Nie milkną echa pierwszego ćwierćfinałowego pojedynku Olimpii w pucharze Polski. Grudziądzanie wrócili do domów w kiepskich nastrojach, bo przegrali aż 4:1.
Taki wynik sprawia, że przed rewanżem zdecydowanym faworytem do awansu będzie Legia Warszawa. Trudno odżałować ten rezultat, zwłaszcza że do przerwy biało-zieloni sensacyjnie prowadzili przy Łazienkowskiej 1:0, a jeszcze w 90. minucie przegrywali 2:1. Gdyby takim wynikiem zakończyło się spotkanie, przy Piłsudskiego Olimpii wystarczyłoby wygrać 1:0, by awansować do półfinału.
- Na dziesięć minut przed końcem meczu w Warszawie pomyślałem, że nic złego stać się nam nie może - mówi Tomasz Asensky, trener Olimpii. - Niestety, stało się inaczej. Pozostał duży niesmak. Nie potrafiliśmy w końcówce wybić przeciwnika z rytmu. Jest przecież coś takiego jak gra na czas. My nie kradliśmy cennych sekund. Co z tego, że kamery pokazują, że dwie ostatnie bramki Legia zdobyła ze spalonego. Wynik poszedł w świat i stawia nas w trudnej sytuacji.
W podobnych nastrojach wypowiadają się sami piłkarze.
- Jesteśmy bardzo źli, że nie udało nam się dowieźć korzystnego rezultatu do końca - przyznaje
Piotr Ruszkul, napastnik biało-zielonych. - Wiedzieliśmy, że rywale na nas ruszą w drugiej połowie. Niestety, głupie błędy w końcówce spowodowały, że wracamy w kiepskich nastrojach. Przy wyniku 2:1 sprawa byłaby bardziej otwarta, choć oczywiście zamierzamy walczyć o honor w rewanżu.
Ruszkul dał w pierwszej połowie Olimpii prowadzenie, wykorzystując kapitalne podanie Marcina Smolińskiego. Jak czuje się piłkarz, który strzela gola na Legii?
- To fajna sprawa, ale ta bramka zupełnie mnie nie cieszy, bo ona tak naprawdę niewiele nam daje - odpowiada zawodnik grudziądzkiej ekipy.
Dużą rolę w starciu przy Łazienkowskiej odegrało osłabienie gości. Zabrakło czterech podstawowych piłkarzy, więc i działania trenera Asenskiego były ograniczone. Na przeciwległym biegunie znajdował się Jan Urban. Mając do dyspozycji szeroką kadrę, od początku drugiej połowy zaczął wprowadzać konsekwentnie zmiany, co poskutkowało w samej końcówce.
W szeregach Olimpii nie mogli przy Łazienkowskiej wystąpić Jan Pawłowski (kontuzja) oraz
kartkowicze: Dariusz Kłus, Adam Cieśliński i Dariusz Gawęcki.
- To ogromna szkoda, bo gra w Warszawie miała być taką wisienką na torcie w tym sezonie - żałuje Dariusz Kłus. - Im bliżej było tamtego spotkania, tym coraz bardziej docierała do mnie ta myśl. Oglądając ten mecz z boku boiska denerwowałem się bardzo.
Jednocześnie biało-zieloni zapewniają, że w rewanżu z Legią, który zaplanowano na 12 marca, zagrają na pełnych obrotach i z wiarą w zwycięstwo.
- Będziemy chcieli im się zrewanżować - deklaruje Kłus. - Nie oszukujmy się - awans jest bardzo odległy. Ale zrobimy wszystko, by choć raz z nimi wygrać. To także byłoby wielkie wydarzenie w historii naszego klubu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?