Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego nie zostanę matką. Recenzja filmu „Mamma Mia: Here We Go Again!”

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Na pewno mamy luźniutki przebój tego lata, choć film nie ma w sobie tego świeżego wiaterku części pierwszej

O piosenkach Abby właściwie to nie ma co gadać. Mogą nam się podobać bardzo albo jeszcze bardziej, średnio, lub wcale, ale pokolenia całe od parudziesięciu lat głosują nogami i portfelami. Bo Abba to jeden z najważniejszych i najbardziej kasowych zespołów w historii muzyki pop. I to taki, o którym, jak się wydaje, pamięć nigdy nie zagaśnie. Co jakiś czas też abbomania odżywa, ostatnio dekadę temu, przy okazji bezpretensjonalnego musicalu „Mamma Mia!”. Teraz na ekrany weszła dokrętka „Mamma Mia: Here We Go Again!”. I jak? I jest nieźle.

W każdym razie na pewno mamy luźniutki przebój tego lata. I choć film nie ma w sobie tego świeżego wiaterku części pierwszej, i choć nie bawią nas już konkretne postacie, bo doskonale wiemy, czego się po nich spodziewać, to dostajemy kawał przyzwoitej rozrywki.

Swoją drogą o takich filmach debatuje się trudno, bo nie ma tu egzystencjalnych problemów ani dogłębnych rozważań o naturze człowieczej - są piosenki, żarciki, wzruszenia. Choć może nie do końca... Bo dostajemy w końcu lekką opowieść na ciężki temat. O tym, co to znaczy być matką, bo to przecież na jej plecach i głowie z reguły wszystko ląduje. O tym, jakich musi - jako matka właśnie - dokonywać życiowych wyborów. Co może zyskać i co musi poświęcić.

„Mamma Mia: Here We Go Again!” bezpośrednio nawiązuje do części pierwszej, choć historię oglądamy w dwóch planach.
Pierwszy to późne lata 70-te, czyli moment, kiedy cała ta historia się zaczęła. Donna i panny z jej zespołu kończą studia. Donna to chodzący potencjał - ma w sobie masę energii i talentu, wydaje się, że nie ma takiej kariery, której nie mogłaby zrobić. Żeby chwilę odetchnąć, rusza na grecką wyspę, romansując z trzema chłopakami. Gdy okazuje się, że jest w ciąży, musi zdecydować, jak przebudować swoje życie. Plan drugi to otwarcie hotelu na tejże wyspie, który - realizując marzenie Donny - zbudowała jej córa. A na otwarcie zjeżdżają goście przecudni.

Druga część „Mamma Mii” to - podobnie jak pierwsza - parada aktorów nieprzesadnie kojarzonych z musicalem. Choć w tym przypadku więcej miejsca do popisu dano młodziankom, niż gwiazdorom starszego pokolenia, jak Meryl Streep, Pierce Brosnan czy Colin Firth. Jeden magik kina w wersji vntage doszedł - Andy Garcia. Pan Andy zresztą wyjątkowo rozsmakował się ostatnio w rolach starszawych amantów, którym nikt się nie oprze.

Ciekawostką pierwszej części było to, że piosenki Abby nagrano z dużym dystansem - choćby dlatego, że część aktorów, jak Brosnan, to zdecydowanie nie są wokalni mocarze. Trochę tego mamy też w „Mamma Mia: Here We Go Again!”. Są więc piosenki Abby - tym razem również te zdecydowanie mniej znane, bo superhity wykorzystano w „jedynce” - jest odświeżona interpretacja i skoczne baleciki, ale prawie nie ma popisów herosów od aranżacji i wokalistyki. I w sumie to chyba bardzo dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska