Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do 1920 roku pod Toruniem działały komory zielone

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Rosyjski wartownik na granicy pod Otłoczynem. Stoi tuż obok miejsca, w którym dziś jest przejazd otwierany na żądanie kierowców
Rosyjski wartownik na granicy pod Otłoczynem. Stoi tuż obok miejsca, w którym dziś jest przejazd otwierany na żądanie kierowców
Przemytnicy mieszkający w sąsiedztwie granicy między zaborami mieli pełne ręce roboty. Poza towarami czy zwierzętami, na drugą stronę bardzo często przemycali też ludzi.

Równo 195 lat temu w okolicach Torunia zakończyły się prace przy wytyczeniu ustalonej na kongresie wiedeńskim granicy. W piątek minie sto lat od chwili, gdy niemieckie wojska, pierwszego dnia I wojny światowej przekroczyły tą linię, zajmując Aleksandrów Kujawski. Kordon istniał jeszcze do 1920 roku, jednak panujące wokół niego stosunki zaczęły ulegać zmianom. Nazbierało się tych rocznic, korzystając z tego zapraszamy zatem na szlak wciąż jeszcze oznakowany m.in. charakterystycznymi budynkami z czerwonej cegły, w których znajdowały się niemieckie komory celne. Tym razem jednak je miniemy, szukając komór... zielonych. Określenie to dotyczy nielegalnego przekraczania granicy.
[break]
Jak już wcześniej wiele razy wspominaliśmy, ruch taki w okolicach Torunia przez ponad sto lat panował spory. Przemycano towary, zwierzęta, a także ludzi. W tym ostatnim przypadku odprawy na zielonej komorze często kończyły się zresztą tragicznie i to nie tylko z powodu strażników, którzy sięgali po broń.
„W nocy prowadził pewien przemytnik przez Drwęcę jakiegoś emigranta do Brazylii” - pisała „Gazeta Toruńska” w marcu 1891 roku, relacjonując tragedię, która wydarzyła się w rejonie Golubia. „Będąc już na połowie rzeki, nie dostrzegli w ciemności płynącej ku nim kry, która ich przewróciła. Obaj znaleźli śmierć w wodzie. Emigrant ów pozostawił w domu czwórkę drobnych dzieci. Posiadał gospodarstwo, które sprzedał za tysiąc rubli i zamierzał później sprowadzić rodzinę swą do Brazylii”.
Nieboraków podróżujących za chlebem na drugi koniec świata było wtedy wielu, na granicy działały więc trudniące się ich przemytem spore grupy przestępcze. Opis jednej z nich, wyjątkowo obszerny, jak na cytowaną przez nas często „Gazetę Toruńską”, znaleźliśmy w jednym z sierpniowych numerów z 1903 roku. Jest ciekawy i dotyczy Aleksandrowa Kujawskiego, wtedy zwanego pogranicznym, relację przytaczamy zatem w całości.

„O działalności bandy przemytników, operujących w Aleksandrowie pogranicznym podają warszawskie dzienniki ciekawe szczegóły” - donosiła gazeta. „Banda ta trudni się przemycaniem włościan, emigrujących do Ameryki. O ile interesa szajki idą pomyślnie i wieńczone są znacznemi zarobkami, o tyle smutne jest położenie wychodźców, wyzyskiwanych w sposób niesłychanie bezczelny. Banda ma swych agentów, rozrzuconych po całym kraju, którzy wyprawiają włościan namówionych do porzucenia kraju rodzinnego, partyami do Aleksandrowa, gdzie dopiero zaczyna się wyzysk właściwy. Członkowie szajki pod różnymi pozorami zatrzymują wychodźców dni parę, odbierają od nich wszystkie rzeczy, a nawet pieniądze, tłomacząc naiwnym, iż otrzymają wszystko w całości, gdy już będą za granicą. Potem umawiają się o wynagrodzenie za przeprowadzenie przez granicę, przyczem od każdej partyi biorą po 100 do 150 rubli. Gdy zbliży się termin wyznaczony na przejście, oszuści zaczynają straszyć biedaków powstałemi jakoby w ostatniej chwili jakemiś nadzwyczajnemi trudnościami i proponują im, jako środek zaradczy, wskakiwanie do pociągu, gdy tenże już ruszy ze stacyi.
Wychodźcy, wśród których bywają częstokroć kobiety i dzieci, w nocy szeregują się wzdłuż plantu i podsadzeni przez członków bandy, wskakują w biegu do pociągu, przyczem skoki takie kończą się często fatalnie. Oczywiście na przeprawieniu włościan przez granicę kończy się działalność niecnych agentów, a pozostawione na przechowanie w ich rękach przedmioty i pieniądze nigdy już nie powracają do swych prawych właścicieli. Zdarza się także, iż przemytnicy, prowadzący partyę w nocy przez ścieżki w lasach, porzucają ich na los szczęścia, nie doprowadziwszy do granicy i nieszczęśliwi dostają się do rąk straży pogranicznej, która wyprawia ich etapem na miejsce zamieszkania”.
Ile różnych, zupełnie już dziś zapomnianych dramatów, rozegrało się na aleksandrowskim dworcu oraz wzdłuż torów do Torunia? Tu trzeba dodać, że przemyt osób przez granicę nie był tylko i wyłącznie związany z sytuacją ekonomiczną, ale również polityką. Pod Otłoczynem, na drugą stronę Tążyny swego czasu przekradał się chociażby Stanisław Wojciechowski, późniejszy prezydent II Rzeczypospolitej. Ucieczkę zresztą opisał, wspominając długi i niewygodny pobyt w jakiejś piwnicy przed skokiem, a później bieg ku Tążynie. Trasę zmuszony do ucieczki Wojciechowski pokonał z długą tyczką, jaką miał w razie czego odepchnąć strażnika, gdyby taki się pojawił i próbował go zatrzymać. Strażnika nie było, przyszły prezydent wpadł jednak do granicznej rzeki i później musiał się suszyć w karczmie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska