Najbardziej niespodziewany zwrot akcji tego tygodnia? Oczywiście odwołanie zawieszenia prof. Aleksandra Nalaskowskiego. Niespodziewany, prawdę mówiąc, tylko dla tzw. szerokiej publiczności, bo już od początku tygodnia mówiło się tu i ówdzie, że jeszcze w tym tygodniu dojdzie w sprawie do przełomu. I doszło.
Polecamy
Kurz bitewny opada, zgiełk walki cichnie i powoli można przystąpić do rachowania strat i zysków. Kto więc tę wielką bitwę o prof. Nalaskowskiego wygrał? Po stronie jego obrońców słychać zwycięskie fanfary. „Prof. Nalaskowski wraca do pracy na UMK! Presja ma sens, pod wpływem tysięcy protestów, w tym mojej interwencji poselskiej skierowanej do premiera Morawieckiego, rektor UMK cofnął swoją skandaliczną decyzje o zawieszeniu Profesora! - obwieszcza na FB poseł PiS Krzysztof Czabański.
Presja, o jakiej wspomina pos. Czabański, to zmasowany nacisk, jakiego w swej 74-letniej historii toruński uniwersytet jeszcze nie doświadczył. Decyzja rektora Andrzeja Tretyna wywołała opór wewnątrz samej uczelni, bo część profesury stanęła po stronie zawieszonego pedagoga. I to jeszcze żadne halo, bo to środowiska duże, zróżnicowane i jak każda w Polsce większa grupa, mocno podzielone politycznie.
Reakcją na ruch rektora była też presja polityczna: to nie tylko przecież działania posła Czabańskiego, któremu cała ta historia spadła jak z nieba, bo dostał okazję, by przypomnieć się toruńskiemu elektoratowi. Były też wypowiedzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego oraz wicepremiera i ministra nauki, Jarosława Gowina, na którego wsparcie UMK zawsze mógł dotąd liczyć. W wielu sprawach, choćby przy próbie oderwania od UMK Collegium Medicum, toruńskie argumenty znajdowały w resorcie nauki zrozumienie. A szczególnie teraz, w realiach nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, gdy waży się, czy UMK znajdzie się w elicie najwyżej ocenianych uczelni, takie wsparcie trudno przecenić.
Miał ten nacisk jeszcze jedną najbardziej obrzydliwą formę: fali nienawistnego, chamskiego hejtu w internecie, przesyłanych do rektoratu gróźb i obelg, wreszcie kampanii propagandowej w prorządowych mediach kreujących prostą opowieść o rektorze-cenzorze i profesorze-męczenniku wolności słowa. Opowieść do szpiku zakłamaną, bo przecież nie chodzi o poglądy profesora na temat społeczności LGBT tylko o obraźliwą, pełną pogardy formę, w jakie te poglądy wyraził.
Czy decyzja odwieszająca to wywieszenie białej flagi nad rektoratem, jak to określiła na toruńskich stronach "Gazeta Wyborcza"? Nie byłbym taki kategoryczny w ferowaniu wyroków, kto tu tryumfuje a kto się poddaje.
POLECAMY: Po co był ten felieton? Rozmowa z prof. Aleksandrem Nalaskowskim
Oficjalny komunikat „odwieszający” profesora sformułowany jest językiem dyplomatycznej kurtuazji, tak by żadna ze stron tego rozejmu nie czuła się poniżona. Rektor owszem, wycofuje się z decyzji o zawieszeniu, ale dla równowagi zaleca profesorowi „większą roztropność” w publicystyce, a postępowanie wyjaśniające nadal ma być kontynuowane.
Czy to optimum, jakie można było uzyskać wobec skali całego tego nacisku i wobec delikatnej sytuacji toruńskiej uczelni? Chyba tak, tym bardziej że wsparcie rektora ze strony środowiska akademickiego było mizerne.
Obejrzyj: Wiadomości z Pomorza i Kujaw
Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?