Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Franciszek Wiciński z Torunia najczęściej wspominał mecz rozegrany z reprezentacją Bolonii

Gizela Wicińska-Misiakiewicz
Piłkarska reprezentacja Torunia z 1937 roku. Od lewej: Wierzelewski, Kamiński, Kowalski, Wierzchowski, Ziółkowski, Ochocki, Wiśniewski, Jeziorski, Frączak, Trenk. Klęczą bramkarze: Wiciński i Karczewski
Piłkarska reprezentacja Torunia z 1937 roku. Od lewej: Wierzelewski, Kamiński, Kowalski, Wierzchowski, Ziółkowski, Ochocki, Wiśniewski, Jeziorski, Frączak, Trenk. Klęczą bramkarze: Wiciński i Karczewski archiwum
My też o piłce, o meczu drużyny V Kresowej Dywizji Piechoty z reprezentacją Bolonii. Bramki strzegł toru-nianin Franciszek Wiciński.

[break]
Mój ojciec, Franciszek Wiciński był wielkim fanem piłki nożnej. Nie tylko chodził na wszystkie mecze rozgrywane w Toruniu, nie tylko z pasją oglądał sportowe pojedynki w telewizji, ale sam przez wiele lat był piłkarzem.

Przed wojną, już jako junior grał w reprezentacji Torunia, bronił barw klubu wojskowego Gryf. Po wojnie też był bramkarzem, trenerem, organizował turnieje drużyn zakładów pracy.

Tysiące widzów

Najczęściej ojciec wracał wspomnieniami do rozegranego w 1945 roku meczu drużyny V Kresowej Dywizji Piechoty z reprezentacją Bolonii. Mecz ten odbył się na miejskim stadionie, zbudowanym w 1927 roku mogącym pomieścić 40 tysięcy kibiców. Stadion ten istnieje do dzisiaj.

Pani Gizela z wojennymi odznaczeniami ojca: Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, a także m.in. brytyjskim i włoskim
Pani Gizela z wojennymi odznaczeniami ojca: Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, a także m.in. brytyjskim i włoskim
nadesłane

Ten piłkarski pojedynek, rozegrany w pierwszych miesiącach po zakończeniu wojny, śledziły tysiące kibiców. Jak pisały ówczesne włoskie gazety, na nic się zdały bomby reprezentantów Włoch: Biavattiego, Todesciniego, Naldiego, Ricci. Wszystkie strzały stały się łupem doskonałego w tym dniu Polaka. Tak pisano o moim ojcu broniącym bramki. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem.

Ojciec miał satysfakcję z tego, że chociaż nie był już młodzikiem, to jednak udało mu się powstrzymać silną reprezentację Bolonii z zawodowymi graczami.

Piłka ciągnęła ojca od zawsze. Jako młody chłopak, urodzony w 1914 roku, po skończeniu podstawówki nr 6 na Mokrem, próbował terminować u drogerzysty.

Mecz z reprezentacją Bolonii w 1945 roku
Mecz z reprezentacją Bolonii w 1945 roku
archiwum

Nie miał talentu do tego fachu. Natomiast odnosił sukcesy w kopaniu szmacianki, na tyle duże, że dostrzegli go działacze wojskowego klubu „Gryf”. Ściągnęli go do siebie, pomogli w znalezieniu pracy sanitariusza w szpitalu wojskowym. I z tym szpitalem we wrześniu 1939 roku, kiedy Niemcy zajęli Toruń, ojciec został przeniesiony do Warszawy, do obrony stolicy.

Po jej kapitulacji ojciec wrócił do Torunia. Tutaj zgłosił się już do niemieckiego urzędu pracy. Prosto spod urzędu, ciężarówkami wywieziono takich jak on na roboty w okolice Szczecina. Tata poznał swoją żonę, naszą mamę Gertrudę Kruszewską. Toruniankę. Mama, o pięć lat młodsza od taty, wspominała, że ojciec wpadł jej w oko już dawno.

Sprowadzony z robót

Jako mała dziewczynka zapamiętała tatę, jak z siostrą i braćmi chodził w niedziele do kościoła. Ja urodziłam się w 1942 roku, i z drugą siostrą Zosią jesteśmy „wojenne”. Po wojnie urodziły się jeszcze siostry: Alicja i Wiesia. W domu były same dziewczyny, na całe szczęście jeden z zięciów kopał piłkę. Podczas wojny w Toruniu na bazie Polaków próbowano stworzyć piłkarską drużynę. I wówczas przypomniano sobie o ojcu. Sprowadzono go z robót do Torunia.

Franciszek Wiciński w barwach toruńskiego Gryfa
Franciszek Wiciński w barwach toruńskiego Gryfa
archiwum

Ojciec przyjechał legalnie, mama natomiast uciekła. Groziła jej ponowna wywózka i żeby mamę od tego uchronić, ojciec przyjął trzecią grupę.

Niedużo upłynęło czasu, a Niemcy zaczęli przegrywać wojnę i powoływać do swojej armii także tych z trzecią grupą. Ojca najpierw wywieziono na krótko do Niemiec, stamtąd prosto na front pod Kijów, a potem przerzucono na Bałkany do okupowanej Grecji.

W tym kraju ojcu i dwóm jego kolegom z patrolu udało się uciec, i to z bronią, w niemieckich mundurach do greckiej partyzantki. Stąd, już po wycofaniu się Niemców z Grecji, ojciec przedostał się do armii generała Andersa, stacjonującej wówczas w Bolonii.

Został skierowany do szkoły podoficerów sanitarnych. Jako bramkarz grał w drużynie II Korpusu. W 1947 roku statkiem ojciec przypłynął z Włoch do Polski. Pytano go tutaj, dlaczego poszedł do armii Andersa, a nie Beringa. Ojciec odpowiadał, że wybrał najkrótszą drogę do domu. Taka odpowiedź nie ułatwiła ojcu życia. Po wojnie ojciec znalazł zatrudnienie w gazowni, w której pracował do emerytury.

Po pracy zajmował się sportem. Z tego, co pamiętam, związał się z klubami Włókniarz, Stal-PZWANN, Pomorzanin, Unia Wąbrzeźno i z toruńskim Gryfem.

Jak przystało na prawdziwego sportowca, nabawił się kontuzji. W jednym z meczów doznał podwójnego złamania nogi, przez wiele tygodni chodził o kulach.

Innym razem, w wyniku powikłań po sportowej kontuzji, musiano mu amputować palec. Ojciec czynnie uprawiał sport do lat siedemdziesiątych minionego wieku. Zmarł w 1991 roku, a mama rok po nim.

Najczęściej opowiadał o tym zremisowanym pojedynku z Włochami. Jak wspominał, wówczas był w takiej formie, jak nigdy przedtem ani potem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska