Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gołąbek niepokoju

Katarzyna Pietraszak
Wiedzą o nas więcej niż nam się wydaje. My o nich - że chcą od nas pożywienia, że usunięcie ich guana z zabytku klasy zero to nie lada sztuka. Mają wiele wspólnego ze szczurami. A jednak wciąż są lubiane.

Wiedzą o nas więcej niż nam się wydaje. My o nich - że chcą od nas pożywienia, że usunięcie ich guana z zabytku klasy zero to nie lada sztuka. Mają wiele wspólnego ze szczurami. A jednak wciąż są lubiane.

<!** Image 2 align=right alt="Image 84924" sub="Gołębie są na rynkach wielu polskich miast. Tylko w obrębie bydgoskiego Starego Miasta jest ich prawie pół tysiąca. / Fot. Dariusz Bloch">„Zakaz dokarmiania gołębi. Kontakt z tymi ptakami grozi chorobą, a nawet śmiercią” - tablice ostrzegawcze tej treści stanęły już w kilku miastach Europy. W Paryżu, Londynie, Hamburgu, Wenecji nie wolno gołębiom nic dawać do jedzenia pod rygorem kary finansowej. W niektórych stolicach oferuje się mieszkańcom specjalne ziarno zawierające środki antykoncepcyjne. W USA ptaki te są po prostu wyłapywane i wywożone poza miasta. Do lasów. A u nas?

Eldorado

Gołąb to jedyny gatunek ptaka, który w naszej strefie klimatycznej znalazł prawdziwe eldorado. Nie odlatuje do ciepłych krajów, bo tu mu dobrze. Jego pisklęta wykluwają się nawet w zimie. Czyja to zasługa? Nasza. Bo gołąb, przez lata przy człowieku, doskonale przystosował się do życia obok niego. Czy to się komuś podoba, czy nie. A nie podobać ma się prawo, zwłaszcza tym, których gołębi problem dotyka bezpośrednio.

<!** reklama>Blok na bydgoskich Kapuściskach. Na balkonie mieszkania na ostatnim piętrze posadzka oblepiona zaschniętymi odchodami. Prowizoryczny gołębnik - identycznie „udekorowany”. Obok gniazda, skrzynki i gałęzie - żeby ptaszki miały na czym usiąść. Więc siedzą, jedzą i gruchają. Widok, jaki można zobaczyć na niejednym osiedlu w dowolnie wybranym mieście. Bo zawsze znajdzie się ktoś, kto chce ptaszkom pomagać.

W bloku na Kapuściskach gołębiom pomaga staruszka mieszkająca samotnie (z kotami, które nie są wypuszczane na zewnątrz).

<!** Image 3 align=left alt="Image 84924" sub="Taki balkon-gołębnik może wywoływać obrzydzenie. Jego właścicielowi jednak najwyraźniej obecność gołębi nie przeszkadza. Cierpią za to sąsiedzi,
a spółdzielnia może tylko grzecznie prosić o doprowadzenie tego miejsca do przyzwoitego stanu. / Fot. Archiwum">- Smród i wszędzie te odchody. Prania nie można wywiesić, ptaki lądują na naszych loggiach - pani Ania, sąsiadka, początkowo grzecznie zwracała uwagę starszej pani. Tłumaczyła, że balkonu nie może otworzyć, bo zlatują się ptaki i robią gdzie popadnie. Prosili też inni sąsiedzi. Nie pomagało. Wysłane przez lokatorów pismo do spółdzielni mieszkaniowej tylko zaostrzyło konflikt. Starsza pani zaczęła wydzwaniać na policję, że sąsiadka kradnie, a jej mąż nielegalnie kopiuje w mieszkaniu płyty. Spór zaognił się do tego stopnia, że ludzie szczerze się już nienawidzą.

Ślepa miłość

- Ludzie dokarmiają ptaki chyba z miłości do nich. Ale ta miłość nie powinna się przejawiać w taki sposób, że jedna osoba jest szczęśliwa, a reszta cierpi - Ewa Balcerzak jest kierowniczką administracji osiedla Lelewela i Kołłątaja w Toruniu. I choć w regulaminie spółdzielni czarno na białym jest napisane, że nie wolno dokarmiać gołębi, pozostaje jej tylko lokatorów „uprzejmie prosić”. Czasem pomaga, czasem nie.

- Raz chcieliśmy usunąć ptaki - mówi Balcerzak - ale jeden z mieszkańców zadzwonił do obrońców zwierząt i musieliśmy przeczekać, ponieważ okazało się, że wykluły się małe i są w okresie ochronnym. Gdy gołębie już wyfrunęły, pracownicy spółdzielni zatkali otwory.

Na chorobę nam gołębie?

W kilku europejskich miastach zakazano dokarmiania gołębi w obrębie starówek. Dlaczego? Bo ptaki te zagrażają ludziom i sobie. Ich populacja staje się coraz słabsza a z badań wynika, że już przenoszą tyle drobnoustrojów chorobotwórczych, co szczury (na temat gołębi piszemy w dzisiejszym Magazynie). W miastach Kujawsko-Pomorskiego cicho zaczyna się mówić o wprowadzeniu takiego zakazu. Co Państwo o nim sądzicie? A może warto by zastanowić się nad innymi rozwiązaniami, jak karmienie gołębi specjalnym ziarnem ze środkami antykoncepcyjnymi? Albo, tak jak w USA, wywozić je poza miasta? Na Państwa opinie czeka pod numerem telefonu: 0 52 326 07 11 lub e-mail: [email protected] red. Katarzyna Pietraszak.

- To niesamowite, z jakim uporem te ptaki chciały wrócić. Próbowały się przedostać. W końcu odpuściły, nie poradziły sobie z solidnymi zabezpieczeniami (cztery kołki) - kierowniczka mówi, że to wina ludzi, którzy je tak przyzwyczaili. I wciąż nie rozumieją, że jedynie nie karmiąc ptaków można ich populację jakoś „unormować”.

- W wielu polskich rodzinach, gdy zostaną ziemniaki z obiadu czy chleb z kolacji, ludzie nawet przez okno potrafią te resztki wyrzucić. I jest frajda, gdy ptaki to jedzą, ale gdy to wydalają to już nie jest tak miło - Wojciech Łent ze spółdzielni mieszkaniowej „Zjednoczeni” w Bydgoszczy nie przebiera w słowach. Bo za sprawą gołębi na poddaszu jednego z bloków na osiedlu Bartodzieje zalęgły się wszy. - Do mieszkań ludziom weszły - nie było innego wyjścia jak tylko zabudować poddasze saindingiem i pomóc ludziom pozbyć się plagi insektów.

Pomogło. Na jak długo? Nie wiadomo. Teraz spółdzielnia ma na głowie koty, które zastąpiły ptaki. Ale gołębie, które gdzieś niedaleko odleciały, będą chciały wrócić.

Zabudowanie otworów wentylacyjnych poddaszy nie zawsze pomaga. W polskich miastach stosuje się inne metody walki ze skutkami obecności gołębi. Zamiast skorzystać z humanitarnego sposobu ograniczania populacji, zakłada się żyłki, kolce i inne systemy odstraszające. Zwłaszcza w budynkach będących wizytówkami miasta.

Bydgoszcz. Stary Rynek. Trudno sobie wyobrazić to miejsce bez gołębi (jest ich od 300 do 500). Babcie z wnukami, mamy z dziećmi zafascynowanymi ptakami siadającymi na ramionach - widok piękny. Nie tak bardzo jak dach tzw. przybudówki ratusza, gdzie wciąż leżą odchody. - I tak jest lepiej niż było - ocenia Danuta Nawrocka, wicedyrektor Wydziału Obsługi Urzędu Miasta Bydgoszczy.

Inteligentny jastrząb

Kilka lat temu, podczas generalnego remontu, z poddasza ratusza wywieziono guano - dwie ciężarówki. Urzędnicy postanowili w jakiś sposób pozbyć się problemu. Pociągnęli w oknach pionowe żyłki. Ale gołębie przyzwyczaiły się do nich i nauczyły pokonywać przeszkodę - wiły gniazda między nimi. Podobnie było z kolcami, które do dziś wystają z parapetów.

<!** Image 4 align=right alt="Image 84924" sub="Jastrząb przyklejony do szyby w ratuszu ma odstraszać gołębie. Ptaki powoli się do drapieżnika przyzwyczajają. / Fot. Tadeusz Pawłowski">Ptaki wprawdzie przestały wić na nich gniazda, ale odchody nadal zostawały na elewacji budynku. Mycie dachu przybudówki kilka razy w roku, elewacji raz i przynajmniej raz w miesiącu szorowanie parapetów (co i tak nie usuwało całkowicie wżerających się w nie odchodów) - taka była codzienna walka z gołębiami.

Koszty tych zabiegów sięgały 10 tysięcy złotych rocznie, a za jastrzębia i sokoła trzeba było zapłacić niewiele ponad 2 tysiące złotych. Jastrząb i sokół to działający od roku elektroniczny odstraszacz ptaków. Co dwie, trzy minuty na bydgoskim rynku rozbrzmiewają naprzemiennie odgłosy tych drapieżnych ptaków. Inteligentny system ma przechytrzyć gołębie specjalnym czujnikiem ruchu - gdy zbliża się ptak, jastrząb albo sokół, odzywa się częściej niż go zaprogramowano.

Dodatkowym straszakiem ma być przyklejony do szyby wizerunek jastrzębia w locie. Ptaki się boją, ale chyba nie aż tak bardzo. W okno korytarza na półpiętrze, gdzie „leci” jastrząb, właśnie wpatruje się ciekawski gołąb. Cwaniak przygląda się, siedząc na dachu zabrudzonego odchodami segmentu. W bydgoskim ratuszu mają na takiego jak on asa w rękawie. Inteligentny system udaje także orła. W zanadrzu są też dodatkowe straszaki - cienie ukazujące się na budynku.

Dobro wyższego rzędu

W Toruniu gołębie w ogóle nic sobie z ludzkich zakazów nie robią. Jakby tego było, mało żyją w doskonałej symbiozie z gryzoniami. I to w centrum miasta. - Gołąbki są i mają się dobrze. Ludzie chętnie je karmią, a pozostałości po ich uczcie dojadają w nocy szczury - zdaniem Lecha Narębskiego, miejskiego konserwatora zabytków w Toruniu, walka z gołębiami nie powinna zmierzać do tego, żeby „wybić je w pień”. Bo przecież wiadomo, że najbardziej szkodzi przesada, a najlepszy jest umiar. W kwestii gołębi również. Tyle tylko, że...

<!** Image 5 align=left alt="Image 84924" sub="Rozciągnięte w oknach żyłki też nie pomagają. Gołębie przeciskają się i wiją między nimi gniazda. / Fot. Dariusz Bloch">- Ptak ma zdolność rozmnażania się. Zabytek - nie, a jest on przecież dobrem wyższego rzędu - konserwator oprócz estetycznych skutków obecności gołębi wylicza również te, których gołym okiem nie widać. Bo gołębie odchody są aktywne chemicznie. Wżerają się w kamień, zostawiając zakwaszenia, osłabiając go. I ten w murze i ten w bruku.

- My jesteśmy od tego, żeby chronić zabytki. Nie każdy to rozumie. Nierzadko do wielbicieli gołębi nie trafiają żadne argumenty - skarży się konserwator zabytków.

Dlatego w Toruniu cicho przebąkuje się o tym, żeby wprowadzić zakaz dokarmiania ptaków w obrębie Starówki. Nikt jednak nie odważył się głośno o tym pomyśle powiedzieć, żeby nie narazić się obrońcom zwierząt. - Może w prasie pojawiłaby się taka propozycja? Może taka publikacja przyniosłaby efekt? - zastanawiają się urzędnicy.

Zabić symbol?

Ornitolodzy podzielają zamysł wprowadzenia zakazu karmienia gołębi. Dla ich dobra i ludzi. Jednak pytani wprost, o ile za dużo jest w Polsce tych ptaków, nie udzielają odpowiedzi w obawie przed społecznym protestem i odsądzeniem od czci i wiary . Bo kto odważyłby się powiedzieć, że gołąbka pokoju, ten wielki symbol, należałoby likwidować, usypiać, zabijać?

- Są po prostu miejsca, gdzie jest ich za dużo - dr Piotr Indykiewicz z Katedry Zoologii Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy od lat zajmuje się badaniami naukowymi ptaków. Słuchając dżwięków - odstraszaczy, uśmiecha się: - Ornitologa to może one przestraszą.

Bo, jak się okazuje, zabezpieczenia przed gołębiami, jak na przykład te ratuszowe jastrząb czy sokół, są mało skuteczne, ponieważ gołębie miejskie nie znają takich wrogów. - Po pierwsze nie są to dźwięki wydawane przez nasze drapieżniki - to jastrzębie amerykańskie. Po drugie, nawet gdyby to były nasze drapieżniki i tak gołębie nic sobie z tego nie będą robiły - mówi Piotr Indykiewicz - bo zatraciły instynkt totalnie. Przyzwyczajają się do nich tak, jak przyzwyczajają się od lat do ludzi i wszystkiego, co je otacza. Nauczyły się od ludzi wiele. Ludzie na ogół nie zdają sobie z tego sprawy.

Karmienie boli

Piotr Indykiewicz wciąż spotyka się ze zdziwieniem studentów, słuchających wykładów o tym, że nie wolno latem ani wiosną dokarmiać ptaków. Dlaczego? Bo chleb czy inne produkty zawierające sól to dla gołębi zabójstwo. - Nie wydalają jej, dlatego gromadzi się w ich organizmach kwas solny, powodujący spustoszenie. Odczuwają z tego powodu ból jeszcze większy niż człowieka z kamieniami nerkowymi - wyjaśnia ornitpolog.

Na chorobę nam te ptaki

Konsekwencją karmienia ptaków jest to, że osłabiamy ich populację. Gołębie stają się mniej odporne. Stąd też więcej mają pasożytów i przenoszą je na nas. Mogą także przenosić choroby śmiertelne, jak choćby te wywoływane przez kleszcze (np. obrzeżek polski).

- Mama karmiąca z dzieckiem gołębie, zauważywszy czerwone plamki na jego skórze, pomyśli, że to na pewno uczulenie na nowalijki. Nic bardziej błędnego - mówi ornitolog - w wielu badaniach weterynaryjnych udowodniono, że gołębie przenoszą prawie tyle samo drobnoustrojów chorobotwórczych, w tym alergicznych, co i szczury, których przecież aż taką sympatią - właśnie z tego powodu - nie darzymy.

Ornitolog, Katedra Zoologii UTP w Bydgoszczy

- Gatunek gołębi, który osiadł w miastach to po prostu gołąb miejski - kuzyn gołębia skalnego, który kiedyś gnieździł się w skałach, ich zakamarkach i wnękach. Gołąb miejski też wykorzystuje takie miejsca lecz, na gzymsach, strychach, otworach wentylacyjnych, parapetach, wszędzie gdzie tylko się da. Rzadko pojawia się na drzewie, bo jego instynkt został zatracony totalnie. Przez kogo? Przez nas, ludzi.

Warto wiedzieć

Pojętne ptaki

Gołębie stale nas obserwują i uczą się. Zauważmy:

  • gdy na jezdni samochód zbliża się do gołębia, ten nie odfrunie podrepta do krawężnika (bo „wie”, że tak blisko krawężników samochody nie jeżdżą) i tam przeczeka;
  • nie ruszy się z miejsca, aż nie zbliży się do niego człowiek lub wykona jakiś ruch, np. otworzy szybę w samochodzie, wtedy dopiero zagrożony ptak odfrunie;
  • nie boi się kąpać w kałużach na ulicach, ale tylko w tych miejscach, gdzie jezdnie wymalowane są na biało, zwłaszcza na pasach - wyspach, na które samochody nie mogą wjeżdżać;
  • gdy zauważą psa, odfruną, gdyż wiedzą, że ten je dopadnie;
  • gdy jeden gołąb pikuje dla pozostałych jest to sygnał: człowiek nas karmi, jest pokarm! - wtedy gołębie przylecą całą chmarą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska