Joanna Wróblewska z Torunia ma 47 lat i wiele marzeń. Wychowała dwoje dzieci, którymi przez większość ich życia zajmowała się sama. Przez długi czas pracowała jako krawcowa za najniższą krajową, a po rozstaniu z mężem było jej naprawdę ciężko. Kiedy dziś Ewelina, córka pani Joanny wspomina tamte trudne lata, to do głowy przychodzi jej jedno: wielki, długotrwały stres.
- Tego mama miała pod dostatkiem. Fizyczna praca na akord, potem zakupy, zajęcia domowe i ciągłe zmartwienie jak związać koniec z końcem. Wraz z bratem byliśmy wtedy nastolatkami, więc też nie szczędziliśmy jej trosk – opowiada Ewelina Wróblewska.
- Kiedy osiągnęliśmy pełnoletność, mama podjęła najtrudniejszą decyzję w swoim życiu – by pojechać za chlebem do Niemiec. Nasza sytuacja materialna się poprawiła, ale jej było bardzo trudno znieść rozłąkę ze swoimi dziećmi. Dziś myślę, że za to wszystko zapłaciła zdrowiem.
**Zobacz także:
Każdy dzień to zwycięstwo. Kolejni wybudzeni w "Świetle"**
W 2014 roku u pani Joanny zdiagnozowano złośliwy nowotwór piersi. Kobieta przeszła półroczną, silną chemioterapię, której celem było zmniejszenie guza, a potem operacja. Córka bez wahania rzuciła swoje życie w Toruniu i pojechała do Niemiec.
- Widok mojej mamy bez włosów był dla mnie tak drastyczny i przerażający, że nie mogłam na to patrzeć. Były również inne skutki uboczne: mdłości, brak apetytu, złe samopoczucie. Ona się nie poddawała, bo za wszelką cenę chciała wyzdrowieć- opowiada Ewelina.
LINK DO ZBIÓRKI NA PORTALU SIEPOMAGA.PL ZNAJDZIESZ : TUTAJ
Po chemii, dwóch operacjach i naświetlaniach sytuacja wydawała się opanowana. Aż do jesieni ubiegłego roku. Zaczęło się od bólu pleców, którego nie dawało się zwalczyć żadnymi lekami. Po dokładnych badaniach okazało się, że rak wrócił, zaatakował kręgosłup, żebra i wątrobę.
Zobacz również:
- Najpierw lekarze zajęli się kręgosłupem, trzeba było ustabilizować go metalową konstrukcją. Potem chemia, ale ta nie pomogła. Rozpaczliwie szukaliśmy pomocy. Po każdej kolejnej odmowie rozpacz była coraz większa. Słyszeliśmy już, że stan paliatywny. Trzeba czekać na śmierć… Jak jednak pogodzić się z tym, że najukochańsza osoba na świecie umiera – pytają Ewelina i Patryk.
Nadzieję pani Joannie dali specjaliści z kliniki w Düsseldorfie, gdzie prowadzi się nowoczesną, fotodynamiczną terapię laserową. Kobieta została zakwalifikowana do leczenia, ale ono kosztuje 70 tys. zł. NFZ nie sfinansuje terapii.
Zbiórka na rzecz Joanny Wróblewskiej prowadzona jest w internecie za pośrednictwem Fundacji Siepomaga.pl. Dotąd udało się zebrać ponad 11 tys. zł.
Zobacz też:
Jakie są najczęstsze przyczyny biegunki u dorosłych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?