Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Długi spacer w czasie i w przestrzeni. Deszczowo, zimno, ale bardzo ciekawie [RETRO]

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Ci, którzy dotrwali do końca maratonu, pod dębem, który rośnie przed dawną siedzibą urzędu gminy Mokre
Ci, którzy dotrwali do końca maratonu, pod dębem, który rośnie przed dawną siedzibą urzędu gminy Mokre Jacek Bloch
Nasz niedzielny maraton wycieczkowy po Mokrem trwał pięć godzin. W sumie wzięło w nim udział około 100 osób.

[break]
Podróże kształcą. Takie, jak niedzielna wycieczka zorganizowana z okazji 110 rocznicy przyłączenia Mokrego do Torunia, robią to w sposób szczególny. Granice między przewodnikami i uczestnikami się zacierają. Bo jedni i drudzy dorzucają coś od siebie. Takie spacery bardzo lubimy!

Mimo niezbyt sprzyjającej pogody, w niedzielnym maratonie wzięło udział około stu osób. Na starcie pod figurą Jana Nepomucena przed kościołem Chrystusa Króla, pojawiło się 70 uczestników. Niektórzy brali udział tylko w części marszu, ale ich miejsce zajmowali następni.

Przewodnik ilustrowany

Mokre braliśmy pod lupę już wiele razy, jednak w Toruniu tak to już bywa, że im człowiek więcej uwagi poświęca jego przeszłości, tym bardziej go ona zaskakuje. Początkowo wszystko wskazywało, że głównymi punktami na naszym niedzielnym szlaku będą nieistniejące fabryki, z których przyłączona do miasta 1 kwietnia 1906 roku wieś słynęła. A jednak stało się inaczej. Wszystko dzięki opasłemu tomowi, na jaki trafiliśmy w archiwum miejskiego konserwatora zabytków. Zebrana w nim dokumentacja fotograficzna poświęcona była toruńskim willom i dworkom. Znakomita większość budynków uwiecznionych pod koniec lat 60. ubiegłego wieku przez Jerzego Wardaka, stała wtedy właśnie na Mokrem, przy ul. Grudziądzkiej i Kościuszki. Dzieło to robi dziś bardzo przygnębiające wrażenie. Dzięki niemu widać, jak wielkie spustoszenie spowodował w ostatnich dekadach postęp „cywilizacji”.

Tak wyglądała willa Clara przy ulicy Kościuszki 46
Jerzy Wardak/arch. MKAZ

Zmiótł on na przykład przepiękny budynek, który stał przy ulicy Kościuszki 40. Jak udało nam się ustalić, Willa Clara, bo o nią tu właśnie chodzi, powstała po 1908 roku. Zbudował ją, a w każdym razie przez wiele lat tam mieszkał, sekretarz sądu wojskowego Hermann Gedies.

Dziś po willi i otaczającym ją ogrodzie, nie ma śladu. Na jej miejscu stoi blok. Zniknęła także słynna fabryka pierników Jana Ruchniewicza, która znajdowała się na rogu ul. Kościuszki i Wojska Polskiego, dawnej Panieńskiej. Kiedyś był to jeden z filarów toruńskiego przemysłu piernikowego. Przedsiębiorstwo bardzo naszym rodakom bliskie, bo polskie.

„Nowe przedsiębiorstwo polskie, fabryka pierników pod firmą Ruchniewicz i sp. w Toruniu godne jest zwiedzenia - pisała „Gazeta Toruńska” w grudniu 1908 roku, kilkanaście tygodni po otwarciu zakładu. - Lokale nowe, jasne, wszędzie ład i wzorowa czystość. Urządzenia maszynowe pozwalają dziennie wyrobić osiem tysięcy tuzinów sławnych toruńskich katarzynek, wartości 2400 marek. Od chwili gdy ciasto wyjdzie z maszyny, która je miesza z różnemi korzeniami, nadając smak piernikom, aż do chwili wyjścia gotowych katarzynek z pieca, mija zaledwie 10 minut. Naturalnie, że w innych oddziałach wyrabia się inne rodzaje pierników”.

Zapomniany filantrop

Warto tu dodać, że właściciel tej fabryki, Jan Ruchniewicz, był człowiekiem bardzo dla miasta zasłużonym.

Wspierał finansowo wiele inicjatyw, w tym chociażby budowę położonego po sąsiedzku kościoła Chrystusa Króla. Nie ma w Toruniu swojej ulicy, choć powinien. Nie ma też tablicy pamiątkowej - może warto by było umieścić taką przynajmniej w świątyni?

Jan Ruchniewicz ma jednak to szczęście, że na cmentarzu św. Jerzego zachował się jego grób. Miejsca spoczynku niemieckich konkurentów do naszych czasów się nie zachowały. Ich pomnikami są jednak istniejące do dziś zabudowania fabryczne.

Willa San Marino, jak wiele innych na Mokrem, otoczona była ogrodem
Jerzy Wardak/arch. MKAZ

Skoro już o piernikach mowa... W bajkach, gdzieś dawno temu, za górami, za lasami, często można trafić na chatki z piernika. Na Mokrem, nie aż tak znowu dawno, stała piernikowa willa. Nazywała się San Marino i można ją było zobaczyć przy ulicy Kościuszki. Tam, gdzie dziś wznosi się gmach nowoczesnego biurowca. Dlaczego była to willa piernikowa? Na początku XX wieku mieszkał w niej Richard Thomas, najpierw współwłaściciel drugiej co do wielkości toruńskiej fabryki pierników przy Rynku Nowomiejskim 4, a później twórca własnego piernikowego królestwa. O tym, jak budował swój zakład na rogu ul. Jęczmiennej i Sukienniczej, już pisaliśmy - podczas kopania fundamentów robotnicy wydobyli tam skarb. Po powrocie Torunia do Polski Richard Thomas sprzedał firmę i z żalem żegnany przez jej pracowników - Polaków i Niemców, wyjechał do Niemiec. Fabrykę kupił od niego Stanisław Pepiński. Nie tylko ją. W księdze adresowej Torunia z 1923 roku Stanisław Pepiński figuruje również jako właściciel willi San Marino.

Podobnych historii usłyszeliśmy w niedzielę więcej, bo maraton po Mokrem trwał pięć godzin.

Tym, którzy z nami zwiedzali, jeszcze raz bardzo dziękujemy, pozostałych zapraszamy następnym razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Długi spacer w czasie i w przestrzeni. Deszczowo, zimno, ale bardzo ciekawie [RETRO] - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska