- Dopóki nie zacząłem zajmować się tym zawodowo, też nie rozumiałem - pociesza mnie Andrzej Bućko z Federacji Konsumentów, której wysłannicy rozmawiali wczoraj w Urzędzie Miasta o patologiach rynku energii elektrycznej, w tym o czytelności faktur. - Regulując rachunek za prąd wielu z nas nie wie albo nie rozumie, za co płaci.
[break]
Andrzej Bućko pochyla się nad moją fakturą za prąd, opiewającą na niecałe 130 złotych.
- To jeden rachunek, ale od dwóch firm, od właściciela sieci, firmy Energa Operator i sprzedawcy energii, spółki Energa Obrót - precyzuje.
Za zużytą energię zapłaciłam niecałe 46 złotych (z VAT). Większość pieniędzy pochłonęły opłaty dla dystrybutora, czyli właściciela sieci. Skasował mnie za: przesył stały, przesył zmienny, abonament i coś, co nazywa opłatą przejściową. Dostał prawie 65 złotych (24 zł zjadł podatek VAT).
- Właściwie za co? - pytam fachowca z Federacji Konsumentów.
Zapłaciłam za: koszty utrzymania sieci elektrycznej, czyli jej konserwacje, przegląd etc., które kryją się pod tzw. opłatą przesyłową stałą. Na liście jest też koszt dostarczenia energii do mieszkania i zadbania o jej odpowiednie parametry. To tzw. opłata przesyłowa zmienna, uzależniona od zużycia prądu. Za przesył zmienny dystrybutor policzyła sobie niemal tyle, ile za czystą energię - 43 złote (z VAT)!
Na tym wcale nie koniec. Jest jeszcze opłata abonamentowa, czyli m.in. za odczyt z licznika, wygenerowanie faktury. W tym gąszczu kosztów ostatnia na liście jest opłata przejściowa.
- To moja ulubiona opłata, nic innego jak parapodatek za możliwość korzystania z krajowego systemu elektroenergetycznego - mówi Andrzej Bućko. - To opłata za to, że ktoś kiedyś postawił słupy i dostarcza nimi energię z elektrowni.
Sprzedawcę energii od kilku lat możemy zmienić, ale warto pamiętać, że dystrybutor, czyli właściciel sieci pozostanie ten sam, a to on pożera lwią część naszych pieniędzy. Specjaliści zresztą przestrzegają przed zbyt pochopną zmianą sprzedawcy.
- Firmę zmienić łatwo, jeszcze łatwiej paść ofiarą oszustwa - Andrzej Bućko ostrzega przed szemranymi firmami. - Wyrastają jak grzyby po deszczu. Kiedyś świadczyły usługi telekomunikacyjne, a że koncesję na sprzedaż prądu uzyskać stosunkowo łatwo, przerzuciły się na energię i nie chodzi im wcale o sprzedaż, ale złapanie klienta na umowę, a potem gnębienie karami umownymi za rozstanie.
Takie firmy nazywa „kometami”.
- Szybko powstają, szybko działają i równie ekspresowo znikają - mówi.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?