Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Granice ludzkiej niedoli. My też byliśmy kiedyś uchodźcami

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Większość emigrantów z ziem polskich wypływała do Stanów Zjednoczonych z portów w Hamburgu i Bremie. Linię tą obsługiwał m.in. zbudowany w Szczecinie parowiec "Patricia", który 10 grudnia 1906 roku przypłynął do Nowego Jorku mając na pokładzie ponad dwa i pół tysiąca uchodźców z Europy Środkowej i Wschodniej. Był to wtedy absolutny rekord.
Większość emigrantów z ziem polskich wypływała do Stanów Zjednoczonych z portów w Hamburgu i Bremie. Linię tą obsługiwał m.in. zbudowany w Szczecinie parowiec "Patricia", który 10 grudnia 1906 roku przypłynął do Nowego Jorku mając na pokładzie ponad dwa i pół tysiąca uchodźców z Europy Środkowej i Wschodniej. Był to wtedy absolutny rekord. Edwin Levick Biblioteka Kongresu USA
Uchodźcy przemykający się nocą przez granice? Tłumy ludzi koczujących w zimnie, z nadzieją na to, że uda im się przedostać dalej do lepszego świata? Porzucone w lesie ofiary przemytników ludzi? To wszystko już kiedyś było. Działo się tuż za rogatkami Torunia. I nie tylko za rogatkami, ponieważ w samym mieście mieliśmy swego rodzaju obóz dla uchodźców. Jego budynki stoją na Mokrem do dziś.

Kilka lat temu w toruńskim Muzeum Etnograficznym można było zobaczyć bardzo poruszającą wystawę "Wszyscy jesteśmy migrantami". Składała się ona przede wszystkim z listów, jakie pod koniec XIX wieku wysyłali do swoich bliskich Polacy emigrujący do Brazylii i Stanów Zjednoczonych. Listy te nigdy nie dotarły do adresatów, ponieważ zostały zatrzymane przez carską cenzurę. Były ich tysiące, II wojnę światową przetrwało kilkaset. Wystawa była prezentowana również w Poznaniu, jednak w Toruniu robiła większe wrażenie, ponieważ na wszystkich kopertach znajdowały się adresy z naszych stron, a konkretnie z ziemi dobrzyńskiej.

Zobacz koniecznie

Nazwiska mieszkańców Lipna, Rypina czy Dobrzynia nad Wisłą były bardzo dobrze widoczne, podobnie jak adnotacje cenzorów. Dlaczego pisma zostały zatrzymane? Kontrolującym nie spodobały się porównania warunków życia w starym i nowym świecie. Kilka listów cenzorzy zatrzymali, ponieważ znalazły się tam wskazówki, w jaki sposób, mniej lub bardziej nielegalnie przekroczyć granicę. Co ciekawe, instrukcji dotyczących przekraczania granic udzielał m.in. pewien młody ksiądz, który dostał się za ocean i próbował ściągnąć tam swoich rodziców.

Jak wyglądała przeprawa przez Drwęcę?

Ich lektura jest przejmująca, podobnie jak przejmujące były losy tych i innych polskich uchodźców, którzy w XIX i XX wieku opuszczali rodzinne ziemie z powodów ekonomicznych bądź politycznych i ruszali w na ogół całkowicie sobie obcy świat. Ich drogi wiodły między innymi przez przecięte wtedy granicą między zaborami okolice Torunia.

„W nocy prowadził pewien przemytnik przez Drwęcę jakiegoś emigranta do Brazylii - pisała „Gazeta Toruńska” w marcu 1891 roku, relacjonując tragedię, która wydarzyła się w rejonie Golubia. - Będąc już na połowie rzeki, nie dostrzegli w ciemności płynącej ku nim kry, która ich przewróciła. Obaj znaleźli śmierć w wodzie. Emigrant ów pozostawił w domu czwórkę drobnych dzieci. Posiadał gospodarstwo, które sprzedał za tysiąc rubli i zamierzał później sprowadzić rodzinę swą do Brazylii”.

Czym zajmowała się szajka, która operowała w okolicach Aleksandrowa Kujawskiego?

Nieboraków podróżujących za chlebem na drugi koniec świata było wtedy wielu, na granicy działały więc trudniące się ich przemytem spore grupy przestępcze. Opis jednej z nich „Gazeta Toruńska”, zamieściła w jednym z sierpniowych numerów z 1903 roku. Dotyczy on Aleksandrowa Kujawskiego, wtedy zwanego pogranicznym.

„O działalności bandy przemytników, operujących w Aleksandrowie pogranicznym podają warszawskie dzienniki ciekawe szczegóły - czytamy. - Banda ta trudni się przemycaniem włościan, emigrujących do Ameryki. O ile interesa szajki idą pomyślnie i wieńczone są znacznemi zarobkami, o tyle smutne jest położenie wychodźców, wyzyskiwanych w sposób niesłychanie bezczelny. Banda ma swych agentów, rozrzuconych po całym kraju, którzy wyprawiają włościan namówionych do porzucenia kraju rodzinnego, partyami do Aleksandrowa, gdzie dopiero zaczyna się wyzysk właściwy. Członkowie szajki pod różnymi pozorami zatrzymują wychodźców dni parę, odbierają od nich wszystkie rzeczy, a nawet pieniądze, tłomacząc naiwnym, iż otrzymają wszystko w całości, gdy już będą za granicą. Potem umawiają się o wynagrodzenie za przeprowadzenie przez granicę, przyczem od każdej partyi biorą po 100 do 150 rubli. Gdy zbliży się termin wyznaczony na przejście, oszuści zaczynają straszyć biedaków powstałemi jakoby w ostatniej chwili jakemiś nadzwyczajnemi trudnościami i proponują im, jako środek zaradczy, wskakiwanie do pociągu, gdy tenże już ruszy ze stacyi.

Wychodźcy, wśród których bywają częstokroć kobiety i dzieci, w nocy szeregują się wzdłuż plantu i podsadzeni przez członków bandy, wskakują w biegu do pociągu, przyczem skoki takie kończą się często fatalnie. Oczywiście na przeprawieniu włościan przez granicę kończy się działalność niecnych agentów, a pozostawione na przechowanie w ich rękach przedmioty i pieniądze nigdy już nie powracają do swych prawych właścicieli. Zdarza się także, iż przemytnicy, prowadzący partyę w nocy przez ścieżki w lasach, porzucają ich na los szczęścia, nie doprowadziwszy do granicy i nieszczęśliwi dostają się do rąk straży pogranicznej, która wyprawia ich etapem na miejsce zamieszkania”.

Ostrzeżenia o działających w okolicy nieuczciwych pośrednikach toruńska prasa publikowała wtedy bardzo często. Oszuści potrafili sprzedawać jako bilety na statek kolorowe reklamy tych biletów. Ludzie tracili w ten sposób oszczędności życia, albo pożyczone na wyjazd pieniądze. W sumie jednak nie byli w najgorszej sytuacji - zostawali z długami, ale u siebie. Znacznie gorzej mieli ci, którzy zdołali dotrzeć do Hamburga, Bremy czy Rotterdamu i dopiero tam utknęli. Relacje z ich obozowisk gazety także publikowały - ku przestrodze. Te swego rodzaju reportaże przesyłali m.in. księża i zakonnicy, którzy starali się tym ludziom pomóc.

Ilu Polaków emigrowało rocznie do USA na przełomie XIX i XX wieku?

Pomimo tego potok ludzi płynął nadal ogromnym strumieniem. Jak informowała "Gazeta Toruńska" na początku 1900 roku, tylko między czerwcem 1898 i czerwcem 1899 roku do Ameryki dotarło przeszło 35 tysięcy Polaków. Większość emigrantów z ziem polskich wypływała do Stanów Zjednoczonych z portów w Hamburgu i Bremie. Linię tą obsługiwał m.in. zbudowany w Szczecinie parowiec "Patricia", który 10 grudnia 1906 roku przypłynął do Nowego Jorku mając na pokładzie ponad dwa i pół tysiąca uchodźców z Europy Środkowej i Wschodniej. Był to wtedy absolutny rekord.

Zobacz koniecznie

Ci, którzy pokonali daleką i pełną niebezpieczeństw drogę, na ogół mogli mówić o sukcesie. Na ogół, bo zza oceanu również docierały do Torunia doniesienia np o polskich imigrantach, którymi pomiatali amerykańscy urzędnicy na Ellis Island. Lokalna prasa informowała także o innych tragediach. W Buenos Aires do dziś zachował się cmentarz kobiet - ofiar handlarzy ludźmi, które dotarły do Argentyny zwabione ofertami pracy, ale wylądowały w domach publicznych. One nie miały już jak wrócić do kraju.

Gdzie przez zieloną granicę przekradał się przyszły prezydent Polski?

Większość uchodźców zmuszały do podróży warunki ekonomiczne, trafiali się jednak również uchodźcy polityczni. Stali Czytelnicy na pewno pamiętają anegdotę, jaką podczas zorganizowanego przez nas kilka lat temu rajdu szlakiem dawnej granicy opowiadał Tomasz Krzemiński, historyk z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk. Tą o przyszłym prezydencie Stanisławie Wojciechowskim, który jako bojowiec PPS-u musiał uciekać z Kongresówki i z przygodami przedzierał się przez zielną granicę pod Otłoczynem. W Otłoczynie zresztą istniał ośrodek dla uchodźców, który w 1911 roku został przeniesiony do Torunia.

"W przyszłym roku przeniesioną będzie stacya kontrolowa dla wychodźców z zagranicy rosyjskiej na centralny dworzec na Mokrem - informowała "Gazeta Toruńska" w maju 1910 roku. - W tym celu zakupiły dwa towarzystwa zajmujące się wysyłką wychodźców kawał gruntu oddalony o około 400 metrów od dworca. Przeniesienie stacyi postanowiono z tego względu, gdyż dotychczas trzeba było wysyłać wszystkich wychodźców przejeżdżających przez Lubicz celem zbadania ich stanu zdrowia do Otłoczyna, co było połączone z wielkim kosztem. Wedle przepisów państwowych i ze względów sanitarnych stacya taka urządzoną być musi w pobliżu granicy i stoi zawsze pod nadzorem państwowym".

Stacja powstała, miała ogrodzoną rampę, na której uchodźcy wysiadali i wsiadali do pociągów. Dziś w jej budynkach mieści się Wojewódzki Ośrodek Lecznictwa Psychiatrycznego. Więcej o niej napiszemy następnym razem.

Moim zdaniem
Tekst dedykuję tym, którzy pozwalają sobie szydzić z ludzi koczujących na wschodniej granicy. Czegoś takiego w dyskusjach o obecnym kryzysie być nie powinno, ponieważ nasi przodkowie również bywali ofiarami polityki prowadzonej przez dyktatorów i musieli szukać ratunku w innych krajach. I nie trzeba tu sięgać po dziesiątki tysięcy uchodźców, którzy podczas II wojny światowej znaleźli schronienie w Iranie razem z armią Andersa. Sporo takich przykładów mamy na wyciągnięcie ręki.

Szymon Spandowski

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska