Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emocje ciągle znajduję na teatralnej scenie

Paulina Błaszkiewicz
Paulina Błaszkiewicz
MWMEDIA
Kinomanom kojarzy się z ciemnymi postaciami. U nas znany aktor wystąpi w zupełnie innej roli

Rozmowa z Przemysławem Bluszczem, aktorem, który w najbliższą niedzielę wystąpi na Koncercie Pieśni Niepokornej w Muzeum Etnograficznym.
[break]
Z czym się Panu kojarzy słowo niepokorność?
Pierwszą rzeczą, która przychodzi mi na myśl jest opór, ale teraz moi synowie są w niepokornym wieku, więc chyba zmienię zdanie i powiem, że niepokorność kojarzy mi się z dziećmi. Mam dobre skojarzenia, ponieważ bez niepokorności nie byłoby postępu.
Można to odnieść na grunt prywatny? Chodzi mi tutaj głównie o Pana zawodową drogę, która była dosyć wyboista. Zanim został Pan aktorem próbował Pan wielu rzeczy...
Tak, to prawda. Zanim zostałem aktorem robiłem wiele innych rzeczy. Studiowałem polonistykę w Częstochowie, później trafiłem do studium kulturalno-oświatowego w Kaliszu, a dopiero później dostałem się do szkoły teatralnej do Wrocławia, ale nie na wydział aktorski, a lalkarski. Zawodowo jestem aktorem, ale z wykształcenia jestem lalkarzem.
Jest Pan aktorem o bardzo charakterystycznej twarzy, którą oddaje postaciom z tak zwanym czarnym charakterem...
No tak (śmiech). Do tej pory dano mi niewiele szans, żebym z tym powalczył. Chodzi mi głównie o kino, bo w moim dorobku teatralnym jest wiele ról komediowych.
A Pan w ogóle chce walczyć z tym szufladkowaniem w kinie?
Chyba nie. Cieszę się z tego, co mam. Przez wiele lat mogłem poznać różne odcienie tego zawodu. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przeważa egocentryzm i egoizm, ale ja wyrosłem w zupełnie innym etosie pracy. Są mi bliskie solidarnościowe ideały. Narzekactwem i wracaniem do tego, co było, nic się przecież nie zmieni. Przed kilkoma laty grałem w spektaklu Macieja Kowalewskiego „Obywatel M”. Padają w nim m.in. słowa premiera Leszka Millera, z którymi akurat się zgadzam: „Szkoda czasu, żeby tracić czas...”.
Tego akurat nie można Panu w żaden sposób zarzucić, podobnie jak egocentryzmu. Za chwilę widzowie będą mieli okazję zobaczyć Pana w roli Nikodema Dyzmy.
Właśnie pracujemy nad „Karierą Nikodema Dyzmy” w warszawskim Teatrze Syrena. Przeniesienia legendarnej powieści o kultowym już karierowiczu podjął się reżyser Wojciech Kościelniak, który jest prawdziwym mistrzem musicalu. Na początku października widzowie będą mieli okazję zobaczyć widowisko muzyczne z licznymi piosenkami, do których muzykę pisze Piotr Dziubek. Dla mnie to nowość, ponieważ po raz pierwszy zagram w musicalu. Poza tym ciekawe jest to, że przedwojenna powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza się nie starzeje. Na różnych szczeblach społecznych można dziś spotkać karierowiczów.
Obawia się Pan porównań z Romanem Wilhelmim?
Porównania zawsze się pojawiają, to naturalne. Ja też wychowywałem się na serialu „Kariera Nikodema Dyzmy”, który jest taką szlachetną reinterpretacją Dołęgi- Mostowicza, ale w żaden sposób nie zamierzam rywalizować z Romanem Wilhelmim. Chcę stworzyć postać, w którą uwierzy widz. To jest moje najważniejsze zadanie.
Powiedział Pan, że „Kariera Nikodema Dyzmy” nie traci na aktualności. To jeden z tematów społecznych, których w porównaniu z kinem europejskim brakuje u nas?
Wydaje mi się, że cała polska szkoła filmowa wyrosła z pewnego przyglądania się rzeczywistości, ale w pewnym momencie tak zwane kino społeczne, o którym pani mówi, zaczęło zajmować się formą i licytacją tematami. Nie ma miejsca na ludzką psychikę, prawdziwe emocje, czy ludzkie relacje. Jest wszystko to, co dzieje się piętro wyżej. Życzyłbym sobie kina, które otwiera się na metaforę ludzkiego losu, opowiada o ludziach złych, zmanipulowanych, bo takich też spotykamy. Takim dojrzałym komentowaniem rzeczywistości zajmuje się jednak kino dokumentalne. Ja szukam emocji nie tylko jako aktor, ale również jako widz. Chcę zobaczyć coś, co mnie poruszy.
Może Pan podać jakiś przykład?

Pamiętam jak po polskiej premierze filmu Bergmana „Fanny i Aleksander” nie potrafiłem fizycznie wstać z fotela. To dramat psychologiczny, który, niestety, często rozgrywa się w prawdziwym życiu - ojciec dwojga rodzeństwa przedwcześnie umiera. Gdy matka po niedługim czasie ponownie wychodzi za mąż, ojczym terroryzuje dzieci. Ktoś może powiedzieć ale to smutne. Smutne, ale ja nie chodzę do kina po to, żeby się dołować, tylko coś przeżyć. Z tego powodu przedkładam teatr nad film. Emocje znajduję na scenie, w kontakcie „face to face” z widzem.
W najbliższą niedzielę wystąpi Pan w Toruniu na Koncercie Pieśni Niepokornej w Amfiteatrze Muzeum Etnograficznego. Co Pan zaprezentuje naszej publiczności?
Będę miał przyjemność zaprezentować pięć wierzy Ernesta Brylla z tomiku „Sadza”, które powstały w ciemnym czasie, czyli w 81 i 82 roku. To wiersze, które są bardzo nasycone emocjami, ale jednocześnie dają nadzieję. Ja też pamiętam tamte czasy, chociaż miałem wtedy dwanaście lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska