Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Finał sprawy Lissnera, czyli cywile w toruńskim sądzie głosu w zasadzie nie mają

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Pozostałości fabryki aromatów i soków Wilhelma Herzfelda i Eduarda Lissnera na rogu ul. Kościuszki i Batorego. Zdjęcie sprzed kilku lat, ale już archiwalne
Pozostałości fabryki aromatów i soków Wilhelma Herzfelda i Eduarda Lissnera na rogu ul. Kościuszki i Batorego. Zdjęcie sprzed kilku lat, ale już archiwalne Szymon Spandowski
Nasz stary znajomy, współwłaściciel fabryki aromatów na rogu ul. Kościuszki i Batorego, kolejny raz starł się z butnym baronem, oficerem toruńskiego pułku ułanów. Jaki był wynik tego starcia?
od 16 lat

W tym przypadku, droga "Gazeto Toruńska", mogłaś okazać odrobinę zrozumienia. W 1901 roku konflikt polsko-niemiecki cały czas przybierał na sile. Nasi rodacy, mając przeciw sobie cały aparat państwa, byli na zdecydowanie słabszej pozycji. Germanizacyjnej polityce cesarstwa przeciwstawiali się m.in. kpiąc z jej sukcesów, bądź szydząc z tych, którzy postanawiali zmienić strony i nazwiska. "Gazeta" o takich przypadkach pisała podając, że władze zmieniły nazwę jakiejś miejscowości na "bardziej cywilizowaną", albo że pan X zmienił nazwisko na "bardziej kulturalne". Ostatni taki komunikat jaki ukazał się na łamach toruńskiego dziennika, dotyczył pewnego nauczyciela z Wielkopolski.

"Zmiana nazwiska - czytamy. - Nauczyciel Józef Pierdzioch w Koninku powiat wyrzyski zmienił swe nazwisko za pozwoleniem odnośnej władzy na lepiej brzmiące Posert".

Pamiętacie Państwo aferę z kupcem Lissnerem i panami oficerami z toruńskiego pułku ułanów? Odkurzyliśmy ją w październiku ubiegłego roku. Eduard Lissner był wspólnie z doktorem Wilhelmem Herzfeldem właścicielem fabryki produkującej olejki eteryczne, esencje, nietoksyczne barwniki z naturalnych produktów oraz soki owocowe - surowe bądź słodzone. Wytwórnia aromatów i smaków znajdowała się na rogu obecnych ul. Batorego i Kościuszki, jej pozostałości zostały zburzone prawie trzy lata temu.

W maju A.D. 1901 pan Lissner wybrał się wraz z towarzystwem na przedstawienie w gmachu toruńskiej Strzelnicy, jak nazywano wtedy gmach Bractwa Kurkowego, czyli obecny Młodzieżowy Dom Kultury. Tam kupca spotkała przykra przygoda, zarezerwowane przez niego miejsca zajęli trzej oficerowie z toruńskiego pułku ułanów. Scysja w sali widowiskowej miała swój dalszy ciąg przy bufecie, a później na sali sądowej, ponieważ jeden z oficerów poczuł się urażony uwagą Lissnera. Sąd nie chciał nawet przesłuchać świadków przedsiębiorcy, powołując się na świętość oficerskiego słowa.

Jaki wyrok wydał toruński sąd pierwszej instancji?

Lissner został skazany na dwa tygodnie więzienia i obciążony kosztami procesu. Wyrok miał zostać opublikowany we wszystkich lokalnych gazetach niemieckich. Kupiec jednak nie złożył broni. Odwołał się od wyroku, a że sprawa budziła w Toruniu spore emocje, prasa zamieściła obszerną relację z drugiej rozprawy. Przy okazji podała również pełne nazwisko wnoszącego oskarżenie oficera. Poprzednio w gazetach pojawiły się tylko inicjały, butnego barona udało nam się jednak zidentyfikować przy pomocy księgi adresowej. Jak się okazało, trafiliśmy w dziesiątkę.

Co dokładnie wydarzyło się w toruńskiej Strzelnicy?

Relacjonując w piątek 13 grudnia 1901 roku drugi proces Lissnera, "Gazeta Toruńska" przypomniała wynik poprzedniej rozprawy, zamieściła również bogatszy od poprzedniego opis zdarzenia.

"W dniu 26 maja wieczorem odbyło się przedstawienie w miejskiej strzelnicy. Kupiec Lissner wraz z żoną i kilkoma krewnymi zajęli miejsca numerowane w pierwszym rzędzie - informowała "Gazeta Toruńska" podkreślając słowo "numerowane". - Podczas pauzy opuścili miejsce, aby się przejść po ogrodzie. Tymczasem przyszło na przedstawienie trzech oficerów, baron Schimmelmann, Goetting i Webel, wszyscy w randze podporuczników. Na rzekome oświadczenie bufeciarki "Panowie oficerzy mogą zająć miejsce gdzie im się podoba", usiedli na miejsca należące się Lissnerowi i jego towarzystwu. U schyłku pauzy powrócił Lissner z rodziną, czyli raczej tylko pani Lissner i dwie inne panie. Oficerzy im nie powstali z miejsc, owszem, podług zeznania świadków dowodowych zachowali się wyzywająco. Dopiero na wyrazy "bezczelna impertynencja" oficerzy powstali paniom z miejsc, które się tyłem byli do nich ustawili. Powyższych słów oficerzy nie słyszeli, bo tak zeznali pod przysięgą. Podczas następnej pauzy użalał się Lissner przy bufecie na rzekomą niegrzeczność oficerów, nie szczędząc im przy tem nagany. Jeden z oficerów, usłyszawszy co o nim twierdził Lissner, poprosił go przez garsona na rozmowę. L. odmówił. Oficerzy przyszli teraz sami po stwierdzenie, że Lissner powiedział: "Oficerzy nie potrafią się przyzwoicie zachować, mianowicie wobec kobiet".

Baron von Schimmelmann oskarżył toruńskiego kupca o obrazę, a sąd ławniczy wydał wyrok, o którym już pisaliśmy. Czy w drugiej instancji Lissnerowi poszło lepiej?

"Prokurator wywodził, że kara, która spotkała Lissnera nie jest za wysoką. Przeciwnie, za nizką, gdyż zachowanie oficerów było prawidłowe - czytamy dalej i cytujemy "Gazetę Toruńską" sprzed 120 lat, zachowując oryginalną pisownię. - Lissner swemi uwagami obraził stan oficerski, który zdaniem prokuratora powinien być wzięty w obronę. Prokurator wniósł o miesiąc więzienia, publikacyę wyroku w tutejszych gazetach niemieckich i zapłacenie kosztów. Izba karna odrzuciła wniosek prokuratora i oskarżonego, zatwierdzając temsamem dawniejszy wyrok sądu ławniczego. Świadek, pani Rosenbergowa z Bydgoszczy, została skazana na 30 marek kary lub 6 dni więzienia za to, że wezwana przez sąd, nie stawiła się spóźniwszy na kolej".

I na co to panu było, panie Lissner? A jeżeli ktoś sobie teraz przelicza te 30 marek na 6 dni i się zastanawia, czy odsiadkę można było zamienić na grzywnę płacąc za każdy dzień po pięć marek, to owszem - sądy bardzo często dawały skazanym wybór: grzywna bądź więzienie. Zasądzane sumy były jednak różne.

Były burmistrz Wąbrzeźna na tropie mordercy

Pod koniec 1901 roku w toruńskiej prasie pojawił się również tekst o finale głośnej zbrodni sprzed lat. Historia zapowiada się niezwykle smakowicie, temat w sam raz na powieść kryminalną. W latach 80. XIX wieku w Skórczu został zamordowany niejaki Onufry Cebula. Lokalna policja długo nie mogła znaleźć sprawcy, zaś gawiedź rzuciła podejrzenie na Żydów. Śledztwo ruszyło z miejsca i skierował na inne tory dopiero komisarz policji, który specjalnie w tym celu przybył z Berlina. Był to jakiś bardzo zdolny człowiek, który zanim zaczął robić karierę w berlińskiej policji, przez jakiś czas był burmistrzem Wąbrzeźna. Komisarz stwierdził, że mordercą jest pewien rzeźnik. Sąd jednak go uniewinnił, sam rzeźnik natomiast po procesie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Tam umarł w 1901 roku, a wiadomość o tym dotarła do Skórcza. Jaki był tego efekt? Pozbieramy gazetowe fragmenty tej kryminalnej układanki, a historię może nam się uda opowiedzieć w jednym z kolejnych odcinków.

Generalnie dość kryminalnie nam się zrobiło. Niech tak zostanie, ale tym razem może w nieco innym wydaniu.

"Złodziej kieszonkowy skradł żonie pewnego listonosza portmonetkę z siedmioma markami, kluczem i dwoma medalionami - informowała "Gazeta Toruńska" kilka dni przed Bożym Narodzeniem A. D. 1901. - Okradziona prosi nieznanego złodzieja, ażeby oddał w jakikolwiek sposób klucz i medaliony, które dla niego nie mają jakiejkolwiek wartości".

Czy złodziej zareagował? Owszem i to bardzo szybko, informację o tym gazeta podała już w następnym numerze.

"Złodziej, który jak w ostatnim numerze donosiliśmy skradł żonie pewnego listonosza portmonetkę z siedmioma markami, kluczem i medalionami, poproszony publicznie o zwrócenie klucza i medalionów przychylił się do prośby okradzionej kobiety - czytamy. - W skrzynce pocztowej znaleziono kopertę z kluczem i medalionami. Za adres posłużył artykulik z gazety donoszący o złodziejstwie i załączonej prośbie".

To oznacza, że złodziej musiał być naszym rodakiem, ponieważ Niemcy raczej "Gazety Toruńskiej" nie czytali. Na koniec jeszcze dwie sprawy administracyjne.

"Zarząd telegraficzny donosi, że w związku telefonicznym zaszły pewne zmiany numerów złączeń - donosiła "Gazeta Toruńska" pod koniec grudnia. - I tak mokrzański dworzec kolejowy jest przepisany pod nr 161, dalej Izba handlowa w Toruniu pod numer 129".

Tu trzeba pamiętać, że w 1901 roku numer telefonu zmienił stary dworzec na Mokrem położony przy ul. Dworcowej. A skoro już na Mokrem jesteśmy, to - jak informowała prasa - na pokrycie kosztów przeprowadzki nowego wójta, który przenosił się na Mokre z Międzyzdrojów, gmina wyłożyła 400 marek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska