MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ślepa miłość

Redakcja
Europa i reszta świata

   Jedna z niemieckich gazet nazwała stosunki RFN - Rosja ślepą miłością. Nie tyle Rosji do Niemiec co odwrotnie. Jest to szczególnie widoczne po tragedii w Biesłanie. Nikt tak gorąco nie poparł polityki Kremla wobec Kaukazu, a Czeczenii w szczególności jak kanclerz Gerhard Schröder. Ostatnio swoje poparcie, właściwie bez zastrzeżeń, wyraził Schröder na łamach lewicowej gazety "Süddeutsche Zeitung".
   Kanclerz podkreślił w tym wywiadzie, że nie zamierza zmienić polityki wobec Rosji. Ostatnie posunięcia Putina zmierzające do ograniczenia swobód demokratycznych Schröder łatwo wytłumaczył. Putinowi chodzi o rekonstrukcję państwowości. Kanclerz nie zamierza stawiać w wątpliwość sposobu, w jaki ta państwowość ma być odbudowana, a jeżeli ma jakieś zastrzeżenia, wyraża je w rozmowach osobistych z prezydentem Rosji. Nie jest w niczyim interesie - powiedział kanclerz - podważanie integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej.
   Na zarzut, że wybierając się do Moskwy na 60-lecie zakończenia drugiej wojny światowej, rząd niemiecki zamierza jednostronnie budować oś Berlin - Moskwa, Schröder zauważył, że był na obchodach rocznicowych w Normandii i w Warszawie i nie ma żadnego powodu, żeby nie odwiedzić stolicy Rosji.
   Media niemieckie nie mają wątpliwości. Berlin bardziej dba o dobre stosunki z Moskwą niż z Waszyngtonem. Jest to nowa jakość w stosunkach transatlantyckich, ale nie nowa w długiej miłosnej historii niemiecko-rosyjskiej. W związku z ostatnimi wypowiedziami Schrödera, bez osłonek popierającymi politykę Putina wobec Czeczenii niektóre media niemieckie zastanawiają się nad genezą szczególnego "partnerstwa" czy też osi Berlin - Moskwa. Po okresie zimnej wojny, która niejako zawiesiła to partnerstwo, nastał czas gorących kontaktów między przywódcami obu państw. Przypomina się częste wizyty chadeckiego kanclerza Helmuta Kohla u Borysa Jelcyna, ze wspólnymi posiedzeniami w saunie. Schröder z prezydentem Francji Jacquesem Chirakiem bywają teraz u Putina, następcy Jelcyna, załatwiając z nim sprawy związane ze współpracą Unii Europejskiej i Rosją - bez upoważnienia Brukseli. Szczytem było - co część mediów niemieckich przyjęła z niesmakiem - adoptowanie przez małżeństwo Schröderów ośmioletniej sierotki, pochodzącej z Petersburga. Jakież to symboliczne - wszak z Petersburga pochodzi sam prezydent Rosji.
   Ale nie dajmy się zwieść krytycznym głosom części niemieckich mediów. Nie tylko Schröder kocha Putina, społeczeństwo niemieckie ślepo kocha Rosjan. "Tak jak kanclerzowi, Niemcom jest obojętny los Czeczenów, podobnie sfałszowane wybory, skrytobójcze mordy na dziennikarzach, przekupni sędziowie czy ubezwłasnowolnieni parlamentarzyści" - napisała konserwatywna gazeta "Die Welt". Niemcy kochają Rosję mimo tego wszystkiego, a więc jest to miłość prawdziwa. I tak jak nie drażni kanclerza i jego narodu bezprawie dziejące się w Rosji, tak drażni wszystko w Stanach Zjednoczonych. Miłość do Putina i nienawiść do Busha - są to dominujące uczucia nad Sprewą i Renem.
   Dowodzi tego fakt, że niedawny otwarty list amerykańskich i zachodnioeuropejskich polityków i intelektualistów, podpisany m.in. przez profesora Władysława Bartoszewskiego, a wyrażający niepokój z powodu cofania się w Rosji procesu demokratyzacji nie wywołał żadnego właściwie zainteresowania wśród elit niemieckich. Przeciwnie, w kołach tych list został nazwany "agresywnym atakiem" na Rosję i Putina.
   Dla Niemiec Rosja jest blisko i jedyne, co stoi na drodze prawdziwego, wiecznego zbliżenia, to Polska. Optymiści mówią: przecież nam nic już nie grozi, należymy wraz z Niemcami do Unii Europejskiej i do NATO, a Rosja nie. Jesteśmy więc bezpieczni. To prawda, świat się zmienia i nie grozi nam napaść ze strony tych dwóch państw. Ale w zmienionym świecie wiele rzeczy się nie zmieniło. A właściwie odżyło.
   Odżyły wielkomocarstwowe ambicje Berlina i nastąpił - po bardzo krótkiej przerwie - powrót do dyktatury w Rosji. Co to znaczy? Otóż znaczy to tyle, że oba te objęte miłosnym uściskiem kraje załatwiają międzynarodowe interesy ponad głową Warszawy, spychając Polskę do roli nic nie znaczącego, nadwiślańskiego kraju, z jego wiecznymi fobiami i lękami. Innymi słowy - że nas lekceważą.
   Schröder nie będzie wiecznie kanclerzem. Nie szkodzi. Przyjdzie na jego miejsce jakiś chadek, który z tym samym Putinem będzie ucztował, kąpał się w łaźni albo adoptuje jakiegoś Rosjanina. Nieważne. Ważne jest, że jeśli chcemy odgrywać poważną rolę na arenie międzynarodowej, musimy zmienić swoją politykę zarówno wobec Niemiec jak i Rosji. Nie może to być polityka uników i chowania głowy w piasek według zasady, że z sąsiadami musimy delikatnie, ale polityka państwa odgrywającego ważną rolę w tym regionie świata, bez lęków i kompleksów. Inaczej znów wylądujemy na prowincji świata.
krystyna grzybowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski