szarże carskich policjantów.
Stanisław Berg, główny bohater Pana retro-serii to wybitny śledczy. Co Berg ma ze wspomnianego Sherlocka Holmesa, a co z Krzysztofa Beśki?
Fajkę, jak Holmes, palę na przykład ja, a nie Stanisław Berg! Mój bohater jeszcze się uczy, śledzimy jego pierwsze sprawy. Więcej z angielskiego detektywa ma Riepin, Rosjanin, mentor Stacha. Ma dobrą rękę do trudnych spraw, wyczuwa kłamstwo na kilometr… Przepraszam, na wiorstę. Stach jest bardzo sprawny fizycznie, czepia się powozów, biega po dachach i uprawia sztuki walki. Mój detektyw przypomina więc Sherlocka Holmesa, ale tego filmowego. A co ma ze mnie? Obaj bardzo lubimy męską modę, Stach jest nawet prawdziwym dandysem. Obaj lubimy też eksperymenty z różnymi gatunkami piwa.
A zatrudni go Pan jeszcze do wyjaśnienia jakiejś zbrodni?
Mam taki zamiar. Ale chyba Stach opuści Łódź i wyjedzie do miasta, które będzie go potrzebowało. Nie zdradzę jeszcze, co to za miasto, powiem tylko, że nie było dotąd eksploatowane pod kątem kryminału retro.
W tym roku wydał Pan już dwie powieści, kolejna ukaże się za chwilę. Tempo prawdziwego zawodowca. Boję się zapytać, czy pracuje Pan nad czymś obecnie…
Tak, nad dalszym ciągiem powieści „Autoportret z samowarem”. Miejsce akcji to okupowana Warszawa. Nie jest to jednak kryminał, raczej powieść historyczno-obyczajowa.
W takim razie muszę jeszcze zapytać o Pana warsztat. Podobno rozpoczyna Pan pisanie powieści bez konspektu i obserwuje, w którą stronę zmierza akcja.
Zaczynając pisać mam w głowie pierwszych kilka, kilkanaście scen, a często także i finał. Muszę więc jakoś zapełnić środek i chyba mi się to udaje bez konspektu. Pisanie to ciężki wysiłek intelektualny, a także fizyczny, bo trzeba odsiedzieć swoje. Choć zmarły niedawno Günter Grass, jeden z moich ulubionych autorów, pisał… na stojąco. Ale pisanie to też przyjemność i wielka frajda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska