<!** Image 3 align=none alt="Image 209431" sub="Jakub Zimecki i Natalia Glonek dbają o wystrój „Mysiego Uszka”. Starają się, by w ich ekskluzywnym second handzie były nietuzinkowe ubrania oraz przyjazna atmosfera.
[FOT. Tymon Markowski]">
Do tych bydgoskich chętnie zaglądają aktorzy teatralni i lekarze, w toruńskich myszkują, m.in., Don Wasyl i Dorota Stalińska. Poszukują niebanalnych ubiorów i niepowtarzalnych dodatków.
W Warszawie są już sieci luksusowych ciucholandów, nastawione na klientów o zasobnym portfelu. Można tam kupić suknie od Chanel lub Versace za kilka tysięcy złotych lub buty od Manolo Blachnika za kilkaset złotych. Pociągu do polowań w second handach nie kryją Kajah, Urszula Dudziak, Weronika Rosatti i takie światowe sławy, jak: Angelina Jolie, Kate Moss, Elton John.
<!** reklama>
Moda na ekskluzywne ciucholandy dotarła też do naszego regionu, ale nie ma tu cenowego szaleństwa. Markowe ubrania w Bydgoszczy i Toruniu można kupić już za kilkadziesiąt złotych, a te najdroższe zmniejszą zawartość naszego portfela co najwyżej o 150 zł. - To jest tańsze i
lepsze niż wizyta u psychoterapeuty
- śmieje się pani Magda, wielbicielka ciucholandów. Zagląda do nich raz w tygodniu. - Takie myszkowanie świetnie rozładowuje stres, a jeśli uda mi się wytropić jakieś cudo, to mam dobry humor przez cały następny dzień - mówi. Zestawia świeżo nabyty ciuch z innymi i ma z tego frajdę. Wybiera second handy z wyselekcjonowaną odzieżą, bo... - Tworzą je z reguły osoby o dobrym smaku. Widać to po wystroju wnętrza i wyglądzie właściciela - to najczęściej on, a nie wynajęty sprzedawca, obsługuje klienta i dba o miłą atmosferę - tłumaczy pani Magda.
Na liście jej ulubionych sklepów z ciuchami z drugiej ręki są: „Białe Maki” i „Mysie Uszko” w Bydgoszczy oraz salonik Pauliny Borowskiej w Toruniu. - W jednym z nich wytropiłam świetną bluzkę od Chanel za 40 zł, a w innym - kurtkę od Armaniego za 120 zł, której zazdrościły mi wszystkie koleżanki - wspomina. Jest lekarką i wizyty w lumpeksach traktuje jak antidotum na zawodowy stres. Przyznaje, że można wpaść w nałóg zbierania ciuchów i mieć z tego powodu poczucie winy, ale ma na to sposób: - Oddaję ubrania, które mi zbrzydły, do komisu lub przekazuję je biednym i wyrzuty sumienia znikają.
Idziemy śladem second handów z listy pani Magdy i zauważamy, że żaden z nich na brak klientów nie narzeka.
„Mysie Uszko”
w Fordonie (przy ul. Bartłomieja z Bydgoszczy) działa zaledwie od listopada, a już ma stałych klientów. Wnętrze tego second handu ze starannie wyselekcjonowaną odzieżą wskazuje na artystyczny zmysł jego właścicieli. Przecierka na ścianach, dekupaż na tworzących klimat bibelotach, pomysłowe przebieralnie... - To nasze pomysły i własne wykonanie - zaznaczają właściciele. Są bardzo młodzi: Jakub Zimecki ma 22 lata, a jego wspólniczka, Natalia Glonek - 25. Chcieli mieć własny biznes i za namową mamy pana Jakuba postawili na... wyselekcjonowane ciuchy.
- Ta praca to ciężki chleb. Trzeba się solidnie nagimnastykować, żeby znaleźć towar, który przyciągnie klientów. Poszukujemy go w mniejszych hurtowniach pod Poznaniem i Gdańskiem, bo tam łatwiej trafić na dobre markowe rzeczy - mówią. Trafiają się im używane ciuchy od Kevina Kleina, Tommy Hilfingera czy marki Stefanell oraz nowe modele (koncówki kolekcji) ze znanych sieciówek (Zara, Bershka, Stradivarius), kupowane na giełdach w Warszawie i Łodzie. Cena najdroższych ciuchów nie przekracza tu 100 zł. - Ważne by towar nie był uszkodzony, aby pachniał i żeby klient dobrze się u nas poczuł - mówi pan Jakub. Studiował wzornictwo, ale przerwał, bo... - Zabiła mnie matematyka - mówi.
Skąd wzięli pomysł na nazwę „Mysie Uszko”? - To miała być „Niezapominajka”. Od kwiatka, który nazywany jest też mysim uszkiem - ta nazwa bardziej się nam spodobała - wyjaśnia pani Natalia.
„Białe Maki”,
ekskluzywny second hand przy ul. Gimnazjalnej w Bydgoszczy (jego właściciel, pan Jakub, ma 25 lat) upodobali sobie, m.in., aktorzy z pobliskiego teatru. Ładny zapach i zabytkowe drobiazgi tworzą klimat stylowego butiku.
- Założyliśmy, że ubrania, które do nas trafiają, muszą się nam podobać - mówi pani Beata, która pomaga synowi w prowadzeniu działalności. Towar ściągają z Warszawy, bo tam do niedawna mieszkali. Mają udeptane ścieżki do sklepów i hurtowni z atrakcyjnym towarem.
Płaszcze i kurtki kosztują w hurcie 120 zł za kilogram, a koszule i bluzki kupuje się na sztuki, więc siłą rzeczy towar w „Białych Makach” do najtańszych nie należy (od 35 do 100 zł za sztukę). Jest za to dobry jakościowo i niebanalny. Można też tu złożyć zamówienie na wymarzony markowy ciuch. - Mam klienta, pana, który ubiera się nietuzinkowo, i wyłącznie w markowe ciuchy, więc mówi mi, czego chce, a ja próbuję mu taki ciuch z drugiej ręki w Warszawie znaleźć - zdradza pani Beata.
Widać, że zna się na modzie i rozumie potrzeby klientów. Doradza im, jak dobrać ciuch do figury, jest też znakomitym słuchaczem, więc zdarza się, że zestresowanym i zagonionym klientkom zastępuje... psychoterapeutkę. Tu, jak w prawie każdym ekskluzywnym second handzie poczesne miejsce zajmują stolik i wygodne fotele. Klient może usiąść, pogadać ze sprzedawcą o ciuchach i... o życiu. - Jedni bywalcy second handów lubią łowić perełki, inni chcą sobie poprawić humor. - Samo grzebanie w ciuchach jest znakomitym lekarstwem na troski - zauważa pani Beata.
W usytuowanym na toruńskiej starówce second handzie Pauliny Borowskiej chętnie
buszuje Don Wasyl.
Słynny romski pieśniarz poszukuje tu niebanalnych ubrań dla siebie i swego zespołu. Pojawia się tam też aktorka Dorota Stalińska, która lubi nietuzinkowe stroje i potrafi je upolować w lumpeksach. - Towar sprowadzam z Francji i Włoch - mówi Paulina Borowska. Zaczynała handlową działalność od ekskluzywnego butiku z nowymi ciuchami, a gdy ten interes nie wypalił, przestawiła się na wyselekcjonowaną odzież używaną. Oferuje ją za 10-150 zł za sztukę. Ma dwa takie second handy (w Toruniu od 9 lat i w Poznaniu). Na brak klientów nie narzeka. - Ten interes był strzałem w dziesiątkę - ocenia.
Z badań OBOP wynika, że co druga Polka ubiera się w ciucholandzie. Second handy zajmują lokale w prestiżowych miejscach, a ministoiska z wyselekcjonowanymi ciuchami z drugiej ręki powstają przy solariach i sklepach z kosmetykami.
Dobrą koniunkturę na używane ciuchy wykorzystują producenci znanej odzieży. I tak np H&M urządza zbiórki używanej odzieży w swoich sklepach na całych świecie. Za torbę starych ciuchów dowolnej marki klient dostaje bon wartości 5 zł, który może wykorzystać przy zakupach w tej sieci. Zebrana odzież jest przetwarzana lub przerabiana i trafia do ponownego obrotu, a tej marketingowej akcji przyświeca chwytliwe hasło:
„Stawiamy na recykling”,
które zainspirowało Paulinę Brzezińską (absolwentkę wzornictwa i szkoły stylu Moniki Jaruzelskiej) do zorganizowania warsztatów recyklingu odzieżowego w naszym regionie.
- Udało się stworzyć sporą grupę osób, które uczestniczą w tym przedsięwzięciu. Mamy kilka krawcowych, przerabiamy ciuchy z lumpeksów. Bawimy się w modę. Czasem ze spódnicy powstaje torba, a ze starego prochowca modny płaszcz - mówi pani Paulina.
We wrześniu wspólnie z Katarzyną Fik zorganizowała, w ramach imprezy Re Fashion Day, pokaz mody z outletów i second handów. Ubrania wybierali właściciele sklepów, a prezentowali je amatorzy. - Było duże zainteresowanie, więc w maju planujemy II edycję Re Fashion Day - zapowiada organizatorka.
<!** Image 1 align=none alt="Image 209433" sub="W bydgoskich „Białych Makach” oraz toruńskim second handzie Pauliny Borkowskiej można znaleźć odzieżowe perełki
[Fot.: Adam Zakrzewski]">
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?