Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jako aktorka podąża za upływającym czasem, ciągle się rozwija, ale jest daleka od bycia modną

Małgorzata Chojnicka
Tegoroczna laureatka nagrody Politki Małgorzata Zajączkowska w lipnowskiej  Izbie Pamięci  Poli Negri
Tegoroczna laureatka nagrody Politki Małgorzata Zajączkowska w lipnowskiej Izbie Pamięci Poli Negri Małgorzata Chojnicka
Małgorzata Zajączkowska została uhonorowana „Politką” podczas 10. Przeglądu Twórczości Filmowej „Pola i inni”. Opowiada o swojej karierze i rolach, latach spędzonych w Stanach Zjednoczonych, zawodowych wyzwaniach i marzeniach.

Dołączyła Pani do grona aktorów uhonorowanych „Politkami”. Czym jest dla Pani ta nagroda?
Nagroda „Politki” jest dla mnie wielką niespodzianką i wyróżnieniem, ponieważ Pola Negri to tak naprawdę prekursorka wszystkich kobiecych spełnień i marzeń. Należy wziąć pod uwagę, jak dawno się to działo, kiedy sobie wymyśliła, że zrobi karierę. Była konsekwentna w tym swoim dążeniu. Nie zważając na wiele rzeczy, po prostu robiła swoje. Wyprzedzała swoje czasy i potrafiła, w tym dobrym znaczeniu, manipulować pijarem, czyli umiejętnie wpływać na kreowanie swojego wizerunku. I jeszcze rzecz bardzo ważna. Kiedy patrzę na jej zdjęcia, za każdym razem widzę inną twarz. To niesłychane, ile wcieleń w niej tkwiło. Miała tak elastyczną twarz, która wyrażała to, co znajdowało się wewnątrz. Była piękna w tym, co robiła – odważna, konsekwentna i bardzo pracowita.

Czuje się Pani aktorką spełnioną?
I tak, i nie. Jak zagram rolę, którą chciałam dostać, a potem mam dobrą informację zwrotną od widzów, to jestem zadowolona. Wówczas czuję się zmotywowana do dalszej pracy. Są role, z których nie jestem zadowolona. Uważam, że aktor spełniony powinien iść na emeryturę. Fajne w tym zawodzie jest to, że po wielu latach zdarzają się role - marzenie. W moim przypadku jest to „Noc Walpurgi”. W naszym zawodzie nigdy nic nie wiadomo. Dlatego jest on tak piękny i okrutny zarazem, bo trudno sobie cokolwiek zaplanować.
Reżyser zawsze ma pewną wizję. Mądry potrafi słuchać aktora, ale on i tak musi się dopasować do jego punktu widzenia. Spotkanie z Marcinem Bortkiewiczem uważam za dar. Dalej chcemy ze sobą pracować. Ja się nadal rozwijam i bardzo dużo uczę. Lubię pracować z młodymi i utalentowanymi, którym się jeszcze chce. Właśnie od nich biorę dobre fluidy. Wymiana międzypokoleniowa powinna działać w obydwie strony, bo zupełnie co innego sobie dajemy. Aktorstwo jest sztuką tu i teraz. Kiedyś była inna ekspresja przy tych samych emocjach. Należy nadążać za czasem, co wcale nie oznacza, że trzeba być modnym. To dwa zupełnie inne pojęcia. Moda zbyt szybko przemija.

Jak Pani wspomina lata spędzone w Stanach Zjednoczonych?
Jest to duża część mojego życia, bo szesnaście lat, i dodatku taki najpełniejszy okres pod każdym względem. Tam wyszłam za mąż i urodziłam dziecko, zaczęłam pracować i wstąpiłam do związków zawodowych. Mam w sobie bardzo wiele rzeczy z Polski, ale też takich, których nauczyłam się w Ameryce i one stały się moje.

Jak było z odnalezieniem się w kraju po powrocie?
Z odnalezieniem się jako osoba prywatna nie miałam w ogóle problemów. Zawodowo było mi ciężko, bo dość długo mnie tu nie było. W pewnym momencie powiedziałam sobie, że sama coś dla siebie znajdę. Wspólnie z Krzysztofem Kolbergerem przetłumaczyłam, a następnie wystawiłam sztukę. Potem wyprodukowałam sobie monodram „Matematyka miłości” Esther Vilar. Sama się uruchamiam i nie daję za wygraną, bo oznaczałoby to, że nie wierzyłam do końca w swój pomysł. Jeśli się nawet nie uda go zrealizować, nie mam sobie nic do zarzucenia. Uważam, że zawsze trzeba zrobić wszystko, co można, aby potem nie mieć do siebie pretensji, że się nawet nie spróbowało.

Jak Pani traktuje swoje role? Stają się one Pani dziećmi?
One stają się moimi dziećmi za jakiś czas, tak po pięciu, sześciu latach. Gdy teraz oglądam swoje filmy sprzed 30. lat, patrzę na siebie, jak na swoją córeczkę. Mam zupełnie inne emocje. Natomiast do teraźniejszych ról nie mam dystansu. Ciągle jestem bardzo wymagająca i zastanawiam się, co bym jeszcze zmieniła. Chyba jest tak, że wymagania mamy wobec dzieci, a wnuki kochamy bezwarunkowo. Dlatego też na swoje starsze role patrzę, jak na wnuczki, a na obecne, jak na dzieci.

O czym Pani marzy?
Moim podstawowym marzeniem stało się robienie rzeczy, które naprawdę lubię. Praca wówczas męczy zupełnie inaczej, bo nie ma się poczucia zmuszania. Jeśli do tego dojdzie jeszcze zdrowie, będę miała już wszystko. Marzę jeszcze o nowych rolach i żeby Marcin Bortkiewicz dostał pieniądze na filmy, które chcemy razem zrealizować. Za chwilę zaczynam warsztaty w Teatrze Wielkim, bo przygotowuję się do „Snu nocy letniej” i chciałabym, żeby to się udało.

Zagrała u Woody Allena

Jako aktorka podąża za upływającym czasem, ciągle się rozwija, ale jest daleka od bycia modną
Małgorzata Chojnicka

Małgorzata Zajączkowska jest aktorką filmową i teatralną, która od lat cieszy się sympatią widzów. Ostatnio jej kunszt aktorski mogliśmy podziwiać w filmie Marcina Bortkiewicza „Noc Walpurgi”. Wcieliła się tam w postać divy operowej Nory Sedler. Tę kreację doceniono podczas Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”, przyznając nagrodę za „brawurowe i bezgraniczne oddanie się roli w ramach ryzykownej konwencji”. Przez kilkanaście lat mieszkała w Stanach Zjednoczonych. Zagrała tam m.in. Jadwigę w filmie „Wrogowie” Paula Mazursky’ego i Lili w „Strzałach na Broadwayu” Woody Allena.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska