Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziadek Stanisław wolał zostać w Polsce [ALBUM RODZINNY]

Czesława Gucz
Moi dziadkowie Antonina i Stanisław Guczowie. Mieszkali w Niszczewicach, gdzie często odwiedzali ich, zwłaszcza latem, wnukowie
Moi dziadkowie Antonina i Stanisław Guczowie. Mieszkali w Niszczewicach, gdzie często odwiedzali ich, zwłaszcza latem, wnukowie Nadesłana
Cała moja rodzina za wyjątkiem dziadka Stanisława wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych ok. 1900 roku. Jej nestor Wilhelm zmarł na obczyźnie w 1920 r.

Mój dziadek Stanisław Gucz (1869-1952) urodził w Batkowie niedaleko Inowrocławia. Kujawianin, uczestnik powstania wielkopolskiego został odznaczony w 1933 roku Odznaką Powstańca i specjalnym dyplomem.

Odznaka Powstańca z chwilą wybuchu wojny została przez dziadka skrzętnie ukryta między belkami dachu naszego domu w Niszczewicach. Tam zapomniana, wiele lat po wojnie sama wypadła z ukrycia, ku wielkiej radości mojego ojca Władysława, spadkobiercy patriotycznych tradycji w naszej Rodzinie. Po jego śmierci w 1985 roku odznaka wraz z dyplomem znalazły się pod moją opieką.

W powstaniu brało udział jeszcze dwóch najstarszych synów dziadka - Franciszek (1896-1953) i Wacław (1899-1992). Franciszek, ranny w powstaniu, długo dochodził do zdrowia w inowrocławskim szpitalu. Wacław walczył później jeszcze w wojnie polsko-bolszewickiej.

Czytaj też: Kompaktowe auto dla rodziny za rozsądne pieniądze

Dziadek Stanisław, mistrz stolarski prowadził w Niszczewicach na Kujawach dobrze prosperujący warsztat. Tu czeladnicze uprawnienia zdobyło wielu uczniów, wśród nich byli również jego synowie: Teodor (1903-1978) i mój ojciec Władysław (1902-1985).

W zakładzie dziadka wykonywano różne usługi, tworzono pięknie rzeźbione meble z toczonymi na nożnej tokarce ozdobnymi elementami, wytwarzano zwykłe wyposażenie do domu - ławy, krzesła, stołki, tzw. ryczki itp.

Do dzisiaj w zabytkowym, drewnianym kościele w Liszkowie służą wiernym rzeźbione ławy z warsztatu stolarskiego mojego dziadka.

Jak to u dawnego stolarza, na zamówienie robiono też trumny - rzeźbione lub zdobione kartonowymi, malowanymi srebrolem elementami, przybijanymi do wieka trumny.

Do dzisiaj pamiętam zapach skrawanych wiórów z heblowanych desek. Można je było, zwinięte w spiralę, rozwijać, rozciągać i kłaść na głowę, by udawały loki. Można się też było nimi obrzucać albo nurkować w głąb ich sterty. Palone w piecu skwierczały i rozwiewały woń żywicy.

Dziadek swój zawód czuł w opuszkach palców. Sama widziałam, jak wiele razy sprawdzał jakość obróbki deski gładzeniem ręką i oglądaniem pod światło.

Dziadek przez swój zawód, liczne zamówienia i solidność pracy, przez swój towarzyski charakter oraz bywanie w karczmie Wysockiego o przydomku Felt, przez swoje poczucie humoru, otwartość na ludzi i skłonność do stawiania innym kolejek był bohaterem wielu wiejskich opowieści.

Do najbardziej znanych należał „incydent” z zamówieniem trumny. Pewnego razu ktoś w pobliskiego majątku przyszedł do dziadka z prośbą o zdjęcie miary na trumnę dla pana Sowińskiego. Dziadek, ponieważ zgon nastąpił niespodziewanie i wyznaczono bliski termin pogrzebu, niezwłocznie z calówką w kieszeni udał się do domu zmarłego.

Przeczytaj także: Minister Zalewska zachąca rodziców do dyskusji

Wszedł do izby, gdzie na łóżku ze złożonymi rękami spoczywał oczekujący na dziadkową trumnę. Dziadek przyklęknął, odmówił pacierz, wstając z kolan z dezaprobatą sięgnął po okulary na nosie leżącego, z wyrzutami, że też nie zdjęto ich zmarłemu.

Wówczas ten „zmarły” zerwał się na równe nogi, niewybrednie przeklął. Dziadek stał jak wryty, a sprawcy perfidnego żartu za oknem pokładali się ze śmiechu. Po tym zdarzeniu niedoszły zmarły żył w zdrowiu jeszcze przez wiele lat.

Innym razem, żeby dziadka skłócić z sąsiadem rzeźnikiem, u którego dziadek był kumem, ktoś naznaczył sianem drogę z łąki do naszej stodoły. Pan Janowski, bo tak nazywał się ten sąsiad, idąc śladami rozrzuconego siana, mocno zdenerwowany otworzył wrota naszej stodoły, by się przekonać, że jest ona pusta. Nawiasem mówiąc, ta stodoła, przy braku innych obiektów do zabawy, bywała fortecą do zdobywania jej kamieniami przez licznie przybywających na wakacje do dziadków wnuków.

Latem przy ładnej pogodzie dziadek ucinał sobie na słomie popołudniową drzemkę. Spragnieni przygód wnukowie, nie bacząc na odpoczywającego dziadka, rozpoczynali szturm na twierdzę. Wypadał wtedy ze stodoły dziadek i grzmiał na wyrostków: ty purszu jeden, ty huncwocie! Babcia Antonina starała się załagodzić sytuację, udobruchać dziadka, jednak prawie zawsze stawała w obronie małych napastników.

Dziadek przez dziesięć lat procesował się z zarządcą majątku w Niszczewicach o odszkodowanie za wypadek, w którym ten zarządca najechał samochodem furmankę dziadka wypełnioną deskami z tartaku.

O tym, jak skończył się wieloletni proces przed poznańskim sądem, jeśli Czytelników Albumu nie znudziłam swoją opowieścią, napiszę za tydzień.

NowosciTorun

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska